Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Arkadiusz Droździel
|

Rok politycznych burz i skandali

0
Podziel się:

Mijający rok pokazał, jak dziwna potrafi być polityka. Nikt nie wyobrażał sobie Leppera, Giertycha i Kaczyńskiego w jednym rządzie. A jednak stało się.

Rok politycznych burz i skandali

Jak dziwna i przewrotna potrafi być polityka pokazał mijający 2006 rok. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu nikt nie wyobrażał sobie, że możliwy jest rząd, w którym wspólnie zasiadają Jarosław Kaczyński, Andrzej Lepper oraz Roman Giertych.

A jednak to, co wydawało się nierealne, stało się faktem. Roman Giertych, tak wcześniej pogardzany przez szefa PiS, kończy 2006 rok na stanowisku ministra edukacji, zaś oskarżany o kontakty z peerelowskimi służbami bezpieczeństwa, na którym ciąży kilka prawomocnych wyroków - Andrzej Lepper - ministra rolnictwa. Są także wicepremierami.

Nie byłoby jednak tego wielkiego sukcesu partii uznawanych za populistyczne i bezideowe, gdyby nie rozdźwięk, jaki nastąpił jesienią 2005 roku pomiędzy Platformą Obywatelską i PiS. Przez wiele miesięcy praktycznie wszyscy się spodziewali czteroletnich rządów POPiS-u. Bez rozstrzygania, po której stronie była racja w tym konflikcie, niezbitym faktem jest, iż w 2006 rok wchodziliśmy z rządem mniejszościowym PiS, popieranym przez Samoobronę, LPR i w mniejszym stopniu PSL.

Jak pokazał ostatni okres rządów Jerzego Buzka, czy też Marka Belki, taki sposób rządzenia pozwala na spokojne trwanie i administrowanie. Braciom Kaczyńskim nie oto jednak chodziło. Oni szli do zwycięskich wyborów parlamentarnych i prezydenckich z hasłami przeorania III RP, tak aby na jej gruncie powstała IV. Wolna od patologii, jakimi w ich przekonaniu, charakteryzowała się poprzedniczka.

Wizja braci nie mogła być jednak zrealizowana bez zmian instytucjonalnych, za które w polskim systemie prawnym odpowiada Sejm, Senat i Prezydent. Dwoma ostatnimi rządziło Prawo i Sprawiedliwość, w Sejmie jednak zasiada jedynie 164 posłów. Wielki Strateg, jakim obwołano Jarosława Kaczyńskiego, miał więc dylemat - jak zapewnić sobie stabilną większość parlamentarną.

Kuszenie Platformy

Na pierwszy ogień poszła Platforma Obywatelska. Politykom PiS wydawało się, iż po dotkliwych porażkach wyborczych i nie zawiązaniu prawie pewnego POPiS-u, w PO znajdzie się wielu chętnych do przejścia na stronę PiS. Nagrodą za to miały być stanowiska rządowe i w spółkach Skarbu Państwa.

Jest tajemnicą poliszynela, iż wielu działaczy Platformy widziało siebie na tych stanowiskach, gdyby ugrupowanie Tuska doszło do władzy. Jarosław Kaczyński mocno się jednak przeliczył. Poza Andrzejem Sośnierzem (który został po paru miesiącach szefem NFZ) żaden z posłów Platformy nie przeszedł na stronę PiS. Co więcej, wydaje się, że próby rozbicia wewnętrznego PO de facto jeszcze bardziej scementowało partię i ugruntowało pozycję Donalda Tuska jako lidera.

Jarosław Kaczyński jednak nie odpuszczał. 6 stycznia nastąpiła zmiana na fotelu ministra finansów. Stanowisko to wraz z teką wicepremiera objęła Zyta Gilowska, która przez lata była gospodarczą twarzą Platformy, o której Donald Tusk i Jan Rokita mówili siostra i która w dziwnych okolicznościach, w maju 2005 roku, z PO odeszła.

Szef PiS liczył, że dzięki temu uda się albo przeciągnąć kilku posłów PO, sympatyków Gilowskiej. Może nawet wrócić do rozmów o POPiS. Po raz drugi Jarosław Kaczyński się przeliczył - nikt nie zmienił barw klubowych, spotkanie Tusk-Kaczyński i tajne Lipiński-Schetyna zakończyły się fiaskiem.

