Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Agata Kołodziej
Agata Kołodziej
|

Polskie startupy chcą podbić Indonezję. Bo to kraj, gdzie nawet bezdomny ma telefon z powerbankiem

59
Podziel się:

- Dziewczyna, która ze mną studiowała, zaczęła projektować i sprzedawać hidżaby przez Instagram. Wystawia je o 6 rano, a o 6.15 już ich nie ma. Dziś ma 25 lat, milion followersów na Instagramie i wszędzie chodzi z czterema smartfonami – mówi Tymon Kokoszka, współtwórca Loko nazywanego modowym Tinderem. Teraz to on chce swoją aplikacją podbić Indonezję. Nie jest jedyny. Krakowskiemu Brainly już się to udało.

- Dziewczyna, która ze mną studiowała, zaczęła projektować i sprzedawać hidżaby przez Instagram. Wystawia je o 6 rano, a o 6.15 już ich nie ma. Dziś ma 25 lat, milion followersów na Instagramie i wszędzie chodzi z czterema smartfonami – mówi Tymon Kokoszka, współtwórca Loko nazywanego modowym Tinderem. Teraz to on chce swoją aplikacją podbić Indonezję. Nie jest jedyny. Krakowskiemu Brainly już się to udało.

Na ulicy leży człowiek. To prawdopodobnie bezdomny. W dłoni trzyma jednak telefon komórkowy podłączony do powerbanku. Obok niego przechodzą ludzie i prawie nikogo to nie dziwi. Prawie, bo zdziwiony był, i to niemało, Szymon Paroszkiewicz z polskiego startupu Epica Software.

To był jego pierwszy raz w Dżakarcie. Później już i on przestał się dziwić i przywykł do tego, że w supermarkecie ludzie przez jeden telefon rozmawiają, a w tym samym czasie korzystają z aplikacji w drugim. Taka jest właśnie Indonezja. I to sprawia, że startupy lgną do niej jak muchy do miodu.

Paroszkiewicz pracuje nad wejściem na indonezyjski rynek od niedawna. Tworzy chat boty, dzięki którym można będzie załatwić wiele spraw przez Messengera. On jest świeżakiem, ale takich jak on, tylko już z większym doświadczeniem, jest znacznie więcej.

Polskie kieliszki na Bali

Polskich firm w Indonezji ciągle jeszcze jest niewiele. Jednym z pierwszych, którzy osiągnęli sukces na tym rynku, był Andrzej Jakubowski, który prowadzi tam polski klub biznesu i łączy polską społeczność w Dżakarcie. Wyjechał z Polski w 1983 r. Dziewięć lat później otworzył przedstawicielstwo polskiej firmy, która importowała do Polski wszystko, co się dało: rękodzieła, buty i lekarstwa. W sumie uzbierało się tego 500 kontenerów.

W 2005 r. został w Indonezji przedstawicielem polskiej fabryki szkła Krosno. – Większość pięciogwiazdkowych hoteli w Dżakarcie czy na Bali ma dziś kieliszki z Krosna – mówi z dumą. To się jednak skończyło, kiedy kilka lat temu Krosno ogłosiło upadłość.

Ostatnio więc sprowadza z Polski maszyny przerabiające wodę morską na pitną. – W ciągu dwóch lat stworzyliśmy 15 przedstawicielstw na całym świecie – chwali się. Ale mimo to największe nadzieje wiąże właśnie z indonezyjskim rynkiem. Dlaczego?

- Bo Indonezja rozciąga się bardziej niż USA – mówi, pokazując nałożone na siebie mapy. – Na samej Jawie mieszka 143 mln ludzi, a w Dżakarcie 30 mln – podkreśla Jakubowski senior.

Junior, czyli jego syn Piotr, dodaje: w całej Indonezji mieszka 259 mln ludzi, na których przypada 326 mln aktywnych kart SIM. Piotr jest Polakiem, ale urodził się i mieszka w Indonezji. Ma ok. 30 lat, należy więc do pokolenia nowych technologii. Zajmuje się marketingiem w startupie o nazwie Go-Jek. W sierpniu ub. r. spółka pozyskała aż 550 mln dol. od dwóch funduszy inwestycyjnych KKR oraz Warburg Pincus.

Technologiczna rewolucja po indonezyjsku

- Jeszcze w 2010 r. ludzie na ulicach Dżakarty siedzieli na krawężnikach bez pracy, majstrując przy swoich motorach. Jak nadarzyła się okazja, czasami kogoś podwozili za pieniądze – opowiada Piotr Jakubowski. Twórca Go-Jek, absolwent Harvardu Nadiem Makarim, wpadł na pomysł, by ich rozruszać. Tak powstał Go-Jek, a w styczniu 2015 r. powstała aplikacja, w której można zamówić do domu mechanika albo mycie auta, a teraz już nawet jedzenie.

- Pierwszy inwestor z zagranicy oczekiwał w rok osiągnięcie poziomu 30 tys. zamówień dziennie. A my już w drugim tygodniu lutego osiągnęliśmy ten wynik. Na koniec roku mieliśmy 360 tys. zamówień dziennie - mówi Piotr. Próg 100 mln zrealizowanych zamówień pękł w maju 2016 r.

