Nie powtórzył się bowiem scenariusz z poprzedniej sesji, gdy po niezłym początku na rynek napłynęła wielka fala zleceń sprzedaży i doprowadziła do kolejnej przeceny. W czwartek było inaczej. W pierwszych godzinach rzeczywiście było widać wzbierający potok sprzedających, ale po południu akcje zaczęto też kupować i główne indeksy zaczęły odrabiać straty.
Ostatecznie udało im się wyjść na niewielki plus: WIG zyskał 0,1 proc. WIG20 - 0,2 proc., a MIDWIG - nawet 0,6 proc. To dowód, iż dla całkiem sporej grupy graczy obecny poziom cen - niższy średnio o 4-5 proc. od rekordowego (choć dla wielu spółek nawet o kilkanaście procent) - jest już atrakcyjny do zakupów. Nie chcą dalej spadać np. BZ WBK (który stracił w czasie ostatnich spadków relatywnie niewiele), PKO BP, czy Bioton (ta spółka z kolei została boleśnie doświadczona - w czasie ostatnich kilku tygodni straciła ponad 30 proc. Dna nie odnalazły natomiast jeszcze spółki surowcowe (zwłaszcza KGHM, ale i PKN Orlen),
Szukaniu nowego poziomu równowagi towarzyszą cały czas dość wysokie obroty. W czwartek - gdy po raz pierwszy od kilku dni kupujący pokazali lwi pazur - wyniosły 1,35 mld zł. To pozytywny sygnał, uwiarygodniający wrażenie, że mamy do czynienia ze stopniowym cofaniem podaży. Co prawda ostatnie sesje przed dłuższą przerwą (inwestorzy wrócą na parkiet dopiero środę) często bywają spadkowe, bo inwestorzy wolą świętować z bezpieczną gotówką w portfelach.
Spadki - na szczęście niewielkie - zagościły też na giełdach amerykańskich. To zapewne odciśnie pewne piętno na piątkowych notowaniach w Warszawie, ale nic nie wskazuje na kolejną głęboką przecenę. W grę wchodzi raczej łagodne falowanie indeksów. Może ono potrwać aż do końca roku.