Rydzyk akuszerem

W tym momencie Jarosław Kaczyński stanął przed dużym problemem: jak rządzić skutecznie bez dopuszczania do rządu partii Leppera i Giertycha. Jedynym wyjściem było szukanie pozarządowego porozumienia z tymi ugrupowaniami.

Testem na to, czy taki układ jest możliwy, było głosowanie nad budżetem na 2006 rok. LPR i Samoobrona poczuły swoją szansę. Zaczął się koncert życzeń wydatkowych. Ale i PiS miał asa w rękawie. Zgodnie z konstytucją prezydent ma bowiem prawo rozwiązać parlament, jeżeli w ciągu czterech miesięcy od momentu złożenia projektu budżetu w Sejmie (do 30 września) nie podpisze przegłosowanej ustawy budżetowej.

Czas naglił, rozpoczęła się żonglerka terminami: czy termin czterech miesięcy biegnie od 30 września, czy od pierwszego posiedzenia Sejmu nowej kadencji (19 października 2005 roku). Co konstytucjonalista, to inna opinia. Prezydent i PiS utrzymywali, że 31 stycznia. Pozostałe ugrupowania parlamentarne 20 lutego. Nie było jednoznacznej wykładni Trybunału Konstytucyjnego. Jarosław Kaczyński dał jednak możliwość na rozwiązanie tego pata - podpisanie paktu stabilizacyjnego, czyli takiej "niby umowy koalicyjnej". Sygnatariusze porozumienia mieli określić listę ustaw, które obligowali się przegłosować w pierwszym rzędzie, ale bez wchodzenia do rządu.

PO odrzucił od razu tę propozycję, wychodząc z założenia, że na przyspieszonych wyborach może tylko zyskać. Gorzej wyglądała sytuacja Samoobrony i LPR - według opinii publicznej to na nich mogła spaść odpowiedzialność za przyspieszone wybory. Giertych i Lepper postanowili więc podpisać 2 lutego pakt stabilizacyjny (uroczystość była transmitowana jedynie przez media związane z ojcem Rydzykiem, uznanego za akuszera tego porozumienia), który oddalał widmo przyspieszonych wyborów.

Czas paktu destabilizacyjnego

Za przymuszenie do zawarcia paktu przyszło jednak PiS zapłacić wysoką cenę. Jak przepowiadała większość obserwatorów sceny politycznej, już praktycznie następnego dnia rozpoczęły się targi, przepychanki i żądania. Do 23 lutego, gdy prezydent z oporami, ale podpisał ustawę budżetową, jeszcze delikatne i niemrawe. Po tym terminie, gdy stało się jasne, że PiS jest zakładnikiem obu polityków.

Nie było dnia, aby szef Samoobrony lub LPR czegoś nie żądali lub z czymś się nie zgadzali. Wszystkie te działania miały na celu jedno: zawarcie koalicji rządowej trzech partii. Na to nie było jednak zgody szefa PiS, który w odwecie straszył samorozwiązaniem parlamentu i przyspieszonymi wyborami.

Panowie Lepper i Giertych nic sobie z tego za bardzo nie robili, wiedząc doskonale, że PiS nie znajdzie większości 2/3 dla takiego rozwiązania. Poparcie 50 posłów SLD nie dawało nawet zwykłej większości, natomiast Platforma uzależniała przegłosowanie wniosku o samorozwiązanie od zmian w ordynacji wyborczej. PO proponowała wprowadzenie okręgów jednomandatowych. To zaś było nie do przyjęcia dla braci Kaczyńskich.

Szefowie Samoobrony i LPR podbijali więc bębenek. 31 marca Andrzej Lepper postawił sprawę jasno: albo będę wicepremierem, albo koniec tego rządu. PiS w końcu się ugiął i na początku kwietnia zasiadł do rozmów o koalicji rządowej z Samoobroną, LPR i PSL.

Rozmowy były bardzo burzliwe z racji dużych napięć pomiędzy ugrupowaniami. Samoobrona nie chciała w rządzie PSL, bez którego udziału koalicji nie wyobrażał sobie PiS. Roman Giertych natomiast nie przyjmował do wiadomości, aby miał nie być wicepremierem w rządzie na co nie godził się PiS.

