Czwartkowa sesja na Wall Street okazała się wpadką, która o mały włos a nie zakończyła się krachem nie notowanym od 1987 roku. A wszystko prawdopodobnie przez zwykłą pomyłkę i błąd w systemie rozliczeniowym. Do końca nie jest jednak jasne jak mogło do tego dojść. Druga część czwartkowej sesji przyniosła dramatyczną wyprzedaż akcji, a Dow Jones w pewnym momencie tracił prawie 1000 punktów.
Amerykańska komisja papierów wartościowych wraz z agencją federalną kontrolującą amerykańskie rynki kontraktów terminowych (CFTC) poinformowały, że zbadają sprawę gwałtownego spadku notowań akcji na nowojorskiej giełdzie.
Z kolei Nasdaq OMX Group Inc oznajmił, że anuluje transakcje na akcjach 286 spółek, których wartość wzrosła lub spadła o ponad 60 proc. z poziomów, na jakich znajdowały się tuż przed fazą najbardziej gwałtownych spadków w trakcie czwartkowej sesji w USA.
Niestety próby wyjaśniania całej sytuacji nie poprawiły nastrojów na rynkach akcji. Ostatnia sesja mijającego tygodnia stała pod znakiem silnych wahań. Nie pomogły nawet dobre dane makroekonomiczne, które zostały po południu opublikowane.
Stopa bezrobocia w Stanach Zjednoczonych w kwietniu niespodziewanie wzrosła do 9,9 proc. z 9,7 proc. w marcu. Zatrudnienie w sektorze pozarolniczym wzrosło natomiast o 290 tys., wobec wzrostu o 230 tys. (po korekcie z 162 tys.) miesiąc wcześniej. Analitycy szacowali, że stop bezrobocia pozostanie na poziomi 9,7 proc., natomiast w sektorze pozarolniczym przybędzie 200 tys. nowych miejsc pracy. Opublikowane dane niestety tylko na chwilę poprawiły nastroje na rynkach finansowych.
Ostatecznie indeks Dow Jones spadł do poziomu 10390 punktów co oznacza spadek o 1,34 procent. S&P 500 spadł o 1,53 procent, a technologiczny Nasdaq zniżkował o 2,33 procent.
Bilans całego tygodnia jest ujemny i nie mam tutaj żadnej niespodzianki. Indeks S&P500 od ubiegłego piątku stracił prawie 5 procent, a Dow Jones 4 procent.