Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Ostatnie dni kwartału często pomagają bykom

0
Podziel się:

W USA nastroje w czwartek nie były tak doskonałe jak w Europie. Nie miało to jednak nic wspólnego z publikowanymi danymi makro, chociaż nadal nie mogły one graczy zachwycić.

Ostatnie dni kwartału często pomagają bykom

W USA nastroje w czwartek nie były tak doskonałe jak w Europie. Nie miało to jednak nic wspólnego z publikowanymi danymi makro, chociaż nadal nie mogły one graczy zachwycić.

Raport o PKB i skojarzonych z nim miarach inflacji (dane ostateczne) nikogo nie zaskoczył. PKB wzrósł o 0,6 procent (czyli wstępne szacunki się nie zmieniły), a deflator i wskaźnik wydatków konsumpcyjnych zweryfikowano w dół. W całym roku 2007 gospodarka USA wzrosła o 2,2 procent, czyli najsłabiej od 2002 roku. Poza tym okazało się, że zyski amerykańskich spółek spadły w czwartym kwartale o 3,3 procent (oczekiwano, że spadną jedynie o 01, procent). Słabe dane dotarły też z rynku pracy. Ilość noworejestrowanych bezrobotnych zmniejszyła się w stosunku do poprzedniego tygodnia, ale pozostał na bardzo wysokim poziomie (366 tys.) i była wyższa od prognoz.

Rynek akcji miał problemy z kontynuowaniem window dressing, ale jeśli spojrzy się na docierające nań informacje to widać, że nie były one wyimaginowane. Przede wszystkim traciły akcje w sektorze finansowym, bo po rynku krążyły pogłoski dotyczące Lehman Brothers. Mówiły one, że firma może niedługo podzielić los Bear Stearns. Co prawda rzecznik firmy kategorycznie tym pogłoskom zaprzeczył, ale przecież zarząd Bear Stearns też do końca zaprzeczał. Poza tym taniały akcje Bank of America i JP Morgan po tym jak analityk Lehman Brothers właśnie, obniżył prognozy ich zysków. Tracił też znowu Merrill Lynch. Tym razem analitycy firmy Sanford C. Bernstein zapowiedzieli, że firma wpisze w straty 4,5 mld USD. Najmocniej jednak spadał NASDAQ reagując na słaby raport kwartalny Oracle i obniżenie prognozy zysku Google przez analityków (znowu) Lehman Brothers.

Jeszcze tydzień temu takie informacje dokonałyby dzieła zniszczenia. Tym razem widać było, że szeroki rynek reprezentowany przez indeks S&P 500 się nie poddaje, a NASDAQ traci umiarkowanie. Wydawało się, że koniec kwartału i generalna poprawa nastrojów na giełdach dodadzą bykom siły, ale tak się nie stało. Owszem na 1,5 godziny przed końcem sesji byki zaatakowały (znowu za wcześnie), ale za słabo, a to wezwało do tablicy podaż. Niedźwiedzie zobaczyły, że rynek jest słaby i końcówka sesji przyniosła przecenę akcji. Było to przynajmniej zachowanie logiczne, ale indeks S&P 500 zawisł tuż nad wsparciem. Jeszcze jeden większy spadek i gracze znowu przestaną wierzyć we wzrosty. Jednak sesja ta nie miała większego znaczenia dla globalnych rynków akcji. Widać to wyraźnie w Azji, gdzie indeksy rosły. Nawet w Japonii wzrost inflacji (inflacja bazowa
jest na wysokości 1 procent) do dziesięcioletniego maksimum i bezrobocia (3,9 proc.) tylko na początku sesji zepsuły nastroje. Potem indeks dynamicznie rósł. Mówiło się o wzrostach cen spółek surowcowych, ale ja uważam, że widzimy po prostu globalne ,,window dressing" na koniec kwartału. Trudno oczekiwać, że rynek amerykański tej tendencji się w końcu nie podda.

GPW rozpoczęła czwartkowa sesję w jeszcze bardziej szampańskim nastroju niż inne giełdy europejskie. Najwyraźniej gracze również u nas wierzą w dłuższy okres wzrostów. Ciekawostką było to, że jeszcze przed rozpoczęciem sesji na rynku kasowym bardzo wyraźnie drożały kontrakty, chociaż powodów do takiego wzrostu nie było. Najwyraźniej ktoś wiedział, że popyt na rynku kasowym uderzy. I rzeczywiście uderzył. Już po niecałych 30 minutach WIG20 rósł o prawie dwa procent. Liderami były KGHM (duży wzrost ceny miedzi) i PKO BP (znakomite prognozy zysku).

Potem zapanował spokój. WIG20 osuwał się, ale widać było, że byki czekają na okazję, żeby znowu zaatakować. Taki atak nastąpił po publikacji danych makro w USA, kiedy to indeksy w Europie zwiększyły skalę wzrostów. Jednak początek sesji w USA graczy w całej Europie zaskoczył (właściwie nie wiem dlaczego, bo można było takiego oczekiwać) i indeksy zaczęły się osuwać. Nawet jednak w najgorszym momencie wzrosty były całkiem solidne, a niepokój niewielki. Koniec sesji znowu przyniósł atak byków, a wzrost WIG20 o 1,5 procent należy uznać za duży sukces byków. Trochę tylko niepokoił spadek obrotów.

Czwartkowa sesja była kolejną, która pokazała zmianę nastroju panującego na rynku. Widać, że gracze czekają na byle pretekst, żeby móc podnieść indeksy. Podobnie wyglądała sytuacja w całej Europie. Z pewnością niejeden gracz powie, że to tylko ,,window dressing" na koniec kwartału, ale takie proste to nie jest. U nas, w Polsce ,,window dressing" bardzo często polega na pilnowaniu rywala, żeby nie miał lepszych wyników, a to prowadzi do osłabienia koniunktury. Tym razem chodzi o coś więcej. Nadal obowiązuje sygnał kupna, ale prawdziwy test rynku zobaczymy dopiero przy dojściu WIG20 do 3.150 pkt.

giełda
komenatrze giełdowe
dziś w money
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)