Targi trwały kilkanaście dni. 27 kwietnia z udziału w przyszłej koalicji ostatecznie zrezygnował PSL. Powodem była niezgoda Samoobrony na tekę wicepremiera dla Waldemara Pawlaka. W tej sytuacji Jarosław Kaczyński nie miał innego wyjścia jak przystanie na warunki Giertycha i Leppera.

Wielka koalicja z Marcinkiewiczem w tle

5 maja Lech Kaczyński wręczył nominacje dla ministrów z Samoobrony i LPR. Ponadto Andrzej Lepper i Roman Giertych otrzymali zostali wicepremierami w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza. Był to dzień wielkiego triumfu obu polityków. Ci, którymi jeszcze kilkanaście miesięcy wcześniej Jarosław Kaczyński pogardzał, teraz są partnerami w rządzie jego ugrupowania.

Od tego dnia po równi pochyłej staczało się natomiast znaczenie Kazimierza Marcinkiewicza, jako szefa rządu. Dotychczas, pomimo silnego uzależnienia od lidera PiS, premier działał w miarę możliwości niezależnie. Druga sprawa, że i Jarosław Kaczyński nie bardzo się interesował bieżącym działaniem rządu, skupiając się raczej nad zapewnieniem mu poparcia politycznego. Koalicja z LPR i Samoobroną spowodowała jednak, że decyzje były podejmowane i konsultowane w gronie: Kaczyński - Giertych - Lepper. Marcinkiewiczowi przypadła zaś rola ich wykonawcy.

Ponadto panowie wicepremierzy rozpoczęli grę, którą mieliśmy okazję już poznać wcześniej: licytację, kto rozda więcej. Minister Giertych uczniom zaproponował tanie książki a matkom, wychowującym dzieci pensje i emerytury. Chciał także za minimalny procent wartości sprzedawać mieszkania spółdzielcze. Andrzej Lepper natomiast miał bardziej przyziemne wymagania: na każdym kroku pytał - "gdzie są stołki dla moich ludzi?".

| Najważniejsze polityczne wydarzenia 2006 roku |
| --- |
| 07.01 – Zyta Gilowska obejmuje stanowisko ministra finansów i wicepremiera ds. gospodarczych, 02.02 – podpisanie paktu stabilizacyjnego, 23.02 – Prezydent Lech Kaczyński podpisuje budżet,* 31.03* – Andrzej Lepper stawia PiS ultimatum: Albo będę wicepremierem albo Samoobrona przestanie popierać rząd, 27.04 – PSL odrzuca propozycję wejścia do rządu PiS, Samoobrona i LPR, 05.05 – powstaje koalicja PiS, Samoobrona i LPR; Andrzej Lepper, obejmuje tekę ministra rolnictwa i wicepremiera, szef LPR Roman Giertych zostaje ministrem edukacji i wicepremierem, 23.06 – Premier Kazimierz Marcinkiewicz dymisjonuje Zytę Gilowską w związku z podejrzeniami o jej współpracę z SB, 07.07 – Kazimierz Marcinkiewicz podaje się do dymisji, stanowisko premiera obejmuje Jarosław Kaczyński, 21.08 – Andrzej Lepper po raz kolejny grozi zerwaniem koalicji, 09.09 – Prezes NBP, Leszek Balcerowicz odmawia stawienia się przed komisją bankową, 21.09 – premier Jarosław Kaczyński dymisjonuje Andrzeja
Leppera i nominuje Zytę Gilowską na stanowisko ministra finansów i wicepremiera ds. gospodarczych, 26.09 – PO składa wniosek o samorozwiązanie Sejmu, 16.10 – Andrzej Lepper ponownie obejmuje stanowisko ministra rolnictwa i tekę wicepremiera, 12.11 – odbywają się wybory samorządowe, 01.12 – wybucha afera związana z uczestnictwem członków Młodzieży Wszechpolskiej w imprezach faszystowskich, 04.12 – skandal obyczajowy w Samoobronie – prominentni członkowie partii podejrzani o wykorzystywanie seksualne pracownic biur partii w zamian za miejsca pracy. |

Jarosław Kaczyński bierze stery w swoje ręce

Taki układ nie mógł trwać zbyt długo. Było wiadome, że prędzej niż później szefem rządu z realną władzą musi zostać Jarosław Kaczyński. Pretekstem do zamiany było zamieszanie wokół dymisji Zyty Gilowskiej, którą posądzono o współpracę z SB oraz powołaniem na jej miejsce, bez konsultacji z Jarosławem Kaczyńskim, Pawła Wojciechowskiego. To był przysłowiowy gwóźdź do trumny Marcinkiewicza. 7 lipca Jarosław Kaczyński zastąpił go na stanowisku premiera.

