Irackie wojsko najprawdopodobniej będzie potrzebować zagranicznej pomocy, aby odbić terytoria kontrolowane przez dżihadystów z ugrupowania Państwo Islamskie - ocenił przewodniczący amerykańskiego Kolegium Szefów Sztabów generał Martin Dempsey.
Jak oświadczył na konferencji prasowej, obecni w Iraku amerykańscy doradcy wojskowi relacjonują, że irackie siły zbrojne _ są w stanie bronić Bagdadu _, ale przejście do ofensywy byłoby wyzwaniem, _ głównie logistycznym _.
Na pytanie, czy Irakijczycy byliby w stanie odbić terytoria, głównie na północy Iraku, zdobyte przez islamistów, odparł: _ Prawdopodobnie nie we własnym zakresie _.
Dempsey zaznaczył też, że obecnie USA zdecydowały się na zupełnie inne podejście niż w przeszłości, polegające na _ ocenianiu, doradzaniu i stworzeniu możliwości _ stronie irackiej. _ Możemy dojść do takiego punktu, jeśli islamiści staną się dla nas zagrożeniem, że prezydent USA, za naszą radą, zdecyduje się na bezpośrednie działanie _ - ostrzegł generał, dodając, że to na razie spekulacje.
Na tej samej konferencji w Pentagonie minister obrony Chuck Hagel powiedział, że ok. 200 amerykańskich doradców wojskowych przebywa obecnie w Iraku, gdzie oceniają rozwój sytuacji. Powtórzył zapewnienia, że USA nie będą zaangażowane w działanie bojowe w Iraku. Wcześniej deklarował tak prezydent Barack Obama, który nie wykluczył jednak _ selektywnych działań wojskowych _, jeśli będzie tego wymagała sytuacja.
Poza doradcami Stany Zjednoczone wysłały również kilkuset swoich wojskowych do ochrony ambasady USA w Bagdadzie oraz stołecznego lotniska.
Kurdowie też powstaną?
Prezydent autonomicznego regionu Kurdystanu w Iraku Masud Barzani zwrócił się w czwartek do regionalnego parlamentu o przygotowanie referendum niepodległościowego. _ Nadszedł czas, byśmy sami określili swój los _ - powiedział.
W Iraku mieszka około 5 milionów Kurdów. Od czasu obalenia dyktatury Saddama Husajna w 2003 roku dysponują znaczną samodzielnością, w tym własnym parlamentem i honorowanym przez zagranicę własnym kierownictwem politycznym. W czerwcu kurdyjscy bojownicy obsadzili położony poza terenem ich autonomii Kirkuk, wokół którego rozciąga się jedno z głównych irackich zagłębi naftowych.
Była to reakcja na ofensywę walczącego z rządem w Bagdadzie sunnickiego ugrupowania Islamskie Państwo Iraku i Lewantu (ISIL), które opanowało znaczne obszary na północy kraju. ISIL proklamowało tam kalifat, obejmujący także kontrolowane przez nich terytoria Syrii. Obecnie ISIL zmieniło nazwę na Państwo Islamskie.
Barzani wezwał deputowanych do kurdyjskiego parlamentu, by utworzyli komisję, która zajmie się przygotowaniem referendum niepodległościowego i ustali datę głosowania. _ Uważam za niezbędne powołanie komisji wyborczej i poczynienie przygotowań do referendum _ - powiedział.
Reuters zwraca uwagę, że wielu irackich Kurdów od dawna pragnie niepodległości, a obecnie - w warunkach ofensywy ISIL i słabości zdominowanego przez szyitów rządu w Bagdadzie - czują, że nadarza się ku temu świetna okazja. Barzani uważa, że _ Irak już się sam podzielił _ i podkreśla, że to nie Kurdowie są za to odpowiedzialni.
Szyicki premier Nuri al-Maliki jest krytykowany za politykę, która doprowadziła do podziałów wewnętrznych i dyskredytacji mniejszości sunnickiej.
Sunniccy dżihadyści z ugrupowania Państwo Islamskie, które pod nazwą Islamskie Państwo Iraku i Lewantu (ISIL) oderwało się od Al-Kaidy, a teraz jest z nią skonfliktowane, od czerwca prowadzą ofensywę w Iraku przeciw zdominowanemu przez szyitów rządowi Nuriego al-Malikiego. Zajęli znaczne obszary w północnej i zachodniej części kraju i zagrozili marszem na stolicę. Jedną z przyczyn sukcesów ich ofensywy jest słabość irackiego wojska; w ubiegłym miesiącu wielu żołnierzy, podlegających Malikiemu, porzuciło swoje pozycje i zdezerterowało.
Bojownicy ci walczą też w wojnie domowej w sąsiedniej Syrii z reżimem Baszara el-Asada. W niedzielę ogłosili powstanie kalifatu na zajętych terytoriach w obu krajach i przyjęcie nazwy Państwo Islamskie.
Czytaj więcej w Money.pl