Wczorajsze wzrosty na nowojorskiej giełdzie w pierwszej części sesji szybko zostały zahamowane. Inwestorzy boją się kupować akcje na tak niepewnym rynku, który nie jest wystarczająco wspierany danymi makro.
Wczoraj po godzinie 16 polskiego czasu wydawało się, że główne indeksy na Wall Street mają szansę na mocniejsze odbicie. To za sprawą danych o sprzedaży nieruchomości na rynku wtórnym, które okazały się lepsze od oczekiwań. Podobnie zresztą jak nowe prognozy dla gospodarki, które pomogły nieco zniwelować negatywny wpływ nowych informacji o liczbie bezrobotnych.
Optymizmu po lepszych informacjach nie starczyło jednak inwestorom na długo. Indeksy w drugiej części sesji zaczęły mocno spadać. Dow Jones na koniec dnia stracił 0,7 procent, a S&P500 0,8 procent.
Wyprzedaż akcji spółek z indeksu S&P500 była najsilniejsza od początku września. Również tylko kilku amerykańskim blue chipom udało uratować wzrosty. Wśród nich znalazł się między innymi koncern aluminiowy Alcoa, a także Hewlett Packard. Największy spadek notowań odnotował za to Walt Disney, którego akcje spadły o ponad 2,5 procent. Słabo poradziły sobie również wczoraj instytucje finansowe. Na przykład JP Morgan czy Bank of America straciły po około dwa procent.
Wczorajszą sesję na Wall Street trudno uznać za taką, która pozwoliłaby inwestorom znaleźć odpowiedź na pytanie, czy już czas zacząć mocniejszą korektę. Bo każda zła informacja z gospodarki jest przynajmniej trochę neutralizowana przez kolejną, która okazuje się lepsza. Być może sytuacja rozjaśni się dzisiaj. Po południu poznamy bowiem najnowszy wskaźnik dotyczący zamówień. Potem inwestorów czeka jeszcze sprzedaż nowych domów. A to oznacza, że jeżeli dane okażą się dobre, to Wall Street przed weekendem ma szansę wrócić do wzrostów.