Większość rynków europejskich zaczęła wczorajszą sesję w niezbyt dobrych nastrojach. Podaż nie poszła jednak za ciosem, a inicjatywę szybko przejął popyt i przystąpił do odrabiania strat.
Najważniejsze indeksy, nie bez przeszkód wprawdzie, ale konsekwentnie pięły się coraz wyżej wychodząc na plusy, a jednym z argumentów były generalnie lepsze od oczekiwań wskaźniki PMI zarówno w Eurolandzie, jak i niektórych krajach. Dobra atmosfera zaczęła jednak słabnąć po południu, choć początkowo nie doszło do większego osłabienia. Nieco większa przecena miała miejsce po rozpoczęciu notowań za oceanem, kiedy to tamtejsze wskaźniki zaczęły podążać w dół. Za nimi ruszyły parkiety na naszym kontynencie i ostatecznie większość z nich kończyła dzień na minusach.
WIG20 po otwarciu na plusie zaczął słabnąć, ale naruszenie poprzedniego zamknięcia sprowokowało aktywniejszą reakcję popytu i powrót do wzrostów. Dość szybko na rynku zapanowała jednak mało ciekawa stabilizacja. Indeks poruszał się w wąskim przedziale, a aktywność była niewielka. Krótko po rozpoczęciu w USA byki starały się wyrwać z tego marazmu, ale próba wybicia została bardzo szybko zatrzymana, a zniżka zniwelowana. Ostatecznie jednak udało się zakończyć notowania na plusie.
Trzecia z rzędu sesja zakończona wzrostem ma lekko pozytywną wymowę, choć tym razem zabrakło nieco potwierdzenia w postaci obrotów. Nie zmienia to jednak faktu, że poprawiła się pozycja do ataku na kolejne z mocniejszych oporów, w tym zwłaszcza okolice 1750 pkt. Jest to o tyle istotna bariera, że stanowi praktycznie ostatnią mocniejszą zaporę przed szczytami obecnej fali zwyżkowej na 1785 pkt. i psychologiczną granicą 1800 pkt. Są więc spore szanse, że popyt postara się wykorzystać okazję i przetestować pierwsze z powyższych ograniczeń. Za taką możliwością przemawia również pozytywne zachowanie giełd za oceanem, które może być dziś impulsem dla poprawy, zwłaszcza w pierwszej fazie. Potem należy jednak liczyć się z uspokojeniem i wyczekiwaniem na dane makro.
