Wykazaliśmy dużą odporność, choć znaczenie tego faktu wyraźnie umniejszają bardzo skromne obroty oraz to, że wzrost indeksów zawdzięczaliśmy bardzo wąskiemu gronu spółek.
Fakt jednak jest faktem - podaż póki co jest na rynku mocno ograniczona. Jednocześnie w podobnej atmosferze przebiegały notowania za Oceanem. Mimo, że można było znaleźć powody do pozbywania się akcji i początkowo tak rzeczywiście było, ostatecznie inwestorzy zdecydowali się podnieść nieco kursy.
Nie była to jakaś przełomowa sesja, co więcej można było się spodziewać nawet lepszego rezultatu po tym, jak w piątek udało się obronić przed zniżką. Widać jednak, że bliskość styczniowego dołka pozytywnie oddziałuje na rynek i do ataku na niego potrzebna będzie mocniejsza porcja złych wiadomości.
W Europie zwracała wczoraj uwagę głównie wysoka inflacja PPI w Wielkiej Brytanii w styczniu. W skali roku wyniosła 5,7% i była najwyższa od 1991 r. W kontekście obniżek stóp procentowych w tym kraju to niedobra informacja, bo tworzy dodatkowe ryzyko dla prowadzonej polityki pieniężnej. To również zły znak przed podawaną dziś inflacja CPI.
Wysokie jej odczyty przy wciąż wyraźnie drożejącej żywności (w tym roku subindeks CRB żywności poszedł w górę o ok. 15%) i wysokich cenach paliw, mogłyby pobudzić obawy przed koniecznością wycofania się Banku Anglii z obniżek stóp procentowych. To zaś w kontekście słabnącej gospodarki nie mogłoby zostać dobrze odebrane przez inwestorów giełdowych.
W poniedziałek głównie dwie wiadomości mogły zepsuć nastroje inwestorów. Pierwsza dotyczyła wzrostu do rekordowego poziomu kosztów zabezpieczania się przez ryzykiem bankructwa przedsiębiorstw (tzw. swapy). To oznaczać będzie prawdopodobnie dalsze straty instytucji finansowych, które decydują się zamykać stratne pozycje na takich instrumentach.
Równocześnie w księgach AIG, największego ubezpieczyciela na świecie, wykryto nieprawidłowości w rachunkowości dotyczącej takich instrumentów. Kurs spółki poszedł w dół najbardziej od 1987 r. Spadł o blisko 12%. To pogorszyło znów nastroje wokół branży finansowej. Zyskiwały zaś akcje firm paliwowych, do czego przyczynił się wzrost ropy naftowej.
Pozytywnie na nastroje mógł też oddziaływać raport ekonomiczny prezydenta Bush'a w którym wyrażono przekonanie, że po słabej pierwszej połowie 2008 r., w drugiej koniunktura gospodarcza poprawi się
. W podobnym tonie wypowiadał się wczoraj szef Rezerwy Federalnej z St. Louis, William Poole, stwierdzając, że polityka monetarna jest teraz odpowiednio prowadzona do występujących zagrożeń. To stwarzać może wrażenie w głowach inwestorów, że jest w stanie im przeciwdziałać. Gdyby rzeczywiście tak było pierwsze pozytywne efekty powinniśmy widzieć w drugiej połowie tego roku, choć raczej bliżej końca niż połowy roku.
Taka diagnoza jest spójna z oczekiwaniami analityków dotyczącymi zysków. Spodziewają się, według ostatnich prognoz, niewielkiego spadku zarówno w I kwartale, jak i II kwartale tego roku i znacznego wzrostu w III kwartale 2008 r. Wydaje się jednak, że nawet gdyby taki scenariusz miał się sprawdzić, to jeszcze jest za wcześnie na jego dyskontowanie. Zbyt wiele jest niewiadomych odnośnie sytuacji gospodarczej w drugiej połowie tego roku.
Trochę zaskakuje nas siła rynku towarów. Indeks CRB obrazujący koniunkturę na nim, ustanowił rekord, w największym stopniu dzięki produktom rolnym, ale też i metalom szlachetnym. Wydaje się, że obie te grupy towarów są dziś ze sobą mocno powiązane.
Droga żywność potęguje presję inflacyjną, szczególnie na rynkach wschodzących, gdzie ta grupa wydatków ma większe znaczenie niż na rynkach dojrzałych. Równocześnie większe obawy inflacyjne oddziałują na korzystne postrzeganie metali szlachetnych i innych surowców. Wczoraj, nawet słaba od pewnego czasu, ropa naftowa drożała. Jakie mogą być skutki jednoczesnego wzrostu cen żywności i paliw dla inflacji mogliśmy się przekonać jesienią ub.r. roku, kiedy wskaźniki CPI praktycznie na całym świecie mocno podskoczyły.
Niejednoznaczne wiadomości przyniósł raport o przepływach kapitału w minionym tygodniu. Nadal fundusze akcji traciły klientów. Najsłabiej sytuacja ma się w Europie Zachodniej. Środki odpływają tam nieustannie od 23 tygodni. W skali tego roku najgorzej prezentują się Stany Zjednoczone, gdzie odpływy zbliżają się do 30 mld USD. Środki wycofywano także z funduszy inwestujących na części rynków wschodzących. Jednak podmioty prowadzące najbardziej zdywersyfikowaną politykę pozyskały świeże środki.
Dziś na rynkach zapowiada się znów dzień bez większych ,,fajerwerków". Uwagę będą przyciągać głównie dane z Wielkiej Brytanii dotyczące inflacji i sprzedaży detalicznej. Osłabić klimat do inwestowania w akcje mogą wyniki Credit Suisse, ale też rynki już pogodziły się z dużymi odpisami.