Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Panika na Wall Street, świat wstrzymał oddech

0
Podziel się:

Rynek amerykański długo opierał się przed przeceną i ignorował wydarzenia, jakimi poddana jest strefa euro.

Ten tydzień był jednak inny i niewątpliwie przejdzie do historii. W czwartek obserwowaliśmy ogromne tąpnięcie na Wall Street, gdzie indeksy spadały o 8-9 proc., a na niektórych dużych spółkach zniżki niejednokrotnie grubo przekraczały 10 proc. Czarny czwartek, panika wywołana błędem człowieka, czy może aktywacją dużej ilości zleceń stop lossów? A może to automatyczne systemy transakcyjne zatrzasły rynkiem? Pewnie nie ma jednego wytłumaczenia ogromnych ruchów, jakim poddane było Wall Street. Sesja zakończyła się spadkiem „jedynie" o około 3 proc., ale to marne pocieszenie.

Szczególnie, jeżeli wiemy, jak poprawia się sytuacja makro. Indeks ISM dla przemysłu przekroczył poziom 60 pkt. Zamówienia w przemyśle wyraźnie rosną, a gospodarka w kwietniu wygenerowała prawie 300 tys. miejsc pracy. Analitycy w swych oczekiwaniach nie byli tak optymistyczni, rynek więc powinien reagować zupełnie inaczej, niż to czyni obecnie. Oczywiście korekta ostatnich wzrostów jest zasłużona, ale jej styl musi budzić poważne zastanowienie. Pytanie, jakie będzie powtarzane brzmi: czy jest to jedynie silna korekta wzrostów, czy może zmiana panującej od ponad roku tendencji. Niestety, na dzień dzisiejszy nikt nie zna odpowiedzi na to pytanie. Rynek sam wskaże dalszy kierunek rysując odpowiednią formację. Niestety, zajmie to trochę czasu i może zabrać kolejne procenty z indeksów.

Polska i Europejskie Rynki Wschodzące

Nie był to dobry tydzień dla posiadaczy akcji. Górę brały emocje, jakiekolwiek dane były ignorowane, a w centrum uwagi tkwiła „tragedia grecka". Inwestorzy bardzo źle przyjęli niedzielne decyzje dotyczące ratyfikacji pakietu ratunkowego dla Grecji. Coraz większa awersja do ryzyka i instytucji finansowych automatycznie przełożyła się na region Europy Środkowej, a co za tym idzie także na rynek polski.

Liderami spadków były banki i spółki surowcowe. Biorąc pod uwagę, że właśnie te sektory przeważają w indeksie WIG 20, „wyrok" mógł być tylko jeden. Spadek - 3,72 proc. na zamknięciu wtorkowej sesji stał się faktem. Powyższa sytuacja nie ominęła polskiego złotego, który idąc torem kursu EUR/USD tracił do głównych walut. Słabnący złoty przełożył się na rentowności polskich obligacji. Szczególnie dotknęło to papierów długoterminowych. Ceny polskich pięcio- i dzieśięciolatek spadły drastycznie.

W takiej atmosferze, raporty napływające ze spółek sprowadzone zostały na boczny tor. Informacja dotycząca nowej inwestycji KGHM, który kupi 51 proc. spółki wydobywczej w Kanadzie za 37 mln USD i zapewni finansowanie na 535 mln USD w obliczu spadających cen surowców, „przeszła niezauważona". Ta sama sytuacja tyczyła się innych spółek. Przykładem może być tutaj Grupa Lotos, która miała 25,54 mln zł zysku netto w I kw. 2010 r., wobec straty przed rokiem oraz Netia, której wyniki okazały lepsze od konsensusu rynkowego (14,3 mln. zysku netto za pierwsze trzy miesiące). W w/w przypadkach nie znalazło to odzwierciedlenia w cenach akcji. Obie spółki traciły na wartości.

Kropką nad „i" mogła okazać się czwartkowa, paniczna sesja w Stanach Zjednoczonych. Jednak istnieje duże prawdopodobieństwo, że owe szaleństwo było efektem błędu. Nie zmienia to faktu, że na rynku panuje duża nerwowość, która ma szansę w przyszłym tygodniu nieco się uspokoić. W końcu program pomocy dla Grecji został zatwierdzony. Powstaje jednak obawa, czy podobny los nie czeka innych krajów i na ile mijający tydzień wystraszył tak optymistycznych do tej pory inwestorów.

Europa Zachodnia

Niepewność wokół wypłacalności Grecji oraz kilku innych państw strefy euro spowodowała, iż oczekiwana od kilku tygodni korekta na rynkach Starego Kontynentu stała się faktem. Główne zachodnioeuropejskie indeksy w ujęciu tygodniowym zgodnie wylądowały na prawie 10-procentowych minusach.

