W efekcie większość notowań stała pod znakiem niewiele wnoszącej konsolidacji. Spadek wywołany gorszymi danymi o zamówieniach na dobra trwałe w USA nie był zbyt mocny i został zniwelowany po rozpoczęciu giełd amerykańskich, które nie były wprawdzie niezdecydowane, ale też nie poddały się większej przecenie. Ten stan udzielił się również najważniejszym wskaźnikom na naszym kontynencie i chociaż końcówka przyniosła osłabienie, to jednak nie przyniosło ono większej zmiany sytuacji. Ostatecznie większość głównych indeksów zdołała zakończyć notowania na plusach.
WIG20 zaczął na minusie, ale popyt nie dopuścił do zagrożenia granicy 2000 pkt. i szybko przystąpił do odrabiania strat. Po niespełna godzinie handlu indeks wyszedł na plus, a potem poprzednie zamknięcie było zaporą dla spadkowej korekty. Pod koniec pierwszej połowy popyt starał się zaatakować opór na 2064 pkt., jednak tuż poniżej spotkał się z mocniejszą reakcją niedźwiedzi i rynek zaczął słabnąć. Próba powrotu na minus sprowokowała odbicie w końcówce, dzięki któremu udało się zamknąć dzień lekkim wzrostem.
Pomimo lekkiej zwyżki obraz rynku nie uległ większym zmianom i trudno o większy optymizm. Indeks utrzymał się powyżej granicy 2000 pkt., jednak sama obrona nie wystarczy, by liczyć na poprawę w najbliższym czasie. Indeks nie zdołał powrócić nawet powyżej szczytu na 2041 pkt., nie mówiąc już że najważniejszym oporem jest strefa 2064-2155 pkt. O ile więc nie można jeszcze mówić o mocniejszych sygnałach zapowiadających głębsze zniżki, to szanse na kontynuację wzrostów też nie są zbyt duże. Wczorajsza sesja za oceanem nie była na tyle zła, by sprowokować mocniejszą wyprzedaż, a dziś poza kolejnymi wynikami spółek niepewność mogą powodować dane z rynku pracy w USA. Notowania mogą więc upływać bez wyraźniejszego kierunku, choć niewykluczone, że na lekkim minusie.