Już w piątek wiedzieliśmy, kto wygra

To zresztą wina rządu, że Jarosław Kaczyński po raz kolejny dostanie buławę PiS. Przecież właśnie Donald Tusk miał wprowadzić jednomandatowe okręgi wyborcze. Według pewnej grupy znanych osób, których czerstwym ambasadorem jest Paweł Kukiz, to byłoby rozwiązanie na jedynowładztwo życiu publicznym. Ci, którzy wierzą w to rozwiązanie, przekonują, że nowa ordynacja wyborcza odświeżyłaby Sejm do tego stopnia, że z dobrze znanych nam twarzy zostałyby w nim może ze dwie.

Oczywiście, premier jednomandatowych okręgów nie wprowadził, bo poświęciłby na ołtarzy tej reformy i swoją głowę, a przecież woli strącać cudze. Nasz premier lubi funkcjonować w całości. No, najwyżej noga mu chromieje. Reszcie członków chorować, jak w partii - nie wolno!

Gdyby więc weszły jednomandatowe okręgi wyborcze - wedle koncepcji ich zwolenników - rząd pewnie straciłby głowę Tuska, a premier wyleciałby z Sejmu Jednak na jego miejsce wyrosłaby nowa. Zwolennicy nowej ordynacji przekonują, że byłaby to głowa zdrowa. Głowa wybrana przez niezależnych posłów, którzy pełni werwy, uczciwi i obrzydliwi na alkohol zjechaliby się z całego kraju do stolicy. Stawiam jednak tezę, że i ona – ta nowa głowa – zepsułaby się od ogona, bo właśnie w nim, w najmarniejszej części Sejmu, zaczęłyby się zawiązywać nowe sojusze i przymierza.

Bo ludzie tak długo będą się zrzeszać i budować koalicje, jak długo będą mieli zdolność do dogadywania się. A ta, w naszym narodzie, wbrew pozorom kwitnie. Oczywiście, nie na forum, nie w debacie, ale pod stołem. Jaki z tego wszystkiego wniosek? A no taki, że wszystko wokół to beznadzieja, ale nawet w tej beznadziei premier powinien był jednomandatową próbę podjąć.

Bo w sumie, to co ja tam wiem, przecież mogę się mylić. Może do Sejmu dostałby się taki barwny korowód, jaki prowadzi poseł Palikot. A tam na pewno wygrzebalibyśmy jakiegoś mocnego ministra finansów albo szefa resortu pracy. No, na pewno! Tak, tak, dobrze Państwo czujecie - ironizuję...