Od początku tygodnia w powietrzu czuło się niepokój, spowodowany nie tyle problemem samej Grecji (w jej sprawie zatwierdzono przecież pakiet pomocowy poparty przez francuski i niemiecki parlament), ile obawami o pójście w jej ślady kilku innych państw strefy euro. Obrazu sytuacji nie poprawiały dantejskie sceny z ateńskich ulic, co nie zmienia faktu, że drastyczne cięcia fiskalne (mówi się o 24 mld euro w okresie 3 lat) zatwierdzone przez grecki rząd prędzej czy później muszą zostać zaakceptowane przez tamtejsze społeczeństwo, innego wyjścia po prostu nie ma.

Inwestorów – nie tylko europejskich – nurtuje w tym momencie inne pytanie. Kolejka „chorych" fiskalnie państw strefy euro nie maleje, a nikt nie wie, czy w najbliższych miesiącach jeszcze się nie zwiększy. Na razie „euro pomoc" dla Portugalii czy Hiszpanii jest jeszcze w sferze domysłów, ale nieudolność fiskalna socjalistycznych rządów w Lizbonie i Madrycie może w którymś momencie doprowadzić do przerodzenia się plotek w fakty, co nie pozostałoby bez wpływu na sytuację na rynkach finansowych. Sytuację w każdej chwili mogą wykorzystać wszelkiej maści spekulanci, którzy od kilku tygodni czyhają na okazję do ataku na portugalski i hiszpański dług, podobnie jak to się miało z obligacjami greckimi.

Nie ulega wątpliwości, że szukający pretekstu do realizacji zysków właśnie go znaleźli, co – patrząc na ostatnie kilka tygodni wzrostów – nie powinno nikogo dziwić. W przyszłym tygodniu przekonamy się, czy korekta rzędu 10 procent zadowoli inwestorów, czy też kierowane nienajlepszym sentymentem rynki zafundują nam następny tydzień spadków.

Azja i Ameryka Łacińska

W minionym tygodniu dominowała zdecydowanie czerwień na tablicach indeksów Azji oraz Ameryki Łacińskiej, tak jak i na giełdach reszty świata. Na rynkach traciły zarówno firmy solidne, duże, prowadzące zdrowy biznes, którym bezpośrednio grecki kryzys nie straszny, jak również banki, które mogą posiadać obligacje tego kraju. Czy obserwujemy strach przed upadkiem jednego z krajów ze strefy euro?! Czy może inwestorom towarzyszy uczucie, że ogromne plany pomocowe mogą spowodować zachwianie budżetów kilku państw? Na te pytanie oraz kilka innych będziemy musieli sobie odpowiedzieć w przeciągu następnych dni, podejmując decyzję, czy zredukować pozycję i być na gotówce, a może kupić dodatkowe akcje. Miniony tydzień był najsłabszym pod względem plasowania długów krajów "rozwijających" się.

Większość ministrów finansów doświadczyło tak zwanego zjawiska "fly to safety", a inwestorzy zamiast kupować bony skarbowe oraz obligacje dynamicznych, młodych gospodarek rynkowych, chętnie kupowali dolara i amerykańskie papiery skarbowe oraz złoto. Mimo wszystko, nie spowoduje to perturbacji w realizowaniu swoich zobowiązań, jak oznajmiają wszyscy ministrowie finansów. Zarówno Chiny, Indie oraz Brazylia były w przeciągu ostatnich miesięcy głównym kierunkiem "turystyki inwestycyjnej" na świecie i posiadają tyle gotówki, że swobodnie spłacą swoje zobowiązania. Przyczyna tego zjawiska to nie tylko dobry klimat i pogoda, ale również zdrowe fundamenty i silna dynamika wzrostu. Skoro o fundamentach mowa, pojawia się kolejny problem. Rynek nieruchomości niektórych gospodarek znacznie odbiega od zdrowego rozsądku. Jak powiedział w tym tygodniu amerykański guru inwestycyjny Marc Faber: "Chińska gospodarka może mocno się schłodzić, a nawet runąć.

