Poniedziałek przyniósł spadki indeksów na warszawskim parkiecie. WIG20 zakończył sesję na dziennym minimum 1,15 procent i był najsłabszym indeksem w Europie. Po optymistycznym zachowaniu rynku w ubiegłym tygodniu i wybiciu z meczącej konsolidacji barometr największych spółek ma wyraźnie problemy z kontynuacją czwartkowej zwyżki.
Sprzyjająca atmosfera na zagranicznych parkietach okazuje się jednak mało istotna w sytuacji utrzymującej się obecnie niepewności co do posunięć rządu w zakresie cięć wydatków socjalnych i zmniejszania deficytu budżetowego. Widać to wyraźnie w przypadku zachowania inwestorów zagranicznych, którzy byli w poniedziałek dominującą stroną sprzedającą nasze papiery.
O ile ich determinacja nie jest znacząca o tyle w przypadku braku większego popytu, co miało miejsce choćby w przypadku akcji TPSA, kurs spółki znacząco odczuł ich aktywność tracąc niemal trzy procent. Podaż zdominowała również handel akcjami PKNOrlen oraz Lotosu, czego powodem mogły być obaw o naciski rządu na obniżenie marż przez rodzime spółki paliwowe.
Nieoczekiwany, bo prawie ośmioprocentowy zjazd na końcowym fixingu zanotował kurs BPH, mimo że przez większość dnia jego przecena nie przekraczała dwóch procent. Rynek nie do końca udanie próbowały stabilizować rosnące walory KGHM oraz nie tracące na wartości PKO BP, Pekao i Prokomu. Niepokojąco dla posiadaczy polskich akcji musiała zabrzmieć opinia o naszej gospodarce MFW, którzy obniżył prognozę wzrostu gospodarczego na bieżący i przyszły rok. Wyraźne niezdecydowanie rynku i utrzymująca się spora huśtawka nastrojów nie mogą zachęcać do zwiększenia zaangażowania w akcjach.