Nie jestem i nie byłem źródłem przecieku w sprawie akcji CBA w resorcie rolnictwa - mówił Janusz Kaczmarek, który w towarzystwie lidera LPR Romana Giertycha pojawił się przed kancelarią premiera w tzw. biało-czerwonym miasteczku.
Uznał, że jest przykładem wykorzystywania służb specjalnych do tego, by kogoś oszkalować i zdyskredytować.
ZOBACZ TAKŻE:
Ziobro straszy opozycjęW dalszym ciągu Kaczmarek postulował powołanie komisji śledczej. Podkreślał, że zarzucono mu fałszywe zeznania, by go zdyskredytować - ale nie zarzucono mu przecieku. "Moje zatrzymanie wiąże się z planowanym na (miniony) piątek spotkaniem Konrada Kornatowskiego z sejmową speckomisją; miał on mówić o wypaczeniach w działaniach państwa prawa na styku prokuratury, policji i służb" - dodał Kaczmarek.
Jego pobyt przed kancelarią premiera rozpoczął się odśpiewaniem hymnu narodowego. Kaczmarek poinformował, że zaskarżył do sądu decyzje o zatrzymaniu go. "Byłem na każde wezwanie" - powiedział. Powtórzył, że służby specjalne są dziś wykorzystywane do inwigilowania dziennikarzy i szkalowania ludzi.
*ZOBACZ TAKŻE: *Prokuratura ujawnia dowody
Nie łączy mnie żaden układ biznesowy z Ryszardem Krauze, nie jestem gwarantem ani ochroną żadnego układu - powiedział Janusz Kaczmarek przed kancelarią premiera.
"Jeżeli ja jestem w jakimś układzie, to do tego układu mnie zaproszono" - mówił Kaczmarek, dodając, że zaprosił go prezydent Lech Kaczyński, który go zapoznał z Ryszardem Krauze.