Unijny komisarz ds. rozszerzenia Olli Rehn zażądał od Serbii wyjaśnień w związku z groźbami serbskiego ministra, że Belgrad gotów jest użyć siły, jeśli Kosowo ogłosi niepodległość, a Zachód ją uzna.
Rehn nawiązał do wypowiedzi serbskiego sekretarza stanu ds. Kosowa Duszana Prorokovicia w amerykańskim dzienniku "New York Times".
Minister mówił, że ostre środki wobec Kosowa to ewentualne rozmieszczenie serbskich sił w prowincji, uszczelnienie jej granic i nałożenie embarga handlowego.
Proroković ostrzegł, że "jednostronne uznanie Kosowa przez państwa zachodnie da Serbii prawo do powrotu jej wojsk do prowincji oraz unieważni ośmioletnie porozumienie (z Kumanova) między NATO a ówczesnym rządem Jugosławii, regulujące wycofanie (sił jugosłowiańskich z Kosowa)" i wprowadzające międzynarodowe siły bezpieczeństwa.
Rehn uznał wypowiedź Prorokovicia za "wysoce niefortunną" i zapowiedział, że oczekuje wyjaśnień przed środową wizytą premiera Serbii Vojislava Kosztunicy w Brukseli.
"Trudno zrozumieć, że państwo, które z jednej strony apeluje o rozwiązanie sprawy drogą negocjacji, z drugiej grozi przemocą, co przeczy jego zaangażowaniu w poważne negocjacje" - dodał.
Tego dnia, gdy w amerykańskim dzienniku ukazała się wypowiedź Prorokovicia, serbski minister spraw zagranicznych Vuk Jeremić wykluczył użycie siły w Kosowie, gdyby ogłosiło jednostronnie niepodległość. Ale jednocześnie uznał, że krok ten byłby "otwarciem puszki Pandory".
Z kolei serbski minister obrony Dragan Sutanovac w wywiadzie dla piątkowego dziennika "Blic" określił wypowiedzi Prorokovicia jako "machanie pustą strzelbą" i poradził mu "trzymanie nosa we własnym ministerstwie".
Obserwatorzy uważają, że sprzeczne sygnały nadchodzące z Belgradu są przejawem walki o władzę nacjonalistów premiera Kosztunicy i prozachodnich reformatorów prezydenta Borisa Tadicia. Zarówno Jeremić, jak i Sutanovac są członkami Partii Demokratycznej Tadicia.