Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

Ucieczka z rynków rozwijających się

0
Podziel się:

Nie radziłbym oceniać teraz rynku w normalny dla ostatnich laty sposób. Sytuacja, jak to mówią politycy, zmienia się dynamicznie i nie wiadomo, co może nas spotkać w dosłownie każdej minucie.

Ucieczka z rynków rozwijających się

Nie radziłbym oceniać teraz rynku w normalny dla ostatnich laty sposób. Sytuacja, jak to mówią politycy, zmienia się dynamicznie i nie wiadomo, co może nas spotkać w dosłownie każdej minucie.

We wtorek złoty od początku dnia tracił do obu głównych walut. Był to skutek realizacji formacji podwójnego szczytu, która powstała na wykresie EUR/USD. Zapowiadała one duże wzmocnienie dolara, a to musiało naszej walucie szkodzić.

Raport o inflacji w cenach konsumenta (CPI) nie wpłynął w najmniejszym stopniu na zachowanie rynków. Inflacja wzrosła o 2,3 proc. (oczekiwano wzrostu o 2,4 proc.).

W środę trend był z równą mocą kontynuowany. Inwestorzy w panice (widać to było w Azji) uciekali z rynków rozwijających się, kursy EUR/USD i USD/JPY nadal spadały, a to musiało przecenić również naszą walutę.

Dzisiaj dowiemy się, jakie w Polsce było w lipcu przeciętne wynagrodzenie i zatrudnienie. Bardziej istotne jest wynagrodzenie, bo jeśli znowu wzrośnie o większej niż 9 procent (a takie są prognozy) to wzmocni oczekiwania na podwyżkę stóp.

Dla rynku akcji to, w krótkim terminie, informacja bez znaczenia. Zresztą dla rynku walutowego to też nie będzie dzisiaj istotna informacja. Wszyscy będą wpatrzeni w to, co dzieje się z dolarem i jenem na rynkach globalnych.

Wykresy już prawie krzyczą o korektę, ale oczywiste jest, że technika ma obecnie mniejsze znaczenie. Liczą się tylko nastroje, a te są dla naszej waluty niekorzystne.

Popatrzmy na GPW. We wtorek sesja w Warszawie rozpoczęła się, podobnie jak na innych giełdach europejskich, jednoprocentowym spadkiem indeksu WIG20. Najgorzej zachowywał się Bioton po publikacji słabego raportu kwartalnego.

Jednak widać było, że podaż nie jest przekonana do mocniejszego ataku i rynek wszedł w marazm w oczekiwaniu na publikację danych makro, a od południa indeksy zaczęły się podnosić reagując na poprawę sytuacji w Eurolandzie.

Raport kwartalny Home Depot popsuł jednak i u nas nastroje. Nawet zadziwiająco optymistyczne rynki Eurolandu przez dłuższy czas nie poprawiały nastroju i indeksy na GPW zaczęły się osuwać. Zdecydowanie widać było obawy o to, co inwestorzy zobaczą na rynkach globalnych w czwartek, kiedy wrócą na rynek. Indeksy spadły, ale obrót był bardzo mały. Fundusze po prostu nadal czekały na rozwój sytuacji.

Z całą pewnością można powiedzieć, że polskie byki miały sporo szczęścia. Dzięki temu, że w środę nie było sesji ominęła nas fala przeceny na rynkach rozwijających się. Szczególnie źle wyglądały rynki azjatyckie, ale we wtorek i środę również brazylijska BOVESPA i argentyński MERVAL zachowywały się fatalnie.

Traciły również waluty krajów rozwijających się. Jedno wydaje się być pewne: zagranica na czas dłuższy zapomni o naszym rynku. Jesteśmy na łasce i niełasce naszych TFI i OFE. W zasadzie można powiedzieć, że na łasce Polaków, którzy wpłacają pieniądze do TFI.

Podobno w lipcu znowu padł rekord (5,3 mld złotych), ale nie wiemy, na jak długo chciwość będzie w Polsce wygrywała ze strachem.

