Początek tygodnia miał rynkom przynieść informację czy problemy Lehman Brothers są realne czy może wyolbrzymione.
Inwestorzy śledzili na bieżąco rozwój sytuacji w weekend i czekali na ostateczną decyzję czy Barclays Bank albo Bank of America zgodzą się dokapitalizować, czyli de facto pożyczą pieniądze czwartemu największemu bankowi inwestycyjnemu.
Tak naprawdę wszyscy liczyli, że podobnie jak z Bear Stearns uda się znaleźć chętnego na zakup całej kłopotliwej instytucji podobnie jak miało to miejsce dokładnie tydzień temu kiedy rząd amerykański przejął agencje kredytowe Freddie Mac i Fannie Mea.
Mimo coraz większych oczekiwań okazało się, że Bank of America zamiast Lehman Brothers zdecydował się na zakup Merrill Lynch, a więc zupełnie innego amerykańskiego banku inwestycyjnego i to po cenie... wyższej o 70 proc. od rynkowej! Była to iście niedźwiedzia przysługa dla rynków.
Taka informacja, gdyby jeszcze ktoś przejął Lehmana bardzo poprawiłaby nastroje, ale zamiast tego agencje rozpisywały się, że Lehman ogłasza bankructwo i ma rekordowe 613 miliardów dolarów długu. Po tej informacji indeksy polskie i europejskie spadały jak kamienie.
Początkowo spadek wydawał się kontrolowany (zwłaszcza że budowany na skromnym kapitale), jednak po przełamaniu bariery 2400 pkt. rozpoczęliśmy znów swobodny lot nurkujący. WIG20 w najgorszym momencie obniżał się o 4,5 proc., a co gorsze spadki objęły absolutnie wszystkie sektory bez żadnego szczególnego wyróżnienia.
Niechlubnym liderem europejskim spadków był ponownie rynek rosyjski (od czasów wojny w Gruzji to norma), gdzie RTS spadł o ponad 6 proc. i zawdzięczał to głównie kolejnemu silnemu spadkowi ceny ropy. Po przełamaniu psychologicznej granicy 100 dolarów niedźwiedzie obniżyły cenę o kolejne 6 proc.
Dane amerykańskie przy takich bombach informacyjnych nie miały żadnego znaczenia. Co prawda były one słabsze niż prognozy, bo spadła zarówno amerykańska produkcja przemysłowa jak i indeks informujący o rozwoju gospodarczym w rejonie Nowego Jorku, ale nie można mieć złudzeń, żeby jakiekolwiek dane mogły mieć dziś znaczenie.
Tylko z kronikarskiej dokładności warto zaznaczyć, że inflacja w Polsce w sierpniu okazała się niższa niż zakładano i wyniosła 4,8 proc. , a więc utrzymał się poziom z lipca.
Dzisiejsze zakończenie sesji amerykańskiej pokaże czy panika i przerażenie, które zagościły na rynku równie szybko zmienią się w optymizm. Jeżeli tylko Amerykanie uznają, że znaleziono największą ofiarę kryzysu nastroje jeszcze przed piątkiem mogą znów zmienić się o 180 stopni.