Nie jest łatwo trafić za amerykańskimi inwestorami. W piątek potwierdziło się to kolejny raz. Mimo kolejnych złych wieści z gospodarki i spółek, notowania ostatecznie poszły w górę.
W sumie była to naprawdę udana sesja, choć znów zwyżka nastąpiła dopiero w końcowej części sesji. Dlatego trudno z niej wyciągać dalej idące wnioski. Gdyby w ostatnich dniach próbować wyrabiać sobie zdanie o kondycji rynków bazując na wnioskach z pojedynczych sesji, trzeba byłoby je zmieniać codziennie.
O słabych podstawach piątkowego wzrostu świadczyło to, że jego przyczyn upatrywano w podniesieniu prognozy zysków przez Hartford Financial Services z branży ubezpieczeniowej. To pociągnęło za sobą cały sektor finansowy. Hartford to nie jest jednak kluczowy gracz, więc reakcję na wiadomość z tej firmy trzeba traktować raczej jako pretekst do spekulacyjnego ruchu, niż realną zmianę spojrzenia na rynek.
W piątek złe wiadomości dotyczyły nie tylko rynku pracy, ale również liczby niespłacanych kredytów hipotecznych i zajęć domów w USA. W pierwszym przypadku odsetek zwiększył się do blisko 7%, w drugim do prawie 3%. To najwyższe wartości w 29-letniej historii tych danych. Zawiódł też Microsoft, któremu pierwszy raz od lat nie uda się wypełnić prognozy zysków.
Oczywiście optymizmu można upatrywać w braku reakcji na złe wiadomości, ale musimy pamiętać, że w ostatnich dniach już kilka razy zdarzało się ignorowanie negatywnych doniesień, a jednak nie przynosiło to trwalszego ruchu w górę. Dlatego trzeba takie sesje odbierać jako podnoszące prawdopodobieństwo zwyżki S&P 500 w stronę 1 tys. pkt, ale na dłuższą metę nie da się iść w górę wbrew złym danym.
Byłoby to możliwe, gdybyśmy mieli pewność, że jesienna wyprzedaż na rynkach finansowych była przesadzona względem kondycji gospodarek. Jednak tak nie jest. Pojawiające się wiadomości, z których spora część jest najgorsza od kilkudziesięciu lat, potwierdzają zasadność skali jesiennej przeceny.
Ciekawie wygląda bardzo słabe zachowanie europejskich rynków akcji w zestawieniu z bilansem napływu środków do funduszy inwestujących na tych giełdach. W minionym tygodniu - siódmy raz w ostatnich ośmiu tygodniach - pozyskały świeży kapitał, a mimo to indeksy w piątek były bardzo blisko tegorocznego minimum.
Największe odpływy w kategoriach nominalnych odnotowały fundusze akcji z rynków wschodzących, a w ujęciu procentowym lokujące w walory z branży finansowej. Fundusze EMEA, czyli obejmujące rynki wschodzące Europy, Bliskiego Wschodu i Afryki, straciły środki 17 tydzień z rzędu.
Realnie spoglądając na piątkowe dokonania w USA mamy jedynie odrobienie wcześniejszej straty, więc nie ma co popadać w nadmierny optymizm. S&P 500 balansuje wciąż na wysokości październikowego dołka i pozostaje niebezpiecznie blisko wsparcia, jakie w strefie 777-800 pkt stanowią dołki internetowej bessy.