Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Paulina Pacuła
|

Konflikt w Syrii, czyli festiwal potępienia

0
Podziel się:

Taki ogrom wsparcia pewnie dla Syryjczyków wiele znaczy - pisze Paulina Pacuła.

Konflikt w Syrii, czyli festiwal potępienia

To, co dzieje się w Syrii, zostało potępione już ze wszystkich stron. Od marca 2011 roku i kolejnych aktów przemocy wobec syryjskich opozycjonistów, działania reżimu Baszara Al Assada potępiali już kolejni sekretarze stanu USA i prezydent, głowy państw europejskich i ich premierzy, szefowie instytucji unijnych, Organizacji Narodów Zjednoczonych i Liga Arabska. Potępiał już papież Benedykt XVI i papież Franciszek, Dalajlama i Cyryl I. Władimir Putin potępiał połowicznie, Iran przyglądał się z niepokojem. Nie potępiał tylko Kim Dzong Un, bo on w ogóle rzadko coś potępia.

Festiwal potępienia trwa w najlepsze, a Syria powoli zamienia się w arenę największej klęski humanitarnej ostatnich dziesięcioleci. Każdego dnia z kraju ogarniętego wojną ucieka ponad pięć tysięcy osób. Za granicami przebywają już ponad dwa miliony Syryjczyków, z czego milion to dzieci. W wyniku działań wojennych ludzie muszą przesiedlać się także wewnątrz kraju. Szacuje się, że swoje domy musiały opuścić już 4 miliony osób. To z konfliktu w Syrii czyni największą katastrofę humanitarną ostatnich dziesięcioleci. Większą nawet niż tragedię w Somalii, która w latach 90. ubiegłego stulecia domów pozbawiła niemal 3,7 mln ludzi.

Przez ostatnie dwa lata Zachód dużo gadał. _ Przyjaciele Syrii _ spotykali się kilkanaście razy na konferencjach w różnych stolicach świata. Kofi Annan podróżował w te i we wte do Damaszku, z czasem zastąpiony przez Ban Ki Moona. ONZ już kilkukrotnie wysyłał swoich nieuzbrojonych obserwatorów, którzy ze względu na brak broni nie byli jednak w stanie wyjść z kwatery na pogrążone w chaosie ulice. Ale w ten sposób ONZ demonstrowała, że jest zwolenniczką cywilizowanych metod działania.

Wymyślając łzawe i wstrząsające przemówienia swoim szefom, spece od PR-u mają duże pole do popisu. Użycie broni chemicznej to ponoć _ rażące złamanie prawa międzynarodowego i naruszenie tabu, nad którym nie można przejść do porządku dziennego _ - grzmiała Angela Merkel. - _ To przekroczenie czerwonej linii _- mówił Barack Obama. To zbrodnia przeciw ludzkości, hańba i ogromna tragedia. I co w związku z tym? Nic.

Od kilku dni, prezydenci państw Zachodu robią z siebie idiotów, oglądając się na siebie i wymyślając coraz to nowe warunki, które muszą zostać spełnione, by podjąć jakieś kroki wobec Syrii. Barack Obama po _ dojrzałym namyśle stwierdził, że USA powinny dokonać ataku zbrojnego na syryjski reżim, ale zdecyduje się na interwencję, jeśli będzie miał poparcie Kongresu _. Nie żeby go ktoś do tego zmuszał, to nie jest konstytucyjny obowiązek prezydenta. Ot, inicjatywa własna. Niestety, do dziewiątego września kongresmeni są na wakacjach, więc Syryjczycy muszą jeszcze chwilę poczekać.

Angela Merkel wojsk nie wyśle, ale brak reakcji społeczności międzynarodowej to nie jej wina, tylko Rosji i Chin, bo to one zablokowały wspólną decyzję na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ. David Cameron chciał pomóc, ale nie może, bo mu parlament nie pozwala. Polska też się nie miesza, tylko solidaryzuje z ofiarami na Twitterze. Tylko prezydent Francji po męsku zadeklarował, że jest gotów wysłać wojska w ramach ograniczonej interwencji humanitarnej. I nie wysłał.

Taki ogrom psychicznego wsparcia pewnie dla Syryjczyków wiele znaczy. Zapewne rozumieją, że kiepsko trafili. Europa zbiedniała w kryzysie, Stany Zjednoczone uprawiają politykę izolacjonizmu, Angela Merkel właśnie walczy o reelekcję. To nie czas na uczenie świata demokracji, machanie szabelką i zaprowadzanie porządków na cudzym podwórku. Może następnym razem.

Czytaj więcej w Money.pl

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)