Jak się okazało nie ukróciło to żądań LPR i Samoobrony, a wręcz nastąpił jeszcze większy ich wysyp. Lepper do żądań o stołki dołączył jeszcze żądanie dofinansowania ubezpieczeń dla rolników z kasy państwa oraz znacznego zwiększenia wydatków na cele socjalne w przyszłorocznym budżecie.

Giertych natomiast zarządził amnestię dla maturzystów, którzy nie zdali matury. Domagał się także większych nakładów na edukację oraz zakazu handlu w niedzielę. Festiwal żądań i gróźb, szczególnie ze strony Samoobrony, przeplatał się z coraz częstszymi pomrukami PiS o możliwości rozpisania przyspieszonych wyborów.

Tym razem jednak to PiS miał przewagę nad swoimi partnerami. To PiS dzięki rządom w takim układzie zyskiwał. Powoli acz systematycznie odbierał sympatyków obu ugrupowaniom. I tym samym nie tracił poparcia sondażowego, co pozwalało mu w miarę spokojnie patrzeć w przyszłość po ewentualnych przyspieszonych wyborach.

Znacznie gorzej w tym kontekście przedstawiała się natomiast sytuacja współkoalicjantów. Samoobrona zaczęła balansować na 5-procentowym progu, natomiast wyniki LPR oscylowały na poziomie błędu statystycznego. Andrzej Lepper nie spuszczał jednak z tonu. Najpierw zażądał dymisji, swego byłego kolegi z lat szkolnych, Wojciecha Mojzesowicza z funkcji przewodniczącego parlamentarnej komisji rolnictwa, którą ten sprawował z ramienia PiS. A gdy spotkało się to z odmową premiera, zapowiedział poparcie wniosku Platformy o odwołanie ministra skarbu państwa, Wojciecha Jasińskiego.

Tym razem premier jeszcze odpuścił. Mojzesowicz zrezygnował i przeszedł do kancelarii premiera w randze ministra. Miarka się jednak przebrała, gdy szef Samoobrony złożył wniosek o odwołanie ministra obrony Radka Sikorskiego.

Lepper wypada z rządu, Beger go ratuje

21 września Jarosław Kaczyński zdymisjonował Andrzeja Leppera. Cios ten padł na szefa Samoobrony jak grom z jasnego nieba.

Dodatkowo PiS zaatakował go z drugiej strony - rozpoczął demontaż klubu parlamentarnego Samoobrony poprzez nakłanianie posłów tej partii do popierania rządu w zamian za udział we władzy (ci bardziej znani) i trwania Sejmu (ci mniej, dla których najważniejsze były diety poselskie). Plan był w miarę sprawnie realizowany. Codziennie z Samoobrony odchodziło po kilku posłów. Aby temu zapobiec, Andrzej Lepper zaczął straszyć uciekinierów wekslami, jakie musieli podpisywać wszyscy kandydaci na wybrańców narodu z ramienia Samoobrony. 26 września nastąpił jednak punkt zwrotny.

W programie TVN "Teraz My" ujawniono nagrania ze spotkań posłanki Samoobrony Renaty Beger z prawą ręką Jarosława Kaczyńskiego, Adamem Lipińskim oraz jej byłym kolegą z Samoobrony Wojciechem Mojzesowiczem. Jak wynikało z tych nagrań emisariusze PiS składali propozycje stanowisk dla tych, którzy zdecydują się odejść z Samoobrony. Ponadto minister Lipiński obiecywał załatwienie sprawy egzekucji z weksli.

