Jedna osoba zginęła, a 44 zostały ranne w czasie nocnych protestów przeciwko usuwaniu z centrum Tallina pomnika żołnierzy radzieckich.
Rada Federacji, izba wyższa parlamentu Rosji, zwróciła się w do prezydenta Władimira Putina o zerwanie stosunków z Estonią. W ten sposób senatorowie zareagowali na zdemontowanie w nocy z czwartku na piątek pomnika żołnierzy radzieckich w Tallinie.
Wcześniej MSZ Rosji określiło ten krok estońskich władz mianem "bluźnierczego" i "nieludzkiego". Zapowiedziało też "konkretną reakcję" Moskwy na to wydarzenie.
Rzecznik estońskiego rządu powiedział, że pomnik "Brązowego Żołnierza" usunięto z centrum i obecnie monument jest pod kontrolą policji.
W czwartek estońska policja użyła gazu łzawiącego, by rozpędzić kilkuset demonstrantów zgromadzonych w pobliżu pomnika. Pod wieczór zebrało się tam, według różnych szacunków, ok. 500-1000 ludzi w większości mówiących po rosyjsku. Niektórzy usiłowali przerwać policyjny kordon wokół pomnika.
W trakcie protestów i starć z policją ucierpiały 44 osoby. Jedna osoba zmarła z ran odniesionych w niewyjaśnionych do końca okolicznościach. Według prokuratury, 20-letniego Dmitriego dźgnięto nożem w na jednej z ulic, gdzie trwały protesty. Mężczyznę zabrano do szpitala, ale zmarł na stole operacyjnym. Policja szuka sprawcy zabójstwa.
Kilku zatrzymanym demonstrantom zarzucono naruszenie porządku publicznego.
Plany rozbiórki dwumetrowego pomnika i przeniesienia na cmentarz wojskowy prochów kilkunastu żołnierzy radzieckich, pochowanych w pobliżu monumentu, wywołały ostry sprzeciw Rosji i rosyjskiej mniejszości w Estonii; stanowi ona około jednej trzeciej mieszkańców kraju.
Demontaż pomnika w Tallinie sankcjonuje ustawa o likwidacji "zakazanych budowli", czyli takich, które gloryfikują 50-letnią sowiecką okupację Estonii. Premier Andrus Ansip określił monument jako "symbol sowieckiej okupacji".