Ambasador Edward Pietrzyk, który na początku października został ciężko ranny w zamachu terrorystycznym w Bagdadzie, wyszedł dziś ze szpitala.
"Moje życie wisiało na włosku" - mówi Pietrzyk, ale zapowiada, że po kilku dniach odpoczynku zamierza zgłosić swoim przełożonym gotowość do kontynuowania misji w Iraku.
"Zamach trwał tylko trzy minuty, natomiast był bardzo precyzyjnie przygotowany. W pierwszej kolejności zginał mój kierowca, mój przyjaciel" - przypomina Pietrzyk. "Z moim kierowcą wychodziłem z niejednej opresji, bo w Iraku strzelają codziennie" - dodaje.
_ Pietrzyk przebywał w Zachodniopomorskim Centrum Leczenia Ciężkich Oparzeń w Gryficach. Jego stan lekarze określają jako dobry. _Do zamachu na polskiego ambasadora doszło 3 października w bagdadzkiej dzielnicy Karrada, na skrzyżowaniu niewielkiej uliczki prowadzącej do rezydencji dyplomaty. W wyniku odniesionych obrażeń w zamachu zmarł funkcjonariusz BOR Bartosz Orzechowski. Podczas ataku rannych zostało też kilku innych funkcjonariuszy.
W czwartek do ambasadora zadzwonił prezydent USA George W. Bush, aby podziękować mu za jego odwagę i służbę w Iraku, a także dowiedzieć się o jego zdrowie.