Po raz kolejny w trakcie mijającego roku sytuacja na scenie politycznej rozgrzała się do czerwoności. Prawo i Sprawiedliwość powróciło do nawoływań z poprzedniej kadencji Sejmu, gdy żądało delegalizacji Samoobrony, jako partii zakładanej przez służbę bezpieczeństwa PRL. Platforma podgrzewała atmosferę nawoływaniem do głosowania za jej wnioskiem o samorozwiązanie Sejmu. Roman Giertych wcielił się natomiast w rolę męża opatrznościowego, który zachęcał do odbudowania koalicji, co spotkało się z jednoznaczną odpowiedzią Andrzeja Leppera, dla którego „plucie w twarz to nie padający deszcz". Także Jarosław Kaczyński nie pozostawał dłużny, zapowiadając podczas wiecu w Stoczni Gdańskiej, że „nie ma powrotu do koalicji z ludźmi o marnej reputacji".

Wielka koalicja reaktywacja

Jak przewrotna i nieobliczalna potrafi być jednak polityka okazało się jednak w pierwszych dwóch tygodniach października. Po fiasku rozmów PiS z PSL, gdy ludowcy zdecydowali się na współpracę z PO, Jarosław Kaczyński stanął przed dylematem: albo rozwiązanie Sejmu, albo powrót do koalicji z "ludźmi o marnej reputacji". Wybrał to drugie rozwiązanie. Jak się wydaje, po raz kolejny swoje ideały przedłożył nad interes wyższego rzędu. Tym razem w zamian za bardzo wysoką cenę nabył możliwość obsadzenia stanowisk sędziów Trybunału Konstytucyjnego swoimi ludźmi oraz wybrania na stanowisko prezesa NBP osoby wskazanej przez jego brata.

Andrzej Lepper ponownie mógł zasiąść na skórzanym fotelu rządowego BMW. Reaktywacja koalicji, która miała miejsce 16 października pod osłoną nocy (podczas uroczystości wręczenia aktu nominacyjnego na stanowiska ministra rolnictwa i wicepremiera w Pałacu Prezydenckim nie były obecne media), była chyba jednak tak naprawdę jej łabędzim śpiewem.

Lepper i Giertych na wielkim zakręcie

W listopadowych wyborach samorządowych Samoobrona poległa z kretesem. Liga Polskich Rodzin poniosła natomiast druzgocącą klęskę. Jakby tego było mało, na początku grudnia miały miejsce dwa wydarzenia, które mogą się okazać początkiem końca obu partii. Najpierw 1 grudnia w "Dzienniku" ukazał się artykuł z imprezy neofaszystowskiej, w której brali udział działacze Młodzieży Wszechpolskiej, matecznika LPR. Kilka dni później "Gazeta Wyborcza" opublikowała rozmowę z byłą działaczką Samoobrony, która oskarżyła prominentnych działaczy Samoobrony o wykorzystywanie seksualne w zamian za załatwienie posady w strukturach partii lub instytucjach z nią powiązanych.

| KOMENTARZ MONEY.PL |
| --- |
|

Arkadiusz Droździel, Money.pl: Nie było chyba jeszcze w polskiej polityce roku tak szalonego jak 2006. Roku, w którym będzie tak niezliczona liczba przesileń i punktów zwrotnych. Nawet pamiętny 1989, najbardziej przełomowy w najnowszej historii Polski, charakteryzował się znacznie większym spokojem i przewidywalnością. Trudno było jednak oczekiwać, że będzie on wyglądał inaczej, jeżeli już na początku było wiadome, że dwoma z trzech głównych rozgrywających będą nieobliczalni populiści Giertych i Lepper. Te dwanaście miesięcy na podkręconych obrotach było chyba jednak niezbędne dla polskiej demokracji. Dzięki temu polskie społeczeństwo przekonało się, iż w polityce nie ma drogi na skróty. A co do panów Giertycha i Leppera, to ciśnie się na usta cytat z „Wesela" Wyspiańskiego: „miałeś chamie złoty róg ostał ci się ino sznur". Panowie Lepper i Giertych mieli wielką szansę na trwałe wejście w świat wielkiej polityki. Oni jednak nie
potrafili się wyzbyć swoich przyzwyczajeń. Każe to oczekiwać, że pomimo, iż rok kończą w fotelach wicepremierów i ministrów, to ich przyszłość jest raczej przesądzona - panowie będą musieli zejść ze sceny. |

polityka
giełda
wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)