Dziś w ramach Go-Jek jeździ 250 tys. kierowców, a firma współpracuje z 42 tys. restauracji. Codziennie kierowcy przejeżdżają 4 mln km.

Go-Jek to pierwszy indonezyjski startup, który osiągnął duży sukces i wyceniany jest na ponad 1 mld dol. I jeden z niewielu. Tamtejszy rząd stara się wspierać startupy, ogłosił nawet niedawno program, przekazując na ten cel 1 mld dol.

Modowy Tinder z Polski

Indonezja to 17 tys. wysp. Brakuje dróg, transport kuleje, większość biznesów e-commerce jest niedopasowanych do rynku – to nie wady, to zalety dla tych, którzy mają pomysł, jak to rozwiązać.

- 34 proc. populacji ma dostęp do internetu. To znaczy, że 66 proc. go nie ma, a to olbrzymi potencjał do wzrostu – twierdzi Piotr Jakubowski. Doskonale rozumie to Uber, który żeby mieć udział w tym torcie, zmienił nawet swój system płatności, bo karta kredytowa nie wchodziła w grę (tylko 4,5 proc. populacji ją ma). Nic dziwnego, konto w banku ma tylko 40 proc. ludzi.

I mimo że prawie nikt nie ma abonamentu z solidnym pakietem przesyłu danych w telefonie, a większość co kilka dni doładowuje swoje karty pre-paid, firmy widzą tu olbrzymi potencjał.

- W 2013 roku byłem w Indonezji na wakacjach, tak mi się spodobało, że chwilę później wróciłem, żeby tam studiować. W mojej grupie na 25 osób dwie z nich miały swoje marki modowe – mówi Tymon Kokoszka, który razem w dwoma kolegami Polakami założył startup Loko.

Loko działa jak randkowy Tinder, tyle, że dotyczy mody. Po uruchomieniu aplikacji na ekranie pojawia się jeden tylko produkt – sukienka, czy buty, nie ma znaczenia. Jeśli ci się podoba – przesuwasz w prawo, a on trafia do szafy, jeśli nie – przesuwasz w lewo i więcej go nie zobaczysz. Produkty gromadzone w szafie układają się w kolekcje, można je kupić, poczekać na automatyczne powiadomienia, kiedy zostaną przecenione, ale też dzielić się z innymi, wysyłając poprzez Messengera (aplikację Facebooka). Wkrótce algorytm uczący się gustu użytkownika będzie podsuwał ubrania pasujące go jego stylu.

Twórcy ze swoim biznesem ruszyli od razu na kilku rynkach, w Polsce, we Włoszech i właśnie w Indonezji.

- Moda w Indonezji jest bardzo ważna, #outfitoftheday jest tam niezwykle popularny. Dziewczyna, która ze mną studiowała, zaczęła projektować i sprzedawać hidżaby przez Instagram. Wystawia je o 6 rano, a o 6.15 już ich nie ma. Dziś ma 25 lat, milion followersów na Instagramie i wszędzie chodzi z czterema smartfonami, bo tak właśnie prowadzi swój biznes. Niczego więcej nie potrzebuje.

Loko działa w Indonezji od października 2016 r. Na razie to początki, wersja beta aplikacji w takim kształcie, jak chcieliby ją widzieć twórcy, dopiero wróciła od programistów i zostanie oddana Indonezyjczykom pod koniec stycznia. – Zweryfikujemy, czy to chwyci, pewnie za ok. pół roku – mówi Kokoszka.

Edukacja po krakowsku

Indonezję podbił już krakowski startup Brainly. To jeden z najbardziej znanych na świecie polskich startupów, zajmujący się edukacją. Pozwala wymieniać wiedzę pomiędzy użytkownikami, uczniowie mogą zadawać pytania, na które inni, silniejsi w danej dziedzinie odpowiadają, zdobywając punkty. Dzięki nim, sami potem mogą zadawać pytania z dziedzin, z których sami są słabsi.

Brainly działa już 35 krajach na całym świecie. Globalnie dociera do ponad 80 mln unikalnych użytkowników miesięcznie, głównie uczniów gimnazjów i liceów, a także nauczycieli, studentów, czy rodziców.

Co ciekawe, to właśnie Indonezyjczycy są drugą pod względem wielkości społecznością, zaraz po Rosji i krajach rosyjskojęzycznych.

Brainly postawiło na Indonezję na początku 2014 r. - Już po pierwszym semestrze działalności w Indonezji nasza społeczność liczyła tam 1,2 mln użytkowników. To nasz najszybciej rosnący rynek – mówi Jakub Piwnik z Brainly. - Nie bez znaczenia dla tego wyniku był fakt, iż pracujemy przy naszych rynkach zagranicznych z osobami pochodzącymi z danego kraju, dobrze znającymi ich systemy edukacji - dodaje.

