Świadkami kolejnej fatalnej sesji byli inwestorzy na warszawskim parkiecie w trakcie pierwszych w tym tygodniu notowań.
Popyt oddał pole bez walki już na początku handlu, na co oczywisty wpływ miały kiepskie piątkowe sesje za oceanem oraz rano w Azji. Do wyprzedaży podłączyły się rynki europejskiej, gdzie spadkom przewodził słaby sektor finansowy.
W Warszawie, która obok Budapesztu była najsłabszym rynkiem w Europie, przewaga podaży utrzymała się do końca sesji, choć zbliżone do oczekiwań dane o wydatkach na inwestycje budowlane oraz aktywności przemysłu w USA, poprawiły odrobinę nastroje na kończącym sesję fixingu. W efekcie cześć spadków zniwelowały WIG oraz WIG20, które straciły odpowiednio 2,03 oraz 1,37 procent. Sztuka ta nie udała się natomiast mWIG40 i sWIG80, które zaliczyły spadki rzędu trzech procent. Tym samym wszystkie indeksy wygenerowały negatywne sygnały, przebijając lutowe minima i potwierdzając tym samym koniec odreagowania, a w konsekwencji chęć testu styczniowych dołków. To tam rozstrzygną się losy koniunktury na GPW w drugim kwartale, a może i w całym bieżącym roku.
Wśród niewielkiej grupy pozytywów należy zauważyć dobrą postawę w drugiej części sesji KGHM i TPSA oraz relatywną siłę PGNiG i TVN. Po drugiej stronie znalazły się walory PKNOrlen, Pekao, Lotosu oraz BZ WBK, które wygenerowały bądź potwierdziły wcześniejsze sygnały sprzedaży.
Obrót rzędu 1,4 miliarda złotych oraz szerokość rynku pozwalają prognozować kontynuacje spadków na kolejnych sesjach. Odczuwalny brak popytu zarówno ze strony funduszy inwestycyjnych jak i kapitału zagranicznego, oraz kontrola płytkiego rynku przez zainteresowane spadkiem fundusze arbitrażowe, jeszcze w tym tygodniu może przesądzić o spadku indeksów do nowych kilkunastomiesięcznych minimów.