Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Tomasz Sąsiada
Tomasz Sąsiada
|

731 dni w kolejce do endokrynologa. Zapowiedzi premiera tego nie zmienią

0
Podziel się:

W służbie zdrowia panuje chaos organizacyjny, brakuje pieniędzy i specjalistów. Winni są też sami pacjenci?

731 dni w kolejce do endokrynologa. Zapowiedzi premiera tego nie zmienią
(Piotr Blawicki/East News)

- _ Jeżeli uważa pan, że powiemy o pracach nad zmianami już dziś, to się pan myli _ - odpowiada rzecznik resortu zdrowia Krzysztof Bąk na prośbę o rozmowę z osobą pracującą nad rządowym planem skrócenia kolejek do lekarzy, który zapowiedział ostatnio Donald Tusk. - _ Nie chcemy być źródłem spekulacji zanim nie ukończymy prac _- dodaje Bąk. Obietnice premiera budzą emocje, bo dziś sytuacja w polskiej służbie zdrowia jest tragiczna.

Ponad dwa lata trzeba czekać na wizytę u endokrynologa w Wojewódzkim Centrum Medycznym we Wrocławiu. W warszawskiej poradni przy szpitalu Jana Pawła II niewiele mniej - 541 dni. Mimo że Donald Tusk zapowiada skrócenie kolejek do lekarzy, ciężko będzie mu przekuć słowa w czyny. I to nie tylko dlatego, że w NFZ brakuje pieniędzy. Winne jest funkcjonowanie całej służby zdrowia - począwszy od sposobu kierowania na badania specjalistyczne i ich finansowania po chaos w zajmowaniu miejsc w kolejkach.

Premier zażądał od ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza, by zrobił wreszcie porządek. I dał mu na to czas do wiosny. Choć kolejne dni płyną, konkretów nie ma. Jak dotychczas z mglistych wypowiedzi przedstawicieli rządu można było usłyszeć, że mają zniknąć kolejki do specjalistów i limity finansowe w leczeniu onkologicznym. Dochodzą do tego plany informatyzacji służby zdrowia i dobrowolne dodatkowe ubezpieczenie.

Wprowadzenie zmian nie będzie proste i na pewno nie może ograniczyć się tylko do zwiększenia nakładów na Narodowy Fundusz Zdrowia. Bo choć budżet Funduszu z roku na rok jest coraz większy (w ciągu ostatniej dekady wzrósł z 22 do 67 miliardów złotych), to poprawy - przynajmniej jeśli chodzi o długość kolejek - nie ma.

**Było źle, jest jeszcze gorzej i nie wiadomo, jak to naprawić**

Wyniki badania Naczelnej Izby Kontroli, która ostatnio zajęła się tą sprawą, nie pozostawiają złudzeń. Porównując dane z października 2012 i października 2010 Izba wskazuje, że w ciągu dwóch lat średni czas czekania na przyjęcie do poradni okulistycznych i leczenia jaskry wzrósł o 36 proc. (średnio o 34 dni), a na rehabilitację - aż o 44 proc (w zależności od rodzaju terapii od 49 do 180 dni). Tylko w nielicznych przypadkach sytuacja się polepszyła.

Nie wiadomo tak naprawdę, jakiej wielkości dodatkowy zastrzyk finansowy zaspokoiłby potrzeby NFZ, bo ta instytucja jest jak studnia bez dna. Przyznaje to sam Fundusz. I to zarówno na szczeblu centralnym, jak i regionalnym. - _ Co roku kierujemy coraz więcej pieniędzy do poradni specjalistycznych, a i tak jest ich za mało _ - przyznaje Jan Raszeja, rzecznik prasowy kujawsko-pomorskiego oddziału NFZ. I dodaje, że długie kolejki są efektem nie tylko braku pieniędzy, a winni są czasem sami pacjenci.

