Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

WIG20 dołuje, średnie spółki w ofensywie

0
Podziel się:

Spokojne odreagowanie wczorajszego silnego rajdu indeksów na naszym rynku, przebiegające przy niewielkiej skali spadku, przerodziło się w całkiem poważną przecenę.

WIG20 dołuje, średnie spółki w ofensywie

Była ona reakcją na skorygowane do 2,8 proc. dane o wzroście amerykańskiej gospodarki w trzecim kwartale. Jej skala po pierwszym szoku nieco się zmniejszyła, jednak złe wrażenie pozostało i ,,mściło" się do końca dnia. Bardzo dobre odczucia budził natomiast wskaźnik średnich firm. Ponad 2 proc. wzrosty notowała czołówka spółek wchodzących w jego skład.

Polska GPW

Z poniedziałkowej euforii na warszawskim parkiecie niewiele dziś zostało. Ale i skala korygującego ją spadku nie była duża. Indeks największych spółek tracił na otwarciu 0,44 proc, WIG zniżkował o 0,22 proc., a sWIG80 rozpoczął w okolicy wczorajszego zamknięcia. Jedynie wskaźnik średnich spółek zyskiwał 0,21 proc. W pierwszych minutach handlu spadkowiczom przewodziły papiery Pekao i PKN, tracące po około 1 proc. Później do tego grona dołączyły walory KGHM i PKO. Na niewielkich plusach utrzymywały się akcje Telekomunikacji Polskiej. Do czasu publikacji pierwszych danych zza oceanu WIG20 poruszał się w dość
wąskim przedziale nieco poniżej 2400 punktów. Zdołał pokonać ten poziom około południa, ale tylko na chwilę. Gdy okazało się, że amerykańska gospodarka w trzecim kwartale wzrosła nie o 3,5 proc., jak podano w pierwszym przybliżeniu kilka tygodni temu, lecz o 2,8 proc., indeks największych spółek momentalnie zanurkował, powiększając stratę do 1,7 proc. Skala tej nerwowej reakcji została nieco skorygowana, ale losy sesji zostały w tym momencie przesądzone.

Ostatecznie WIG20 stracił 1,88 proc, zapominając o poziomie 2400 punktów, WIG zniżkował o 1,1 proc., oddalając się na niezbyt duży dystans od 40 tys. punktów, sWIG80 spadł o 0,73 proc. Na tle spadających indeksów dużych firm i szerokiego rynku, wręcz rewelacyjnie zachowywał się mWIG40, który zyskał 0,74 proc. I to nie za sprawą pojedynczych spółek, ale niemal wszystkich, które mają w nim największy udział.
Z pewnością nie był to więc wzrost przypadkowy. Obroty na całym rynku akcji wyniosły 1,33 mld zł.

Giełdy zagraniczne

Wczorajszy rajd amerykańskich byków był imponujący. Solidarny wzrost indeksów
o 1,3-1,4 proc. musi robić wrażenie. Umniejsza je trochę nie tyle cofnięcie się ich pod koniec dnia, ale przede wszystkim powód entuzjazmu inwestorów. Lepsze dane
o sprzedaży domów na rynku wtórnym do tej pory aż tak bardzo nie ,,bujały" rynkiem. Możne je więc uznać raczej za pretekst niż rzeczywisty powód wzrostów. A rzeczywisty powód był chyba jasny: chęć wzrostów i odreagowanie spadków z dwóch poprzednich sesji. Rynkiem rządzą więc nastroje, a te, jak wiadomo, bywają zmienne. Przypływ optymizmu na rynkach przypisuje się też wypowiedzi szefa Fed z St. Louis, który stwierdził, że skup papierów dłużnych opartych na hipotekach powinien być kontynuowany. Podtrzymuje go zapowiedź szefa Fed z Chicago, że stopy pozostaną niezmienione do końca przyszłego roku oraz podniesienie przez NABE prognozy wzrostu amerykańskiej gospodarki z 2,6 do 2,9 proc. w przyszłym roku.

Ale wypowiedź szefa Międzynarodowego Funduszu Walutowego o tym, że banki wciąż nie ujawniły większości strat, puszczone zostały mimo uszu. A słowa te, w połączeniu z niedawnym ostrzeżeniem agencji Moody's o możliwości obniżenia oceny posiadanych przez największe banki papierów dłużnych o wartości 450 mld dolarów, tworzą mieszankę dość niepokojącą.