Czy z tego, że ominęły nas te przeceny wynika, że jej dzisiaj unikniemy? Pewne jest, że na otwarciu nie - sesja powinna się zacząć od mocnej wyprzedaży - ale potem trudno powiedzieć. To zależy jak dobrze polscy zarządzający wczoraj i przedwczoraj odrobili lekcję, co wiedzą na temat Sentinel Management Group i jego problemów, jak oceniają kompletny brak reakcji rynków na pompowanie gotówki przez banki centralne i wreszcie jak oceniają odporność Polaków na spadki oraz jak chcą się przygotować na ewentualną falę umorzeń.

Nie radziłbym oceniać teraz rynku w normalny dla ostatnich laty sposób. Sytuacja, jak to mówią politycy, zmienia się dynamicznie i nie wiadomo, co może nas spotkać w dosłownie każdej minucie. Z tego wynika, że jeśli nawet na przykład pod wpływem zachowania giełd europejskich indeksy zaczną odbijać to obrót będzie niewielki, a znaczenie tego wzrostu żadne.

Za to pogorszenie nastrojów globalnych z pewnością doprowadziłoby do paniki. Od rynku na razie trzeba trzymać się z daleka.

Problemy funduszy pogłębiają się

Wtorek indeksy w Europie rozpoczęły sesje od spadków, ale były one niezbyt duże, bo gracze doskonale wiedzieli, że dużo się może jeszcze w czasie sesji zmienić. Szkodziła bykom informacja banku UBS, który zapowiedział, że z powodu obecnych zawirowań trzeci kwartał będzie bardzo słaby. Podobne informacje dotarły z hiszpańskiego banku Santander.

Przed południem wydawało się, że jeśli dane o amerykańskiej inflacji graczy nie przestraszą to indeksy wzrosną. Na rynku panowały zadziwiająco optymistyczne nastroje, które poprawiły dane makro publikowane w USA.

Potem jednak zachowanie rynku amerykańskiego doprowadziły do spadków, które w przypadku francuskiego CAC-40 zbliżyły się do dwóch procent. W środę indeksy w Eurolandzie też spadały, ale daleko im było do paniki, która panowała na wielu giełdach azjatyckich. Zakończenie sesji był praktycznie neutralne.

Cofnijmy się jednak do wtorku. Wydawało się, że sesja w USA ma szansę na spokojny przebieg, bo przecież wcześniej giełdy europejskie praktycznie zlekceważyły kłopoty kolejnych banków (UBS i Santander). Poza tym dane makro były dla byków korzystne.

Co prawda inflacja w cenach producenta (PPI) nie mogła zachwycić, bo wzrosła ona aż o 0,6 proc. (oczekiwano wzrostu o 0,1 proc.). Jednak inflacja bazowa wzrosła tylko o 0,1 proc., więc uznano te dane (uważam, że niesłusznie) za neutralne. Faktem jest jednak, że Fed niespecjalnie zwraca uwagę na PPI. Dane o deficycie handlowym USA były lepsze od oczekiwań (wyniósł 58,1 mld USD - oczekiwano 61 mld USD).

Mniejszy deficyt wynikał przede wszystkim z 1,5 procentowego wzrostu eksportu. Takie dane każą zakładać, że dane o wzroście PKB w drugim kwartale zostaną zweryfikowane w górę, z pierwotnie szacowanego wzrostu o 3,4 proc. Te raporty dodatkowo wzmocniły dolara, który już przed sesją w USA był bardzo silny.

Najwyraźniej amerykańskie fundusze wracają do USA, co doprowadza do tak dużego umocnienia amerykańskiej waluty. Umocnienia niemającego uzasadnienia fundamentalnego, bo jeśli rynek czeka na cięcie stóp to nie powinien waluty wzmacniać. Nie zmienia to postaci rzeczy, że powstała techniczna formacja podwójnego szczytu, która zapowiada spadek kursu EUR/USD przynajmniej do poziomu 1,34 USD.

