Money.pl: Spadło ciśnienie gazu dostarczanego do Polski. Jak długo możemy wytrzymać taką sytuację?
Andrzej Szcześniak: Jeszcze nie ma żadnych realnych zagrożeń. Na razie są one jedynie hipotetyczne. Niebezpieczna byłaby sytuacja, gdyby scenariusz konfliktu rosyjsko-ukraińskiego rozwijał się w sposób niekontrolowany i doprowadził do zamknięcia tranzytu gazu przez Ukrainę. Wtedy mielibyśmy do czynienia z kryzysem, ponieważ około 40 proc. gazu transportowane jest przez Ukrainę. W konfliktowym scenariuszu może się okazać, że gaz który pochodzi z morza Kaspijskiego, byłby także niedostępny dla Polski. Jest to pewne niebezpieczeństwo, ale tylko w wypadku gwałtownego i niekontrolowanego rozwoju sytuacji.
Money.pl: Jeżeli sytuacja przybierze taki niebezpieczny obrót, to kiedy może nam zabraknąć gazu?
A.Sz.: Od około 10 lat dążymy do stworzenia rezerw zapasów gazu ziemnego na wzór UE. Niestety przy tym kryzysie okazało się, że nasz system nie jest bezpieczny. Dwa lata temu zdjęto obowiązek z naszego dostawcy gazu zbierania takich rezerw i ograniczono je tylko do 3 proc. importu. Dzisiaj wiec mamy tego gazu tylko na tydzień, może 10 dni. To jest podstawowy problem, z którym polski rząd będzie musiał się teraz uporać, ponieważ innych realnych ruchów w zasięgu nie ma.
Money.pl: Czy klienci muszą się teraz liczyć ze spekulacyjną zwyżką cen gazu?
A.Sz.: Nie. W Polsce ceny gazu są ustalane przede wszystkim przez Urząd Regulacji Energetyki, a przedsiębiorstwa muszą te ceny wynegocjować. W Polsce nie ma gry cenowej, tak jak jest to na rynku brytyjskim czy amerykańskim. Tam każda taka sytuacja odbija się w cenie. W Polsce ten system jest biurokratyczny, ale chroni w takich momentach odbiorców gazu przed gwałtownymi podwyżkami. System ten nie jest jednak do końca efektywny, ponieważ nie wymusza też obniżania kosztów przez firmy.
Money.pl: Mówi Pan, że gazu może nam starczyć na 7-10 dni. Gdzie wiec powinniśmy szukać alternatywnych źródeł dostaw?
A.Sz.: Dziś nie ma takich źródeł. Mamy dosyć jednokierunkowy system zaopatrzenia, ze wschodu, przez Białoruś lub Ukrainę. W związku z tym na jakąkolwiek dywersyfikację, o ile polski rząd zajmie się tym natychmiast, możemy liczyć za jakieś 4-5 lat. Jedynym zabezpieczeniem dostępnym w obecnej sytuacji są duże zapasy magazynowe, co niestety zaniedbano. W związku z tym ruchów dywersyfikacyjnych nie można wykonać. Do tego potrzebna jest infrastruktura lub budowa rurociągów doprowadzających gaz, albo terminali, które umożliwiłyby wyładowywanie gazu skroplonego. To chyba jest nasza przyszłość.
Money.pl: Rosji jednak powinno zależeć na ciągłości dostaw gazu do Europy Zachodniej.
A.Sz.: To nie jest konflikt gospodarczy, to nie jest logika biznesu, lecz polityki. Cele biznesowe są tutaj bardzo wątpliwe, ponieważ Rosja gra nie w te klocki. Tutaj prawdopodobnie chodzi o wybory na Ukrainie, o wypromowanie swojego kandydata w wyborach prezydenckich. Dlatego jest to dosyć nieprzewidywalny scenariusz, ponieważ ktoś komu zależy na dostawach, na wiarygodności wobec odbiorcy, nigdy by się tak nie zachował. I tutaj Rosja ryzykuje, ponieważ długotrwałe związki gospodarcze wymagają zaufania i pewności, że partner, który ma dostarczać źródło energii jest partnerem, który dla celów politycznych nie będzie poświęcał celów gospodarczych.
ZOBACZ TEŻ:
RAPORT *Money.pl*o tym, skąd Polska ma gaz