Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Prezydent: Mój brat był w niebezpieczeństwie

0
Podziel się:

W latach 90. grożono mojemu bratu, by wyjechał z Warszawy, bo może mu się stać coś złego - zeznał Lech Kaczyński w procesie Lesiaka.

W latach 90. grożono mojemu bratu, by wyjechał z Warszawy, bo może mu się stać coś złego - zeznał Lech Kaczyński w procesie płk. Lesiaka.

Wezwany w charakterze świadka prezydent Lech Kaczyński składa zeznania w trybie jawnym. Prezydent chciał składać zeznania za zamkniętymi drzwiami, ale sąd nie wyraził na to zgody.

"Protokoły zeznań, jakie świadek składał w postępowaniu przygotowawczym zostały odtajnione, zeznania więc są jawne" - uzasadnił decyzję sądu przewodniczący składu, sędzia Sławomir Machnio.

Sędzia Machnio podkreślił także, że nie zachodzą żadne okoliczności, które dawałyby możliwość wyłączenia jawności zeznań.
Machnio: Zeznania świadka są jawne

Do tej pory wszyscy zeznający w tej sprawie politycy składali wyjaśnienia za zamkniętymi drzwiami. Świadkami w sprawie byli między innymi: Jarosław Kaczyński, Jan Olszewski, Antoni Macierewicz, Adam Glapiński, czy Piotr Ikonowicz.

Prezydent chciał być traktowany tak, jak inni świadkowie.

W czasie postępowania przygotowawczego jeszcze w 1998 roku Lech Kaczyński mówił między innymi o próbie jego werbunku przez UOP. Jednak dane agenta, który próbował to zrobić, zostały utajnione. Także dziś nie będzie można posługiwać się jego nazwiskiem, o co prezydenta poprosił sędzia Sławomir Machnio.

Lech Kaczyński jest pierwszym urzędującym prezydentem, który zgodził się być świadkiem. Prezydent mógł wybrać miejsce przesłuchania, ale zgodził się przyjechać do sądu.

Zeznał, że w latach 90. grożono jego bratu, by wyjechał z Warszawy, bo może mu się stać coś złego. Mówił to ten sam oficer UOP, który wcześniej prowadził Marzenę Domaros
*Lech Kaczyński: *Zagrożeniem dla demokracji był Jarosław Kaczyński(czyli Anastazję Potocką, znaną z romansów z posłami - PAP). Według Kaczyńskiego, oficer ten twierdził, że usunięto go z UOP i prosił o wstawiennictwo w przyszłości w sprawie przywrócenia do służby.

Lech Kaczyński zeznał także, że w latach 90. w Lublinie jakiś mężczyzna powiedział kierowcy Jarosława Kaczyńskiego, żeby "pilnował swego szefa". Tego dnia kierowca ten stwierdził, że wszystkie opony w aucie były przebite.

"Gdyby doszło do wybuchu opony, musiałoby się to skończyć bardzo tragicznie" - powiedział L. Kaczyński, mówiąc, że śledztwo w tej sprawie prowadziła prokuratura na Żoliborzu.

Dodał, że kilka lat później auto Jarosława Kaczyńskiego, zupełnie nowe, straciło przyczepność i pod Mławą wpadło do rowu, na szczęście nikomu nic się nie stało. Policja mówiła wtedy, że to przykład niedopompowania przedniego koła - powiedział prezydent.

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)