Wtorkowa sesja na rynku akcji była bardzo gwałtowna. Przed jej rozpoczęciem raporty kwartalne opublikowały Wal-Mart i Home Depot. Wydawało się że Wal-Mart niczym nie zaskoczył, a jego zysk był zgodny z oczekiwaniami rynku, ale okazało się, że rynek inaczej ocenił te wyniki.

Firma obniżyła prognozy na ten rok tłumacząc to posunięcie problemami rynku nieruchomości (im mniej domów, tym mniej zakupów do tych domów). Niemiłe informacje miał do zakomunikowania inwestorom Home Depot. Jego zyski spadły po raz pierwszy od czterech lat.

To jednak nie wszystko. Jean-Claude Trichet, prezes ECB, zaapelował do inwestorów o zachowanie spokoju, ale taki apel mógł podziałać jedynie odwrotnie. Skoro sytuacja jest tak poważna, że prezes banku apeluje o spokój to znaczy, że rynki są na krawędzi paniki. Oczywiście to nie mogłoby doprowadzić do spadku indeksów, ale z rynku kredytów i funduszy dochodziły same złe informacje.

Sentinel Management Group poprosił regulatora (CFTC) o pozwolenie na zawieszenie wypłat dla inwestorów. Ten problem był na czołówkach wszystkich komentarzy. Fundusze jest niewielki, ale uważany był za całkowicie bezpieczny. Zarządzał kapitałami inwestowanymi na rynkach walutowych i towarowych i nie miał nic wspólnego z rynkiem kredytów hipotecznych.

Jego problemy musiały dosłownie przerazić inwestorów, którzy doszli do wniosku, że problem rozlewa się na cały sektor finansowy. Poza tym siedemnaście funduszy kanadyjskich zwróciło się do banków o pilne pożyczki i nie wszystkie takie kredyty otrzymały. Martwiono się też tym, że Lehman Brothers i Bear Stearns mają dużo większe problemy związane z rynkiem kredytów niż dotychczas zakładano.

Na dodatek Countrywide Financial, największa amerykańska firma udzielająca kredytów hipotecznych, poinformowała, że ilość niewypłacalności i opóźnień w spłatach wzrosła w lipcu do poziomu siedmioletniego maksimum. Wszystkie te informacje (oprócz danych makro) były tak jednoznacznie złe, że nie mogły dziwić duże spadki indeksów.

W środę rynek zalała fala raportów makroekonomicznych, ale oczywiście to nie one były najważniejsze. Jedno jest jednak pewne - dane nie pomogły niedźwiedziom. Można sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby inflacja była wyższa od oczekiwań... Nie była.

Inflacja w cenach konsumenta (CPI) wzrosła o 0,1 proc., a inflacja bazowa o 0,2 proc. (tak jak oczekiwano). Poza tym okazało się, że gospodarka w regionie Nowego Jorku nieco zwolniła, ale indeks NY Empire State spadł zdecydowane mniej niż tego oczekiwano (z 26,5 do 25,1 pkt.). W lipcu wzrosła też dynamika produkcji przemysłowej i wykorzystanie potencjału produkcyjnego (odpowiednio o 0,3 proc. i do 81,9 proc.), ale te raporty nigdy nie miały wpływu na zachowanie rynków.

Spadł w czerwcu napływ kapitałów do USA (z 107,3 mld USD do 58,8 mld), ale to też od dawien dawna nie miało wpływu na decyzje graczy. Złe informacje napłynęły jedynie z rynku nieruchomości. Indeks NAHB (stowarzyszenia firm budujących domy) spadł w sierpniu do 22 pkt., czyli do poziomu najniższego od 16 lat.

Ten raport został jednak kompletnie zlekceważony zgodnie z zasadą, że przecież wszyscy wiedzą, że rynek nieruchomości długo jeszcze będzie zanurzony w kryzysie.

Te, niezła dane makro nie mogły odwrócić trendu na rynku walutowym. Dolar nadal zyskiwał. Jednak gracze doskonale wiedzieli, jaka jest natura tego wzrostu (nie fundamentalna - nadal amerykańskie kapitały wracały do domu), więc wpływ zmian kursu EUR/USD na rynek surowców był żaden.

