Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Przedświąteczna przecena?

0
Podziel się:

W piątek giełdy europejskie rozpoczęły sesję od nieśmiałych wzrostów indeksów. Był to wynik zamknięcia czwartkowej sesji w USA. Gracze jednak doskonale wiedzieli, że wszystko rozstrzygnie się po publikacji danych o amerykańskiej inflacji.

Przedświąteczna przecena?

*W piątek giełdy europejskie rozpoczęły sesję od nieśmiałych wzrostów indeksów. Był to wynik zamknięcia czwartkowej sesji w USA. Gracze jednak doskonale wiedzieli, że wszystko rozstrzygnie się po publikacji danych o amerykańskiej inflacji. *

Przed tą publikacją szybko spadał kurs EUR/USD - wyglądało to tak jakby gracze oczekiwali sporego wzrostu inflacji. W niczym nie zmienił sytuacji raport o inflacji w strefie euro. Wzrosła ona mocniej niż tego oczekiwano - do 3,1 procent. Jak widać wzrost cen staje się powoli problemem w coraz większej ilości krajów. Jednak jeszcze przed południem indeksy zaczęły się osuwać i znak plus zamienił się na minus. Przed publikacją danych z USA sytuacja nieznacznie się poprawiła, a po publikacji danych o inflacji pogorszyła, ale nie były to mocne ruchy. Sesje kończyły się w czasie, kiedy indeksy w USA wróciły do poziomu czwartkowego zamknięcia i dzięki temu udało się wypracować mini- zwyżki.

W USA w piątek nadal trwała walka zwolenników rajdu św. Mikołaja, czyli kończącego rok podnoszenia indeksów, z inwestorami patrzącymi na fundamenty. Mimo bardzo złych informacji napływających na rynek walka nie była całkiem nierówna. W końcu roku każdy pretekst jest dobry, żeby podnieść indeksy, a w danych makro takie pseudo-pozytywne indeksy można było znaleźć.

Jednak dane o głównej mierze inflacji CPI nie mogły nikogo ucieszyć. Wzrosła ona o 0,8 proc. w stosunku do października i o 4,3 procent rok do roku. Była wyższa niż oczekiwano (4,1 proc.), a co bardziej istotne wyższa od poziomu głównej stopy Fed (4,25 proc.). To tak jakby w Polsce inflacja wzrosła do ponad pięciu procent. Najmocniej wzrosła cena benzyny (9,3 proc.). W ciągu ostatnich 12 miesięcy ceny benzyny wzrosły o 37,1 proc. Inflacja bazowa też jednak wzrosła mocniej, bo o 0,3 proc./2,3 proc. W stosunku rocznym była zgodna z prognozami, ale wyższa od oczekiwań Fed (2 proc.). Teoretycznie to właśnie ta miara inflacji, na którą Fed zwraca szczególną uwagę, ale swoim ostatnim komunikacie Fed zasygnalizował, że główną miarą interesuje się coraz bardziej. Nic w tym dziwnego, bo zmiany strukturalne w cenach żywności i nośników energii nie przemawiają za poważnym traktowaniem inflacji bazowej. Jeśli jednak traktuje się tę miarę inflacji poważnie to nie mogła ona w końcu roku mogłyby graczy wystraszyć. Podobnie
było z drugim zestawem danych. Dynamika produkcji przemysłowej wzrosła o 0,3 proc. (oczekiwano tylko 0,1 proc.), ale wykorzystanie potencjału produkcyjnego spadło z 81,7 na 81,5 proc. Dane te i tak nigdy nie są przesłanką do podejmowania decyzji inwestycyjnych, a tym razem były, dodatkowo, niejednoznaczne.

Wątpliwości z interpretacją danych nie miał rynek walutowy. Kurs EUR/USD spadł o 1,3 proc. (to bardzo dużo jak na rynek walutowy) sygnalizując, że wiara w kolejne obniżki stóp gwałtownie maleje. Nie ma już żadnych wątpliwości - korekta na rynku EUR/USD będzie długa i bolesna. Tak znaczne wzmocnienie dolara powinno było przecenić surowce, ale okazało się, że złoto, ropa i miedź staniały bardzo umiarkowanie.

Indeksy giełdowe rozpoczęły sesję od mocnego spadku, reagując na dane o inflacji oraz na informacje, który w czwartek po sesji przekazał Citigroup (przejmie 7 funduszy SIV kosztem blisko 50 mld USD). Sytuację pogorszyło obniżenie ratingu dla tego największego banku przez agencję Moody's. Bohaterem sesji stał się jednak Goldman Sachs. Po pierwsze Wall Street Journal napisał, że firma ta będzie miała rekordowy zysk roczny. To podniosło cenę jej akcji. Po drugie Goldman Sachs podniósł rating dla długu ... Citigroup (tak, tego samego, któremu Moody's rating obniżył), co doprowadziło do wzrostu ceny akcji tego banku i powrotu (chwilowego) indeksów w okolice czwartkowego zamknięcia. Szkodził rynkowi Merrill Lynch, bo telewizja CNBC poinformowała, że planuje kolejne rezerwy - tym razem na 6 mld USD (to byłaby już trzecia weryfikacja). Traciły też Amazon.com i Ebay, bo firma badawcza ComScore poinformowała, że dynamika wzrostu świątecznej sprzedaży on-line była najniższa w historii.

Sesja była bardzo nerwowa, ale widać było, że byki robią wszystko, na co je stać, żeby zostawiła dobre wrażenie. Jeśli chce się dobrze zakończyć rok to trzeba przecież udawać, że nawet utrata wiary w obniżki stóp nie ma wielkiego znaczenie. Szczególnie, że nie jest jeszcze powszechna - rynek daje 22 procent szansy na pozostawienie stóp bez zmian na styczniowym posiedzeniu FOMC (wczoraj szacował prawdopodobieństwo na bliskie zeru). Jednak tym razem zwolennicy wzrostów sukcesu nie osiągnęli. Indeksy mocno spadły, co nie znaczy, że ostatnie tygodnie roku nie będą wykorzystane do podniesienia indeksów.

