Choć ewentualni koalicjanci rozpoczną rozmowy w środę, w polityce wrze. PiS szuka stabilnego zaplecza, Samoobrona z kolei sprzedaje weksle "uciekinierów", a PSL się wciąż zastanawia. Rozstrzygnięcie przyniosą najbliższe dni.
PiS poszukuje większości niezbędnej do stworzenia stabilnego zaplecza dla rządu. W tym samym czasie Samoobrona poszukuje chętnych do kupienia weksli renegatów, którzy chcą współpracować z koalicją. Można przypuszczać, że Samoobrona znajdzie szybciej chętnych na swoją ofertę niż PiS.
Stan koalicji na dziś: nadal brakuje 33 posłów. Ludowcy, na pomoc których bardzo liczy PiS, wciąż się wahają. Z kolei Andrzej Lepper nie odpuszcza i sypie piach w tryby. Nie jest wykluczone, że niedługo koalicjantom zacznie brakowało więcej niż 33 osób do zapewnienia sobie większości w Sejmie.
Być albo nie być w koalicji? – to pytanie zadaje sobie w zaciszu swego gabinetu Waldemar Pawlak. Ludowcy są niezdecydowani i wciąż się wahają. Oficjalnie czekają na rozpoczęcie rozmów koalicyjnych w środę. „Nie chcemy stawiać żadnych warunków i podawać ich publicznie przed ich omówieniem z PiS” – tłumaczy sekretarz Rady Naczelne PSL Marek Sawicki. „Rozmawiamy ze sobą tylko na korytarzu, bo żadnych zakulisowych negocjacji nie ma” – dodaje żartem.
Waldemar Pawlak jest jeszcze bardziej enigmatyczny. „Na razie trwają konsultacje” – mówi krótko. Na pytanie z kim konsultuje się przyznaje, że wciąż z kolegami z ugrupowania.
A jest czym mówić i do czego przekonywać partyjny aktyw. Bo kiedy wyłączy się mikrofon ludowcy otwarcie przyznają, że koalicja PiS - PSL może nie powstać. „Nie ma sensu się sprzedawać. Poza tym należy patrzeć praktycznie na sprawy. W tej chwili według sondaży możemy nie wejść do Sejmu. Za kilka czy kilkanaście miesięcy nie wejdziemy na pewno” – mówią politycy PSL.
W stworzeniu większościowego zaplecza dla rządu problemy sprawia również Samoobrona. Rozżalony Andrzej Lepper nie spocznie dopóki skutecznie nie zaszkodzi premierowi. A okazji będzie miał wiele.
Jeszcze w piątek PiS cieszył się, że powstał nowy klub parlamentarny Ruch Ludowo - Narodowy. Współtworzyło go m.in. ośmiu renegatów z Samoobrony. Okazuje się jednak, że połowa tych osób jest nadal formalnie członkami klubu parlamentarnego Samoobrona.
„Zgodnie ze statutem klubu parlamentarnego nie można od nas odejść. Jedynym sposobem na rozstanie się z nami jest wyrzucenie z klubu. Tak zakłada regulamin klubu, który zaakceptował marszałek sejmu Marek Jurek” – podkreśla Janusz Maksymiuk najbliższy współpracownik Leppera. Tymczasem z ósemki działaczy Samoobrony, która współtworzy RL-N tylko połowa został oficjalnie wyrzucona z klubu i partii.
„Kluby parlamentarne są zrzeszeniami dobrowolnymi. Nie można używać przymusu jeśli posłowie nie chcą do nich należeć” – zaczął bronić byłych działaczy Samoobrony Marszałek Sejmu Marek Jurek. Odwagi parlamentarzystom Samoobrony dodał tylko na chwile.
Andrzej Lepper zaczął natychmiast straszyć niepokorny konsekwencjami finansowymi. Każdy działacz Samoobrony, który kandydował do Sejmu podpisywał ze związkiem zawodowym Samoobrona (stworzonym również przez Leppera) weksel opiewający na kwotę przeszło pół miliona złotych. Oficjalnie była to opłata za korzystanie ze znaczka partii i związku w trakcie kampanii wyborczej. Nieoficjalnie była to smycz, która miała trzymać posłów przy nodze Leppera.
Zgodnie z umową, która kandydaci podpisywali pod koniec kadencji Sejmu władze klubu parlamentarnego miały orzekać czy posłowie spełnili swoje zadanie i wtedy umarzano im opłaty za korzystanie z partyjnego logo. A jeśli zawiedli (czytaj zdradzili Leppera i odeszli z jego partii) czy zawiedli pokładane wówczas muszą spłacać weksle.
„Weksle posłów, którzy opuścili klub Samoobrony, trafią do komorników” – zapowiedział Andrzej Lepper. W pierwszej kolejności chce wystąpić o windykacje należności od dwóch najbogatszych swoich eks kolegów partyjnych Piotra Misztala i Jana Bestrego.
Lepper doskonale wie, że obydwaj mają z czego zapłacić karę i bezwzględnie od nich te pieniądze wyegzekwuje. „To jest forma zastraszenia pozostałych. Zwłaszcza tych, którzy nie zostali jeszcze formalnie wyrzuceni z partii. Niewykluczone, że szef będzie chciał wymusić na nich powrót do klubu parlamentarnego. I oni mogą ulec, bo są goli jak święci tureccy, a Lepper nie zawaha się żeby puścić ich w skarpetkach” – twierdzi jeden z polityków Samoobrony.
Przewidywania naszego rozmówcy mogą się spełnić. Sprawdziliśmy stan posiadania czwórki, która deklaruje chęć odejścia z Samoobrony do RL-N. Poseł Józef Cepil nie ma nic poza niewielkim gospodarstwem rolnym, starym ciągnikiem i 20 tys. zł na koncie. Halina Molka posiada średniej wielkości mieszkanko, 6 tys. zł oszczędności, ale jest winna bankom prawie 18 tys. zł. Bernard Ptak ma mikroskopijne gospodarstwo rolne (1,3 ha) i milion zł długu. W nieco lepszej od niego sytuacji jest Andrzej Ruciński. On ma spore gospodarstwo, ale pracuje na nim na dość wysłużonym sprzętem, który powinien niedługo wymienić na nowy, a do tego ma blisko 200 tys. zł długu. Nikogo z tej czwórki nie stać na płacenie Lepperowi pół miliona złotych.
Wiele wiec skazuje na to, że już wkrótce koalicji będzie mogło brakować do większości nawet 37 głosów. Marszałek Jurek obiecuje posłom, którzy podpisali weksel pomoc prawną. Nie wiadomo jednak kto i przed czym miałby ich bronić. Wiele wskazuje na to, że Andrzej Lepper zgodnie z prawem zawarł z posłami umowę wekslową. To powoduje nerwowość u liderów PiS. Szef klubu parlamentarnego Prawi i Sprawiedliwość bardzo się obruszył gdy padło pytanie czy jego partia usiłuje przyciągnąć do koalicji działaczy Samoobrony. Obsztorcował dziennikarza za zadawanie kłopotliwych pytań i poprosił o inny zestaw.
Rozstrzygnięcie czy powstanie większościowa koalicja czy czekają nas nowe wybory już wkrótce. Jedno jest pewne - nudno na pewno nie będzie, ale to chyba marna pociecha dla wyborców.