Dzisiejsza sesja, pomimo wzrostów mogła rozczarować inwestorów. Wszystko przebiegało w rytm konsolidacji, więc podczas notowań ciągłych zmian cen było niewiele. Gdy rano kontrakt na WIG20, FW20U6 otworzyły się na poziomie 3100 pkt., można było stawiać dolary przeciwko orzechom, że WIG20 szybko osiągnie tę wartość.
Paradoksalnie, przy dzisiejszych obrotach które wyniosły dawno nie oglądane miliard złotych, bykom zabrakło kapitału, by postawić kropkę nad "i”. WIG20 rozpoczął notowania od poziomu 3053 pkt., czyli 0,6 proc. w porównaniu z poniedziałkowym zamknięciem. Jeszcze przed południem WIG20 „zrobił” 1 proc. wzrostu, jednak nie mógł się za bardzo zbliżyć do magicznej granicy 3100 pkt.
Za sprawą kontraktów mieliśmy z kolei krytyczny moment sesji. Około godziny 15. FW20U60 spadł nagle o 40 pkt., co mogło zakończyć się katastrofą, gdyż za tym ruchem podążył indeks. Impulsem było zapewne słabe otwarcie w USA, ale dynamika zmian cen kazała raczej przypuszczać, że to był tylko jednorazowy wyskok spekulantów.
Wśród spółek największy obrót był notowany na KGHM (wzrost o prawie 3 proc.). Spółce pomógł zapewne wzrost cen miedzi na światowych rynkach. Chilijski Codelco, największy na świecie producent miedzi, podał, że lawina z 23 lipca, która zeszła w największej z kopalń tej firmy, może zmniejszyć wydobycie tego surowca. Z kolei związki zawodowe w Escondii, największej światowej kopalni miedzi, podały, że zwołają w sierpniu strajk, chyba że właściciel BHP Billiton poprawi swoją ofertę płacową. Są to informacje, ważne, ale nie fundamentalne. Taką jest niestety zmniejszenie importu miedzi przez Chiny, co było już widoczne w danych za czerwiec.
Ostatecznie WIG20 zakończył dzień na poziomie 3059 pkt. po wzroście o 0,7 proc. nie jest to najlepsza informacja dla byków, które po przekroczeniu 3066 pkt. miały otwartą drogę na nowe szczyty. Pozostaje więc nasłuchiwać wieści z USA, gdzie sytuacja jest na razie bardzo dynamiczna.