Przebieg czwartkowej sesji na europejskich parkietach mocno rozczarował. Poranne dobre nastroje, które miały swe źródła w pozytywnych rozstrzygnięciach na azjatyckich giełdach (Nikkei +2,15 proc.), nie stały się bodźcem do zakupów akcji.
Na negatywne efekty nie trzeba było długo czekać. Skoro nie chce rosnąć, to musi spadać. Tak też się stało. Zachodnioeuropejskie indeksy niemal natychmiast pogrążyły się w spadkach. WIG20 i WIG dołączyły do nich krótko po godzinie 10-tej.
Źródeł takiego zachowania raczej należy szukać w oczekiwaniach na kontynuację spadkowej korekty kilkumiesięcznych wzrostów, niż w słabych danych makroekonomicznych, jakie dziś zostały opublikowane. Spadek zamówień w europejskim przemyśle o 35,5 proc. w relacji rocznej (prognoza: -32,5 proc.), czy też wzrost nowych bezrobotnych w Stanach Zjednoczonych do 627 tys. (prognoza: 600 tys.), oczywiście nie są dobrymi wiadomościami, ale też nie niosą ze sobą żadnej wartości dodanej.
Dzisiejsze zachowanie GPW sugeruje, że spadkowa korekta czteromiesięcznej zwyżki będzie kontynuowana. Niewiadomą pozostaje natomiast jej zasięg. Plan minimum to powrót indeksu dużych spółek do 1800 pkt. Realny scenariusz zakłada natomiast test 1650-1740 pkt. Im płytsza będzie ta korekta, tym większe szanse na szybki powrót wzrostów.