Próba pobicia historycznego rekordu przez indeks WIG20 znów się nie udała. Po dobrej środowej sesji na parkietach amerykańskich wydawało się, że kolejny już w ostatnich dniach atak na strefę 3900-3910 pkt. - tę samą, w której zakończyła się latem tego roku hossa - może zakończyć się powodzeniem.
Ale mimo początkowych sukcesów (WIG20 w ciągu dnia osiągnął nawet 3915 pkt.) końcówka notowań zdecydowanie należała do sprzedających. Indeks największych spółek zakończył dzień tylko 0,6 proc. na plusie, około 10 pkt. poniżej granicy 3900 pkt.
Powód był po raz kolejny ten sam: złe wieści z gospodarki amerykańskiej. Kolejna porcja danych makroekonomicznych mogła utwierdzić inwestorów w obawach o jej stan. A przecież już dzień wcześniej rynek został zaskoczony informacją o potężnej, sięgającej 8,5 mld dol., stracie banku inwestycyjnego Merrill Lynch. Inwestorzy w czwartkowe popołudnie oczekiwali się - nie bez racji - minusowego otwarcia notowań w USA.
Na pierwszy rzut oka nie warto rozdzierać szat nad nieudaną próbą ataku WIG20 na historyczny rekord. Zwłaszcza, że rynek nie stracił równowagi - indeksy średnich i małych spółek mWIG i sWIG wprawdzie straciły na wartości, ale tylko symbolicznie, bo 0,1-0,3 proc. Szansa na pobicie rekordu wciąż istnieje - WIG20 ma do niego raptem pół procenta dystansu.
Sęk w tym, że po kolejnym nieudanym ataku na strefę 3900-3910 pkt. inwestorskie morale może spaść. Zwłaszcza, że akurat w czwartek na rynku widać było sporo kapitału - obroty przekroczyły 2,2 mld zł. Mimo tego test znów został oblany. Skoro kilka razy z rzędu nie udało się pokonać tej ważnej strefy, to niestety każdy kolejny atak będzie coraz trudniejszy. Chyba, że z odsieczą przyjdą dobre wieści makroekonomiczne z największych gospodarek światowych.