źródło: nfz.gov.pl/Money.pl

Chodzi przede wszystkim o zapisywanie się do kilku specjalistów tej samej dziedziny naraz. Ma to zwiększyć naszą szansę na szybsze badania, ale zarazem wydłuża czekanie innym. - _ Z naszych wyliczeń wynika, że 40-50 procent osób z Bydgoszczy zapisanych w kolejce do specjalisty nie przychodzi na umówioną wizytę. - W opinii lekarzy w większości przypadków to te osoby, które zdążyły się już przebadać u kogoś innego _- wyjawia Jan Raszeja.

**Elektroniczna Karta Pacjenta poradzi sobie z kolejkami?**

To ma się niedługo skończyć, bo rząd pracuje nad informatyzacją służby zdrowia. Chodzi o wprowadzenie Elektronicznej Karty Pacjenta, na której będą zapisane wszystkie dane dotyczące leczenia, również te, gdzie i do którego specjalisty zarejestrował się pacjent. Nie będzie więc już można rejestrować się do lekarzy _ na zapas _. Dzisiaj natomiast nikt tego nie monitoruje.

- _ Na problem z kolejkami wpływ mają też preferencje pacjentów i dobra renoma niektórych lekarzy _ - tłumaczy Jan Raszeja. - _ Zdarza się, że w mieście wszyscy zapisują się do jednego specjalisty, bo jest on znany i polecany. Kolejki są duże, trzeba czekać kilka miesięcy. Tymczasem dziesięć kilometrów dalej jest lekarz tej samej specjalności, szerzej nieznany, u którego można być przyjęci niemal z ulicy _.

NFZ prowadzi internetową bazę danych z informacjami o liczbie dni, które trzeba odczekać w kolejce do lekarzy konkretnej specjalności w konkretnej placówce. Jednak albo niewiele osób z niej korzysta, albo woli poczekać dłużej, żeby trafić do lekarza, którego zna. Taki wniosek nasuwa się po przejrzeniu bazy danych, gdzie różnice w długości czekania na przyjęcie do specjalisty nawet w jednym i tym samym mieście są olbrzymie. I tak we Wrocławiu, oprócz przychodni endokrynologicznej z dwuletnim okresem oczekiwania na przyjęcie, jest też taka, gdzie czeka się _ zaledwie _ 72 dni.

Wspomniany endokrynolog jest na szczycie listy specjalistów, do których czeka się najdłużej. Według fundacji Smarter Poland, która uśredniła wyniki biorąc już pod uwagę możliwość wybrania mniej popularnego lekarza, są w Polsce miejsca, gdzie i tak trzeba czekać na wizytę ponad 250 dni. Niewiele mniej przy wizycie do poradni kardiologicznych i okulistycznych (ponad 200 dni), urologicznych i endoskopii (ponad 140 dni), chirurgicznych, ortopedycznych i diabetologicznych (ponad 100 dni).

- _ Powód tak długiego czekania leży też w niedoborze niektórych specjalistów. Potrzebujemy więcej endokrynologów, w dalszym ciągu okulistów, a w świetle zmian demograficznych, także geriatrów. Teraz w Polsce jest ich zaledwie pięciuset _ - wylicza Jan Raszeja.

**Zajmujemy czwarte miejsce. Od końca**

Wszystko to przekłada się na miażdżące wyniki raportu o kondycji polskiej służby zdrowia. W Europie gorzej niż u nas jest tylko w Serbii, Rumunii i na Łotwie - wynika z badania Euro Health Consumer Index przygotowanego przez instytucję badawczą Health Consumer Powerhouse. Jednak z raportu płyną też krzepiące dla nas dane: problem kolejek występuje nie tylko w Polsce. Na liście krajów, gdzie na specjalistyczną opiekę medyczną czeka się długo, są też Wielka Brytania, Irlandia, Hiszpania, Portugalia, Serbia, Rumunia, Łotwa, Estonia, a nawet kraje skandynawskie.

