Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Arkadiusz Droździel
|

Filar: Na euro poczekamy jeszcze pięć lat

0
Podziel się:
Filar: Na euro poczekamy jeszcze pięć lat

*Money.pl: Rząduruchamia komitet koordynujący prace resortówprzy wprowadzaniu euro w Polsce. Czy jest sens tworzenia kolejnej instytucji, która będzie za to odpowiedzialna, jeżeli nadal nie wiadomo kiedy przyjmiemy wspólną walutę? *

*Dariusz Filar, ekonomista, członek Rady Polityki Pieniężnej: *Jest to standardowa praktyka, stosowana przez wszystkie kraje, które są w strefie euro. Komitet ma za zadanie koordynować prace pomiędzy NBP i resortami. Szczególnie w kwestii informacyjnej.

Kiedy więc euro zastąpi złotego?

Od dłuższego czasu powtarzam, że do strefy euro wejdziemy tylko wtedy, gdy spełnimy kryteria konwergencji. W innym wypadku nie mamy na to szans, bo nikt nie zastosuje wobec nas jakiejkolwiek taryfy ulgowej.

A obecnie i Komisja Europejska i Europejski Bank Centralny wykluczają ich poluzowanie. Co więcej, dają do zrozumienia, że są skłonne rozszerzać strefę tylko o kraje, które wniosą do niej dodatkową stabilizację poprzez dobre spełnianie kryteriów. Nie są natomiast zainteresowane tymi, które mogą stanowić czynnik dodatkowego zagrożenia.

Realnie, kiedy jesteśmy w stanie spełnić te kryteria?

Najdłużej i najtrudniej będzie z kryterium fiskalnym. Jak pokazuje przeszłość, może nam to zająć co najmniej 4 lata.

Na jakiej podstawie Pan prognozuje, że tyle czasu to potrwa?

Od lipca mamy wdrożoną procedurę nadmiernego deficytu. Gdy w 2004 roku nałożono na nas taką samą sankcję, to w warunkach bardzo dobrej koniunktury, jaka wtedy była, z nadmiernego deficytu _ wygrzebywaliśmy się _ do 2008. Dopiero wtedy została z nas zdjęta ta procedura.

Ale obecna sytuacja gospodarcza jest nieporównanie gorsza.

Dlatego należy się liczyć z tym, że na pozytywną ocenę zasłużymy najwcześniej w 2013, a co bardziej prawdopodobne dopiero w 2014 roku - w warunkach gorszej koniunktury trudniej jest bowiem o poprawę stanu finansów publicznych.

Obok zbyt wysokiego deficytu budżetowego problemem jest także za wysoka inflacja. Czy ten warunek uda nam się wcześniej spełnić?

_ _

Obecnie średnioroczna inflacja w Polsce wynosi około 4 procent. Aby spełnić to kryterium, które wynosi obecnie około 1,5 procent, musimy więc ją zbić o ponad 2 procent. Nawet przy założeniu, że w Europie inflacja będzie rosła, a u nas przez najbliższy rok będzie malała, to gdyby udało się co miesiąc urwać 0,1-0,2 punktu procentowego, to będzie to trwało kilkanaście miesięcy. To kryterium spełnimy więc nie wcześniej niż w 2011 roku.

Przy założeniu, że uda nam się spełnić te warunki, kiedy zaczniemy płacić w euro?

Należy pamiętać, że kryteria konwergencji to nie jedyne warunki zastąpienia złotego wspólną walutą. Potrzebne są jeszcze kryteria polityczno-prawne. Musimy bowiem dostosować konstytucję, ustawę o NBP i ustawę o bankowym funduszu gwarancyjnym. A zapewne nie uda się tego dokonać przed wyborami prezydenckimi. Najwcześniej więc na przełomie 2011 roku.

Wtedy będziemy mogli wejść de facto do ERM2, w którym będziemy przebywać przez 2012 i 2013 rok.

Rząd jeszcze do niedawna zapowiadał wejście do ERM2 w połowie 2009 roku. Czy moglibyśmy już teraz wejść do tego mechanizmu?

Z punktu widzenia formalnego nie ma takich przeszkód. Mamy odpowiednią politykę kursową, nasz bank centralny jest niezależny, mamy właściwą politykę pieniężną. Jest tylko pytanie, po co? Za dwa lata nie będziemy w stanie spełnić na pewno kryterium fiskalnego, a więc nasze wysiłki by się utrzymać w ERM2 zdałyby się na nic.

Jeżeli uda nam się utrzymać w ERM2 w latach 2011-2013, kiedy możemy faktycznie zacząć płacić w euro?

W 2014 roku zostaniemy poddani ocenie i do tego momentu musimy uporać się z nadmiernym deficytem budżetowym, bo wchodząc do ERM2 nie ma takiego wymogu.

Jeżeli to wszystko uda się spiąć w całość, to realistyczną datą zastąpienia złotego euro jest 1 stycznia 2015 roku.

Czy my w ogóle potrzebujemy wchodzić do strefy euro? Panuje pogląd, że to właśnie dzięki temu, że mamy własną walutę, uniknęliśmy recesji.

To jest przesada. Na pewno płynny kurs pozwolił uzyskiwać eksporterom dobre wyniki finansowe. Dzięki słabemu złotemu mogli raportować wyższe zyski w złotych. Ten czynnik oczywiście pomógł, ale nie był jednak decydujący.

Ale jak pokazuje przykład Słowacji, wejście do strefy euro miało negatywny wpływ na gospodarkę. Kraj, który wcześniej notował wysokie tempo wzrostu gospodarczego po przyjęciu wspólnej waluty osiąga ujemny przyrost PKB.

Nie możemy porównywać polskiej gospodarki do słowackiej, która jest znacznie bardziej otwarta od naszej. My mamy połowę niższy udział eksportu do PKB od Słowaków. Oni więc w dużo większym stopniu niż my zależeli od popytu zewnętrznego. A że ten się załamał w UE, to i gospodarka słowacka w dużo większym stopniu to odczuła.

*Jak szacuje w swoim raporcie NBP, koszt dostosowania naszej gospodarki do euro wyniesie ponad 20 mld złotych. I to na wstępie. Korzyści odczujemy natomiast dopiero po jakimś czasie. Czy jest więc sens wydawać tak gigantyczne, policzalne środki, by uzyskać w dalszej przyszłości korzyści, które dziś jest trudno oszacować? *

Na euro nie możemy patrzeć tylko w perspektywie 2-3 lat, bo w tak krótkim okresie, to faktycznie koszty mogą być wyższe od korzyści. Te tak naprawdę będą wyraźnie odczuwalne dopiero po 10-15 latach.

Po jakim kursie najkorzystniej dla gospodarki byłoby zamieniać złotego na euro?

Na to pytanie odpowiem dopiero po 17 lutego, gdy skończy się moja kadencja członka Rady Polityki Pieniężnej.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)