Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Warszawska giełda w letargu

0
Podziel się:

Słabość naszego parkietu widać już od kilku tygodni. Nie byłaby ona aż tak rażąca, gdyby nie kontrastowała z konsekwencją, z jaką idą w górę indeksy na Wall Street i na głównych giełdach europejskich.

<b>Roman Przasnyski</b>
<br /><br />
Od lat związany z polskim rynkiem kapitałowym i bankowością inwestycyjną. Były pracownik naukowy na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Gdańskiego i doświadczony dziennikarz.
<b>Roman Przasnyski</b> <br /><br /> Od lat związany z polskim rynkiem kapitałowym i bankowością inwestycyjną. Były pracownik naukowy na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Gdańskiego i doświadczony dziennikarz.

Byki na Wall Street we wtorek tylko przez moment na początku sesji nieco się zawahały i dały się sprowadzić pod kreskę. Szybko odzyskały stracony dystans i po odparciu kolejnej próby podaży tuż po godzinie 17.00, powiększały skalę hossy, przez nikogo nie niepokojone. Niedźwiedzi nie stać było na uszczknięcie choćby punktu w końcówce notowań i kolejny rekord został ustanowiony tuż przed dzwonkiem.

Można odnieść wrażenie, że nic nie jest w stanie powstrzymać marszu amerykańskich indeksów w górę. I być może to coraz bardziej powszechne przekonanie stanowi sygnał ostrzegawczy przed możliwością zwrotu sytuacji. Na razie żadne nieszczęście i zła wiadomość dobrej passy nie była w stanie przerwać. Ale taki stan szczęśliwości wiecznie trwać nie będzie.

A powód zawsze się znajdzie. S&P500 zyskał wczoraj 0,4 proc., i być może właśnie w tej ślamazarności zwyżek tkwi siła obecnej fali wzrostowej. W ciągu siedmiu kolejnych sesji indeks zyskał 48 punktów, co wyłączając jedną, zakończoną symbolicznym spadkiem, daje średnio 8 punktów dziennie. Liczy się konsekwencja. O egipskim czarnym piątku 28 stycznia nikt już nie pamięta, a chińskie stopy także nie zrobiły wrażenia.

Za oceanem ślamazarność prowadzi do kontynuacji ruchu w górę, w Warszawie niekoniecznie. Spośród dziesięciu ostatnich sesji pięć było spadkowych, a bilans tej męczarni jest dla naszego indeksu największych spółek nieznacznie gorszy, niż w przypadku S&P500 , bo wynosi 45 punktów. Tylko dla WIG20 oznacza to zwyżkę o 1,5 proc., a dla kuzyna zza oceanu wzrost o 3,8 procent.

O różnicach w stylu i obrazie rynku nie wspominając. Tam hossa, a u nas kolejny trend boczny. Na piętnaście sesji jedynie w czterech przypadkach indeks kończył notowania na poziomie wyższym, niż na otwarciu. W ciągu ponad czterech miesięcy wskaźnik blue chipów nie zdołał oddalić się od 2770 punktów na odległość większą niż 100 punktów w górę i 100 punktów w dół.

Choć na chińskie stopy nie zwrócono uwagi n giełdach światowych, to w Azji ich podwyżka spowodowała reakcję. Na wszystkich parkietach indeksy spadały. Nikkei zniżkował o 0,17 proc., w Hong Kongu i na Tajwanie wskaźniki traciły po około 1 proc., Shanghai B-Share spadł o 1,1 proc., a Shanghai Composite o 0,9 procent.

Niewykluczone, że i pozostałe giełdy dziś podążą śladem azjatyckich. Ropa nadal trzyma się mocno 100 dolarów za baryłkę, nieznacznie taniej miedź, kontrakty na amerykańskie indeksy idą w dół po 0,1-0,2 proc. Początek notowań zapowiada się spadkowo.

giełda
komenatrze giełdowe
wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
Open Finance
KOMENTARZE
(0)