Chiński rynek nieruchomości, o którym często mówi się, że jest na nim bańka, może pęknąć, tak jak cały rynek akcji". Oprócz Grecji, ta myśl najczęściej towarzyszyła podczas nerwowego wybudzania się ze snu inwestorów posiadających długie pozycje. Indyjscy ekonomiści głośno wypowiadają swoje przemyślenia o opodatkowaniu kapitału krótkoterminowego, który uspokoiłby spekulantów. Przypomnijmy, że są to mechanizmy wprowadzone już w Brazylii na rynku kapitałowym oraz w Kraju Środka na rynku nieruchomości. Euro - Yen oraz inne waluty osiągnęły dynamikę zmian ostatnio notowaną w lutym 2009 roku. Zmieniły się spready na japońskie CDS i w końcówce tygodnia sięgały 92.82 pkt. Wolumen na brazylijskich instrumentach pieniężnych był o 97% mniejszy względem rekordów, które obserwowaliśmy w lutym tego roku. Pokazuje to, że, mimo spadku zainteresowania, większość decydentów zarządzających emisją papierów skarbowych przeprowadziła te operacje wcześniej, spodziewając się obecnego scenariusza. Po ponad dziesięciotygodniowym
rajdzie w górę, jeszcze dwa tygodnie temu, wskaźnik VAR, czyli potencjalny zysk do ryzyka, nie wyglądał tak ciekawie. Ponieważ od tego czasu nie doszło do znaczącej zmiany sytuacji makro, daje to przesłankę do ruszenia na zakupy, gdy tylko rynki ochłoną. Obecne poziomy indeksów wydają się być dużo bardziej atrakcyjne.

Surowce

Wydarzenia z międzynarodowych parkietów giełdowych nie pozostały bez wpływu na rynki surowców. Obawy o strefę euro pogłębiły wątpliwości czy gospodarka światowa powróci na ścieżkę stałego rozwoju. Utrzymująca się niepewność nie wróży dobrze prognozom popytu na surowce. Otóż zwiększone zapotrzebowanie na tę klasę aktywów ma miejsce w warunkach rozwijającej się gospodarki. Przy takich nastrojach jak obecnie trudno spodziewać się innego ruchu cenowego jak „na południe". I tak ropa naftowa wyceniana jest na 78 dolarów za baryłkę, co w porównaniu z poprzednim tygodniem daje 10% spadek cen. Podobnej skali spadki wystąpiły na rynku miedzi. Tu cena tony tego metalu osiągnęła 6841 dolarów, co daje ponad 9% ubytek wartości. Tylko złoto wyszło obronną ręką z trwających zawirowań na rynkach finansowych. W ostatnim tygodniu kruszec ten podrożał o 2%, a uncja wyceniana jest na 1200 dolarów. Warto tu zaznaczyć, że wzrost ceny został wygenerowany pomimo umacniania się amerykańskiej waluty. Daje to szanse na silny wzrost cen
w przypadku uspokojenia się sytuacji na rynkach finansowych, gdyż wówczas dolar powinien się osłabiać do euro.

Waluty

To co się działo na rynku walutowym w minionym tygodniu z pewnością wielu inwestorom na długo zapadnie w pamięci. Kurs EUR/USD w skrajnym momencie spadał w ujęciu tygodniowym o blisko 8 centów, czyli około 6%. Ostatnio z tak dużą dynamiką przeceny europejskiej waluty mieliśmy do czynienia jesienią 2008. W czwartek notowania EUR/USD zaliczyły minimum na poziomie 1,2518. Warto w tym momencie zwrócić uwagę na fakt, że niebezpiecznie zbliżamy się do dołka z 28.10.2008 r. (1,2328). Jest to bardzo silne wsparcie, które ma szansę przynajmniej na jakiś czas powstrzymać ten „wodospad". Trend spadkowy pozostaje niezagrożony, a granie na odbicie na tą chwilę przypomina „łapanie spadających noży". Niezwykle emocjonujący tydzień mieliśmy również na naszej rodzimej walucie. Trudno oprzeć się wrażeniu, że polski złoty kolejny raz stał się ulubioną walutą spekulacyjną „dużych graczy". Taką skalę zmian jaką zaobserwowaliśmy trudno tłumaczyć inaczej. Kurs EUR/PLN w cztery dni wystrzelił z poziomu 3,91 do 4,24 to ponad 8%,
USD/PLN z 2,93 na ponad 3,37 około 15%, a CHF/PLN z 2,73 na 3,02 około 10%. W piątek sytuacja nieco się poprawiła, ale nie zmienia to negatywnej wymowy. Warte podkreślenia jest to, że kurs złotego na wymienionych parach wyraźnie wybił się z ponad rocznego kanału spadkowego. Wygląda to na zmianę trendu i ryzyko dalszej deprecjacji złotego jest wysokie.

Raport przygotował zespół Doradców Finansowych Xelion w składzie: Łukasz Bugaj, Jacek Maleszewski, Piotr Olejniczakowski, Adam Piotrowski, Tomasz Ray-Ciemięga, Piotr Trzeciak, Konrad Widuliński, Jan Żuralski.

dziś w money
giełda
komenatrze giełdowe
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)