W kalendarium na dzisiaj niewiele jest wydarzeń, które w sposób znaczny mogą wpłynąć na ruchy indeksów. Przed południem dowiemy się jak zmieniły się indeksy PMI (pokazujące jak w grudniu zmieniła się sytuacja w sektorze usług i produkcyjnym) w strefie euro. Są to dane wstępne, ale zazwyczaj bliskie rzeczywistym. Jednak nie należy oczekiwać reakcji rynków o ile, nieoczekiwanie, dane będą zupełnie różna od oczekiwań. Gdyby nawet się różniły to też reakcja będzie chwilowa. Dla akcji i euro wzrost indeksów byłby dobrą informacją.

Dzisiaj zobaczymy też jak rozwijała się gospodarka w regionie Nowego Jorku. Co prawda nie jest to raport, który ma znaczenie prognostyczne dla całej gospodarki, ale gdyby był nieco lepszy od oczekiwań to z pewnością pomógłby posiadaczom akcji. O tej samej porze (na godzinę przed rozpoczęciem handlu na amerykańskich giełdach) dowiemy się, jaki był w trzecim kwartale deficyt obrotów bieżących w USA. Te dane mogą wpłynąć jedynie na rynek walutowy (im mniejszy deficyt tym lepiej dla dolara). Pół godziny potem opublikowane zostaną dane o październikowych przepływach kapitałów do USA. Teoretycznie powinny stanowić impuls dla rynku walutowego, ale problem w tym, że rynek je lekceważy. Zapewne nie zlekceważy publikowanego przez NAHB (stowarzyszenie firm sektora budowy domów) indeksu rynku nieruchomości. Zakładam jednak, że dane te wpłyną na rynek tylko wtedy, jeśli będą lepsze od prognoz. Do złych rynek się już przyzwyczaił.

W piątek złoty od początku dnia tracił w stosunku do obu głównych walut. To osłabienie nie wynikało to z lokalnych przyczyn, a jedynie z dużego spadku kursu EUR/USD. Po publikacji danych o amerykańskiej inflacji skala wzrostu kursów walut znacznie się zwiększyła. Wygląda na to, że rozpoczyna się już dłuższa korekta, która przeciągnie się nie styczeń. Nie znaczy to jednak, że nie zobaczymy chwilowych wzmocnień naszej waluty. Dzisiaj jest na to szansa, bo kurs EUR/USD może korekcyjnie lekko wzrosnąć.

Publikowane dzisiaj dane o listopadowym przeciętnym wynagrodzeniu i wzroście zatrudnienia w Polsce nie powinny mieć (chwilowo) znaczenia dla graczy na rynku akcji, ale na kursy walut mogą jednak wpłynąć. Im wyższe będzie wynagrodzenie Tym większe prawdopodobieństwo podwyżki stóp (już w środę), a podwyżka stóp powinna umacniać złotego. W zasadzie powinna też szkodzić akcjom, ale w obecnej sytuacji i do tego w końcu roku gracze interesują się zupełnie innymi czynnikami - przede wszystkim sytuacją na rynkach światowych.

GPW rozpoczęła piątek, podobnie jak inne rynki europejskie, wzrostem indeksów, ale bardzo szybko podaż zaczęła naciskać obniżając ceny akcji. Widać było, że duża część graczy boi się amerykańskiej inflacji. Nic dziwnego, bo skoro inflacja PPI tak mocno wzrosła to mogli zakładać, że podobnie będzie z CPI. Wystarczyło, żeby indeksy na innych giełdach wróciły do poziomu czwartkowego zamknięcia, żeby u nas WIG20 spadł 1,5 proc., a potem nawet spadek pogłębił. Przed publikacją danych z USA sytuacja zaczęła się nieznacznie poprawiać, ale jak tylko rynek dowiedział się, że amerykańska inflacja wzrosła mocniej niż prognozowano to gracze rzucili się do sprzedaży akcji. WIG20 tracił już nawet blisko 3 procent, ale spokojne zachowanie giełd europejskich pozwoliło na zmniejszenie skali spadku. Jednak nie był on mały (2,3 proc.). Spokojniejszy był tym razem rynek mniejszych spółek.

Trzeba zwrócić uwagę przede wszystkim na to, że po pierwsze anulowana została prowzrostowa formacja odwróconej głowy z ramionami, a po drugie, że to ważne wsparcie zostało przełamane na małym obrocie. Są dwie możliwości, które mogą też zostać połączone w jedną. Może być tak, że część funduszy nie ma ochoty uczestniczyć w przedświątecznej grze w tygodniu, gdzie lokuje się dzień wygasania kontraktów. Może być jednak i tak, że Polacy wycofują część środków z funduszy w celu wydania ich na święta i urlopy (układ świąt jest bardzo korzystny dla urlopowiczów). Być może oba te czynniki odegrały swoją rolę w tym spadku. Szukam wytłumaczenia, bo na tle innych rynków nasz był wyjątkowo słaby.

Tak czy inaczej rynek jest bardzo słaby, a mały obrót pozwala na wykonywania dzikich harców. Zamknięcie piątkowej sesji w USA teoretycznie nie sprzyja bykom, ale gracze mogą też dojść do przekonania, że nasz spadek już zdyskontował ten amerykański. Problem jest tylko w arbirtrażystach, którzy rządzą na naszej giełdzie.

dziś w money
giełda
komenatrze giełdowe
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)