- We wschodniej Azji funkcjonuje pojęcie "Tiger Parents", które odnosi się do rodziców, a czasem dziadków, którzy przywiązują ogromną wagę do edukacji swoich dzieci. Jest ona uważana za najważniejsze drzwi do przyszłej kariery i wiele od niej zależy. Przez to obowiązek nauki spoczywa nie tylko na uczniach, ale też w dużej mierze na ich rodzinach, które pragną dla nich ucieczki od złej sytuacji majątkowej – mówi Dimas Mukhlas, menedżer rynku indonezyjskiego w Brainly.

- Rodziny gotowe są wiele poświęcić, aby zapewnić swoim dzieciom dobre wykształcenie, zapisać je do najlepszych szkół i upewnić się, że otrzymują odpowiednią pomoc – dodaje. I Brainly tę okazje wykorzystał.

W Białym Domu i w Dżakarcie

Okazję wykorzystuje również Brand24, który w Indonezji działa już od kilku lat. Firma zajmuje się monitoringiem internetu, oferuje analizy obecności marki w social media, wystarczy podać jej odpowiednie słowa kluczowe. Brand24 ma już tysiące klientów na całym świecie i jest firmą globalną pełną gębą. Najlepszym dowodem na to jest klient z Białego Domu.

W 2015 roku polski startup rozpoczął współpracę z Michelle Obamą przy kampanii promującej edukację "Better Make Room". Jego zadaniem było śledzenie jej efektów w internecie. Nie było żadnych konkursów, przetargów. Do polskiej firmy Biały Dom zgłosił się sam, bo znalazł ją przez wyszukiwarkę Google.

Taki kontrakt to wielki prestiż, ale założyciel i szef Brand24 podkreśla, że to Indonezja jest najszybciej rozwijającym się rynkiem świata. Michał Sadowski mówi, że choć Indonezja stanowi istotną część budżetu Brand24, to nie jest to jeszcze biznes, który liczyłby w milionach złotych przychodu.

- Nadal traktujemy go jako inwestycję, bo czasy najlepszych biznesów realizowanych w tym regionie dopiero przyjdą - uważa Sadowski.

Indonezja nie chce być niewolnikiem

Perspektywy są niezłe, ale wejść na tamtejszy rynek wcale nie jest łatwo. Po pierwsze dlatego, że władze wcale nie chcą wpuszczać obcych. Jeszcze w latach 60. Indonezja była krajem otwartym, ale w latach 70. zaczął się zmasowany napływ ludzi na Bali. Przyjeżdżali głównie Australijczycy, Chińczycy, Singapurczycy, czyli narody bardzo bogate. Istniały obawy, że po prostu wykupią wszystko, co będą w stanie. A Indonezja nie chciała stać się niewolnikiem w swoim kraju.

- Efekt jest taki, że aby założyć tam spółkę, zagraniczny przedsiębiorca musi wyłożyć 800 tys. dol. kapitału zakładowego albo znaleźć sobie lokalnego partnera. Dla małych i średnich firm wybór jest jasny - mówi Krzysztof Bulski, partner zarządzający Pendopo Labs, który pomaga w rozwijaniu biznesu w Dżakarcie polskim firmom.

Bez lokalnego partnera trudno sobie poradzić z jeszcze jednego powodu. – Duże korporacje nie mogą przyjmować faktur z zagranicy. Teoretycznie niby jest to możliwe, ale wymogów jest tak dużo, że nikt tego nie chciał robić – mówi Jan Zając z Sotrender, startupu analizującego aktywność w kanałach społecznościowych.

- Jeszcze dwa lata temu była duża niechęć do płatności online między firmami. Chcieli przelewać pieniądze tylko na konto w Indonezji albo ewentualnie w Singapurze. Teraz rośnie udział transakcji kartą, ale partner lokalny ciągle jest konieczny – dodaje Zając.

Polski Sotrender działa na indonezyjskim rynku dwa lata, nie zaczął jednak jeszcze na nim zarabiać. Ale to ich nie martwi. Zyski chcą zacząć liczyć za ok. sześć miesięcy. - Trochę przychodów mamy, ale też niewiele nas to kosztowało – mówi Zając. Bo to po prostu tani rynek.

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(59)
Dff
7 lat temu
Co to za bełkot? Pełno jakichś angielskich wstawek że się odechciewa czytać. Fakju
bicz bozy
7 lat temu
Dlaczego tak dużo angielszczyzny w reportażu?Nie każdy musi wiedzieć co to jest start up,chat czy messenger.Przez 5 lat w Anglii nie widziałem słów polskich w angielskich gazetach i telewizji.Jesteśmy w Polsce a nie angielskiej kolonii.
s
7 lat temu
A może by tak po polsku, zangielszczony dziennikarzyno?
Iza
7 lat temu
A ja uwazam ze dziennikarze polscy powinni sie nauczyc pisac po polsku. Jest to wprost zenujace ze w tym kraju jak juz troche luznelu angielskuego tak juz panuje angiekski i to jskis popaorany na dodatek. Szpanuja cepy gdzie moga.
starawasn
7 lat temu
Artykul sponsorowany. Juz niedlugo .....
...
Następna strona