Sposób na uzdrowienie polskiej służby zdrowia ma Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy. - _ Resort od czasu do czasu wspomina o potrzebie zmian w finansowaniu podstawowej opieki zdrowotnej. Gdyby faktycznie się tym zajął, byłby to krok w dobrym kierunku _ - tłumaczy prezes Związku Krzysztof Bukiel. Chodzi o przerzucenie wykonywania części prostych badań z przychodni specjalistycznych na lekarzy pierwszego kontaktu.

Dziś jest tak, że w ciągu roku NFZ daje lekarzom rodzinnym 97 złotych na leczenie jednego pacjenta. Za te pieniądze musi utrzymać placówkę, zapłacić pensje i leczyć pacjentów. Kwota jest ryczałtowa i nie podlega żadnym negocjacjom. Z kolei w poradniach specjalistycznych lekarze dostają pieniądze za każdego pacjenta osobno. Jak mówi Bukiel, rozsądnie byłoby zmniejszyć kwotę ryczałtową, za to dopłacać lekarzom rodzinnym do prostych badań (na przykład USG), które mogliby wykonywać w swoich przychodniach.

- _ Dzięki temu ludzie, których problemy zdrowotne może rozwiązać zwykły lekarz pierwszego kontaktu, nie zajmowaliby miejsca w kolejkach poważnie chorym, którzy rzeczywiście potrzebują pomocy specjalisty _ - tłumaczy Bukiel. Dodaje jednak, że taka metoda może prowadzić do nadużyć. - _ Gdyby wprowadzono wynagrodzenie za usługę, to lekarze by takich USG zlecali jak najwięcej. Potrzebne są więc granice, które _ - jak przyznaje Bukiel - _ są niezwykle trudne do ustalenia _.

Czytaj więcej [ ( http://static1.money.pl/i/h/54/259126.jpg ) ] (http://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/czeka;nas;kolejna;reforma;nfz;sa;plany,104,0,1450856.html) *Czeka nas kolejna reforma NFZ? Są plany * Lepszy dostęp do świadczeń zdrowotnych, dodatkowe ubezpieczenia, informatyzacja ochrony zdrowia, a przede wszystkim reforma Narodowego Funduszu Zdrowia - to plany Ministerstwa Zdrowia na 2014 rok.

Według Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy niezbędne jest wprowadzenie obowiązku współpłacenia za niektóre usługi. - _ Nie chodzi o to, żeby ograniczyć ludziom dostęp do opieki zdrowotnej. Chodzi o takie sytuacje, jak przy wyborze gipsu przy złamaniach. Gdyby ten lekki, mniej uciążliwy był darmowy, nikt nie decydowałby się na zakładanie jego standardowej, ciężkiej wersji. Teraz jest wybór, można dopłacić, ale niezależnie od grubości portfela każdy jest leczony _- wyjaśnia Krzysztof Bukiel. Prezes związku popiera też rządowe zapowiedzi w sprawie zniesienia limitów na leczenie onkologiczne. - _ Kolejki dla chorych na raka to barbarzyństwo. Jeżeli jakieś usługi mają być nielimitowane, to na pewno jest to właśnie opieka onkologiczna _ - mówi.

Jednak nie za darmo. _ Przestrzegamy zwłaszcza przed iluzją, że likwidacja kolejek może odbyć się "bezkosztowo" - jedynie poprzez zmiany administracyjne, techniczne lub organizacyjne albo przez jeszcze większą wydajność pracy lekarzy i innego personelu medycznego _ - czytamy w oświadczeniu związku.

Z tego powodu w zapowiedzi rządu nie wierzy Krzysztof Łanda, prezes fundacji Health Care Watch. - _ Do zniesienia limitów należałoby uruchomić dodatkowe środki finansowe albo, jeżeli miałoby chodzić tylko o onkologię, rząd musiałby znaleźć pieniądze zwiększając kolejki w innych dziedzinach _- tłumaczy Łanda.

