Kongres USA przyjął wreszcie plan pomocy sygnowany przez Henrego Paulsona, Sekretarza Skarbu. Państwo za 700 mld dolarów wykupi _ złe _długi instytucji finansowych.
Kłopot z tzw Planem Paulsona pojawił się tydzień temu, gdy Izba Reprezentantów Kongresu odrzuciła plan ratunkowy dla rynków finansowych. Indeks Dow Jones zareagował spadkiem o 6,98 proc., a S&P500 spadł o 8,77 proc. Wskaźnik Nasdaq Composite stracił aż 9,14 procent.
W środę zmodyfikowaną wersję planu przyjął amerykański Senat. Nowe zapisy miały zachęcić członków Izby Reprezentantów by zmienili zdanie.
Pojawiły się ulgi podatkowe dla firm działających na rynku energii odnawialnej oraz przedsiębiorstw inwestujących w nowe technologie. Przewidziano też zwiększenie odliczeń podatkowych na dzieci i pomoc dla ofiar klęsk żywiołowych oraz zwiększenie rządowych gwarancji depozytów bankowych ze 100 do 250 tysięcy dolarów.
Czym więc będzie się różnić czas przed wprowadzeniem planu i po jego uchwaleniu?
Po pierwsze: giełdy, nie tylko te za Oceanem, powinny się trochę uspokoić. Ostatnie tygodnie były wyjątkowe pod względem zmienności, inwestorzy nie wiedzieli czego mają się spodziewać. Rząd Stanów Zjednoczonych dał ostatecznie klarowny sygnał, że jest gotów pomóc. To także dobra wiadomość dla GPW, która płynie tym samym prądem co USA. Ale mocnego odbicia nie powinniśmy się jeszcze spodziewać.
*Po drugie: *Większy spokój konsumentów. Zwiększenie gwarancji bankowych do 250 tys. dolarów, sprawi, że dolary Amerykanie nie zaczną lawinowo wypłacać pieniędzy, co jeszcze bardziej popsułoby sytuację banków.
*Po trzecie: *Część obywateli USA będzie mogła renegocjować swoje kredyty. Jaka część i na jakich zasadach - jeszcze nie wiadomo.
Po czwarte: Amerykanie zapłacą za kupno toksycznych aktywów. Koszty w krótkim terminie na pewno będą zauważalne. Co prawda, 30 dni przed wyborami prezydenckimi, zarówno Barack Obama jak i John McCain zapowiadają obniżenie podatków, ale w przyszłym roku będzie można liczyć jedynie na symboliczne upusty. W dłuższej perspektywie, gdy aktywa, które rząd przejął, zostaną sprzedane - na tym interesie da się prawdopodobnie nawet zarobić.
I po piąte: Tu akurat brak różnicy - gospodarka będzie dalej zwalniać. W niektórych jej częściach (przemysł samochodowy, nieruchomości) zapanowała recesja. Ostatnie dane z rynku pracy wskazały na największy od 5,5 roku miesięczny spadek zatrudnionych. Nie wydaje się, aby te 700 mld dol. pomogło gospodarce szybko stanąć na nogi. Zresztą nie po to są te pieniądze.
Potrzeba czasu
Aby rządowa pomoc zaczęła działać, potrzeba trochę czasu. Banki muszą znów zacząć sobie ufać, co z pewnością nie stanie się na dniach. Szczególnie, jak przewidują niektórzy amerykańscy finansiści, w przyszłym roku czeka nas jeszcze sporo bankructw. Nie tak spektakularnych jak np. Lehman Brothers, ale wiele mniejszych instytucji może nie wytrzymać kryzysu.
Czas na Europę?
Dla nas obecnie równie ważne kwestie co w USA, toczą się w Europie. W weekend odbył się miniszczyt Francji, Niemiec, Wlk. Brytanii i Włoch na temat wspólnej polityki wobec kłopotów banków na Starym Kontynencie. Niemcy ratują swój drugi co do wielkości bank udzielający kredytów hipotecznych - Hypo. Obyśmy nie mieli powtórki zza Oceanu.