Fakt, że indeksy zmniejszyły skalę zwyżki pod koniec dnia nabiera większego znaczenia, gdy zauważyć, że w przypadku S&P500 cofnięcie nastąpiło niemal z tego samego poziomu, który zaktywizował podaż równo tydzień temu, 16 listopada, gdy wskaźnikowi udało się pokonać 1100 punktów..

Na giełdach azjatyckich zrobiło się dziś bardzo nieprzyjemnie. Niewielkie wzrosty zanotowano jedynie w Bombaju, na Tajwanie i Filipinach. Nikkei, po jednodniowej przerwie w notowaniach, powrócił do spadków, tracąc aż 1 proc. Wygląd wykresu tego indeksu może wystraszyć niejednego giełdowego twardziela. Ale jeszcze groźniej wygląda ponad 7 proc. spadek wskaźnika Shanghai B-Share i prawie 3,5 proc. zniżka Shanghai Composite. Takie nagłe i głębokie załamanie, przerywające spektakularny marsz indeksów w górę, trwający od początku września, może zaskakiwać. Tym bardziej, że nie widać żadnych ,,fundamentalnych" powodów do tak dużej przeceny poza tym, że wzrost zaszedł za daleko.

Na głównych giełdach europejskich też nie było ani śladu wczorajszego optymizmu. Paryski CAC40 zaczął od spadku o prawie 1 proc., a DAX tracił 0,7 proc. Jedynie londyński FTSE wystartował w okolicach poniedziałkowego zamknięcia, ale szybko podążył śladem kolegów. Sytuacja na parkietach naszego regionu nie wyróżniała się niczym szczególnym. Niewielkie wzrosty notowano jedynie w Bukareszcie, Tallinie i Rydze, zaś liderem spadków był moskiewski RTS, który tracił rankiem 2,5 proc.

Niemal przez cały czas notowania systematycznie się poprawiały i około południa indeksy trzech głównych giełd zdołały wydźwignąć się nieznacznie nad kreskę. Spośród parkietów naszego regionu sztuka udała się jedynie w Budapeszcie. Reakcja giełd na dane o amerykańskim PKB była dość spokojna, choć indeksy spadły pod kreskę.

Waluty

Kurs euro dotarł wczoraj wieczorem niemal do poziomu 1,5 dolara. I jak już kilkukrotnie wcześniej bywało, zawrócił. Szalejące na parkiecie przy Wall Street byki nie zdołały przekonać amerykańskiej waluty do dalszego osłabienia. Chyba nie uwierzyła ona w trwałość giełdowej euforii. Dziś rano ten brak wiary był nadal widoczny i za euro trzeba było płacić już tylko niecałe 1,49 dolara. Jednak w ciągu kilku godzin kurs euro ponownie zbliżył się do wczorajszego maksimum, by po potwierdzeniu przewagi niedźwiedzi
na giełdzie ponownie się umacniać. Taki mały roller-coaster trwa od początku listopada.

Dla naszej waluty dzień zaczął się niezbyt pomyślnie. Rano za dolara trzeba było płacić ponad 2,77 zł - o dwa grosze więcej niż wczoraj wieczorem. Straty szybko jednak zostały odrobione. Podobny scenariusz złoty przerabiał z euro i frankiem. Wspólna waluta zaczynała od 4,13 zł, by wkrótce stracić ponad grosz. Frank staniał z 2,73 do 2,72 zł, czyli także o grosz. Na popołudniowe harce euro i dolara nasza waluta niemal nie reagowała.

Podsumowanie

Niezwykle nerwowa reakcja naszych inwestorów na zgodne z oczekiwaniami, skorygowane dane o amerykańskim PKB, nie świadczy najlepiej o ich nastrojach. Poniedziałkowy spory wzrost indeksów został więc ,,brutalnie" powstrzymany. Nie przesądza to jeszcze ostatecznie o powrocie spadków, ale do obrony swoich pozycji byki muszą wykazać się znacznie większą determinacją. Sądząc po bardzo niskich od kilku dni obrotach, brakuje
im kapitału. Być może oszczędzają go na końcówkę roku. Ale to jeszcze trochę czasu
i okazywanie słabości może nie wyjść im na dobre. Być może jednak zaskakująco silny dziś indeks średnich spółek to dobry prognostyk także dla tuzów naszego parkietu.

dziś w money
giełda
komenatrze giełdowe
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)