**Tak się uzdrawia służbę zdrowia **

Jak jego zdaniem naprawić polską służbę zdrowia? - _ Jest kilka sposobów _ - mówi. - _ Można po prostu zmniejszyć zakres świadczeń gwarantowanych. To jedyne rozwiązanie bezkosztowe. Pozostałe wiążą się z potrzebą znalezienia dodatkowych funduszy. _

Po pierwsze, można do NFZ przekazać więcej pieniędzy z budżetu. Po drugie, można zwiększyć podatek na służbę zdrowia. Po trzecie - wprowadzić współpłacenie za świadczenia szpitalne. _ - To tak samo, jak dziś w przypadku dopłacania części ceny do leków refundowanych czy protez. To jest oczywiście rozwiązanie mało popularne i nie sądzę, by jakakolwiek władza się na to zdobyła _ - ocenia Krzysztof Łanda.

Kolejnym sposobem jest tak zwane współpłacenie za pomocą udziałów własnych. - _ Może to działać na zasadzie płacenia za opiekę zdrowotną do pewnego poziomu. Jeżeli koszt leczenia pacjenta przekroczy określony pułap, to przestaje płacić. Wysokość granicy mogłaby zależeć na przykład od zarobków _- mówi Łanda.

Innym sposobem na współpłacenie za pomocą udziałów własnych jest model stosowany w Australii. - _ Jeżeli ktoś płaci 100 procent składki, to nie dopłaca do pierwszej wizyty u lekarza specjalisty czy hospitalizacji w danym roku. Natomiast jeśli zdecyduje się zapłacić 90 procent składki, to dodatkowo przy pierwszym przyjściu do specjalisty, dopłaci - na przykład - tysiąc złotych _ - tłumaczy Łanda. Wpłata jest jednorazowa, uiszczana tylko przy pierwszej wizycie. Im mniejsza jest składka zdrowotna, tym wzrasta kwota, którą potencjalnie musiałby dopłacić pacjent. A jeżeli nie trafi do lekarza wcale, nie dopłaca oczywiście nic.

Czytaj więcej [ ( http://static1.money.pl/i/h/186/m199098.jpg ) ] (http://tech.money.pl/medycyna/artykul/arlukowicz-za-kilka-tygodni-propozycje-rozwiazan-dot-onkologii,69,0,1458245.html) *Arłukowicz: za kilka tygodni propozycje rozwiązań dot. onkologii * Onkologia wymaga zmian, powstał zespół roboczy, który za kilka tygodni przedstawi pierwsze propozycje rozwiązań - powiedział minister zdrowia Bartosz Arłukowicz po spotkaniu z przedstawicielami Polskiego Towarzystwa Onkologicznego (PTO). Kolejną metodą uzdrowienia służby zdrowia jest wprowadzenie tak zwanych ubezpieczeń komplementarnych. - _ Myślę, że to jest pomysł najbezpieczniejszy politycznie i najbardziej byłby tolerowany przez społeczeństwo - _ ocenia Krzysztof Łanda. Polega on na tym, że w ramach ubezpieczeń komplementarnych Polacy płaciliby około 50-80 zł miesięcznie za dostęp do nowoczesnych sposobów leczenia, które nie są
finansowane przez NFZ. _ - Naliczyliśmy, że jest 256 innowacyjnych leków i około tysiąc nowoczesnych technologii nielekowych nierefundowanych. To jest bardzo duży obszar. Myślę, że rynek ubezpieczeń komplementarnych szybko osiągnąłby jakieś 15-30 miliardów złotych rocznie - _szacuje ekspert.

Na takie dobrowolne ubezpieczenie mogłoby się skusić 15-20 procent ubezpieczonych w NFZ. Ma ono też tę zaletę, że w pierwszych latach swojego funkcjonowania generuje nadwyżkę. - _ Ponieważ ubezpieczają się osoby zdrowe, które płacą już składkę, a nie chorują od razu po wykupieniu ubezpieczenia _ - uważa Łanda. _ - W związku z tym pojawia się "górka", z której można by sfinansować polisy komplementarne dla osób powyżej 67 roku życia, co stanowiłoby ochronę socjalną dla osób starszych. Myślę, że rządzący osiągnęliby w ten sposób wielki polityczny sukces _.

Czytaj więcej w Money.pl

(red. BCh)

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)