Głównym winowajcą takiego stanu rzeczy było umocnienie dolara i wycofywanie środków z rynków wschodzących (silnie spadały ceny w Brazylii, Indiach czy Chinach, a nawet w Rosji). Efektem ubocznym było osłabienie walut lokalnych, w tym złotego, względem dolara w szczególności. Ponieważ złoty drugi dzień z rzędu już się nie osłabia, a dolar nie umacnia względem euro, presja podażowa na naszym rynku ustała. Po niezłej sesji w USA w środę, choć nadal podsycanej obawami o kondycję sektora finansowego (szczególnie Fannie May i Freddie Mac, które silnie zniżkowały kolejną sesję z rzędu) wróciły nadzieje na wyhamowanie spadków. Sesja w Nowym Jorku zakończyła się wynikiem dodatnim, między innymi dzięki niezłym wynikom kwartalnym Hewlett Packard. Rynki azjatyckie zachowywały się jednak rano naszego czasu dużo gorzej - spadały ceny akcji i w Japonii i w Chinach.
Europa od rana emanowała czerwienią. Zaostrzenie politycznej relacji USA - Rosja, a jeszcze bardziej zmiany polityczne w Pakistanie oraz eskalacja ataków w Afganistanie znalazły swój wyraz w zwyżce cen surowców. Środa była dość spokojna, ale czwartek stał już pod znakiem silnej aprecjacji cen ropy (ponad 3 procent). Niewiele w tyle pozostawały złoto czy miedź. W międzyczasie, nawet niezłe dane z rynku pracy w USA nie potrafiły przełamać spadkowych tendencji w Europie. Tym niemniej rynki europejskie od rana odrabiały straty, szczególnie po publikacji zaskakująco dobrych danych dotyczących sprzedaży detalicznej w Wielkiej Brytanii w lipcu. Sytuacja poprawiła po raz kolejny się po godzinie 16.00 wraz z kolejnymi danymi w USA. GPW nie wyróżniała się dzisiaj niczym szczególnym i kończy sesję na poziomie nieco powyżej poprzedniego dnia i przy dziennym maksimum, przy stosunkowo niewielkim obrocie. Dobrze zachowywały się dziś w głównym indeksie spółki budowlane, min. PBG i GTC. Minima indeksu ze środy zostały
obronione a krótkoterminowy obraz techniczny uległ poprawie. Jest to, więc w pewnym sensie "pozytywne zero"