Ropa drożała, bo spadły jej amerykańskie zapasy, a poza tym rozpoczął się sezon huraganów. Cena złota zmieniła się nieznacznie, a miedź nadal taniała.

Indeksy na początku sesji spadały, ale zmieniły kierunek po informacji oddziału Fed z Nowego Jorku, który odwołał poprzednią zapowiedź zasilenia rynku dodatkowymi funduszami. To było bardzo interesujące posunięcie. Widać, że bankowcy zastanawiają się, jak podejść rynek i zmienić nastroje. Skoro pompowanie gotówki nie pomagało to postanowili przetestować na jednym oddziale, jak wpłynie decyzja o zaprzestaniu jej dostarczania.

Gracze doszli do wniosku, że jeśli Fed przestaje pompować gotówkę do sytemu to sytuacja wcale nie musi być taka zła, jak dotychczas uważano. Jednak walka między niedźwiedziami i bykami była bardzo zacięta, a indeksy kilka razy testowały poziom wtorkowego zamknięcia.

Analitycy zwracają uwagę, że w wielu funduszach hedżingowych można wycofać kapitał w końcu kwartału z 45 dniowym okresem informacji o planowanym wycofaniu. Może być też 30 dniowy. Jeśli to jest prawda to decyzję o wycofaniu trzeba podjąć w tym tygodniu lub przy końcu miesiąca. Niewykluczone, że duża część obserwowanej zmienności wynikała właśnie z wpływu tego czynnika.

Ze spółek nie dochodziły pocieszające informacje. Rozczarował swoim raportem kwartalnym Applied Materials, a cena akcji Countrywide Financial, największej firmy udzielającej kredytów hipotecznych, spadała o prawie 20 procent w następstwie obniżenia rekomendacji przez Merrill Lynch i obaw o możliwe ogłoszenie bankructwa przez tę firmę.

Byki próbowały dwa razy atakować, ale na dwie godziny przed końcem sesji atak się wypalił i do końca warunki dyktowała podaż. Kolejne, duże spadki indeksów i potwierdzają, że nastroje są ciągle takie, jak we wtorek przed-krachowe. W nocy przez giełdy azjatyckie przeszła fala wyprzedaży. Indeksy spadały od ponad dwóch do siedmiu procent (japoński Nikkei po 6.00 tracił ponad 3 procent). Nic więc dziwnego, że kontrakty na amerykańskie indeksy mocno rano spadały. Czeka nas bardzo trudny dzień.

Dzisiaj przed południem dowiemy się, jaka była w lipcu inflacja CPI w strefie euro. Nie oczekiwałbym żadnych rewelacji. Wpływ tej publikacji na rynek będzie niewielki o ile w ogóle go zobaczymy. Godzinę przed rozpoczęciem sesji w USA zostaną opublikowane dane z rynku pracy i nieruchomości.

Ilość noworejestrowanych w ostatnim tygodniu bezrobotnych może wpłynąć na zachowanie się kursów walut (im mniej bezrobotnych tym lepiej dla dolara). Dane o zezwoleniach na budowy domów i o ilości rozpoczętych budów domów będą zdecydowanie bardziej obserwowane, mimo że bardziej istotne są dane o cenach sprzedaży niż o ilości. Jest jednak pewne, że dane lepsze od prognoz pomogłyby akcjom i dolarowi.

Ostatnim raportem sesji będzie publikacja indeksu Fed z Filadelfii. Pokazuje ona jak rozwija się gospodarka w regionie. Zapowiadany jest niewielki spadek i jeśli rzeczywiście taki będzie ten odczyt to wpływ na zachowanie rynków będzie niewielki.

Duży wzrost lub duży spadek wywołałby odpowiednio wzrost/spadek indeksów. Może nie tyle wywołałby ile byłby atutem dla byków, bo sam z siebie wzrostu indeksów nie wywoła. Co innego się teraz liczy.

giełda
komenatrze giełdowe
dziś w money
KOMENTARZE
(0)