Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Piotr Pilewski
Piotr Pilewski
|

Boni: Politycy nie widzą problemów rynku pracy

0
Podziel się:
Boni: Politycy nie widzą problemów rynku pracy

Money.pl: Jutro 1 maja, czyli święto pracy. Patrząc na polski rynek zatrudnienia powinniśmy mieć powody do radości?

Michał Boni, minister pracy i polityki socjalnej w rządzie Jana Krzysztofa Bieleckiego: Jest lepiej niż kilka lat temu, bo bezrobocie maleje. Kłopot jest inny. Ta sytuacja odsłania słabości rynku pracy. Okazuje się, że mamy sporą część bezrobotnych mało mobilnych, niegotowych do pracy. Brakuje nam instytucji, które sprzyjałyby dopasowywaniu popytu do podaży, wspomagałyby mobilność wewnątrz kraju, a nie zagranicę, które wspomagałyby dopasowanie kwalifikacji, umiejętności do potrzeb pracodawców.

Money.pl: Czy polski rynek pracy jest konkurencyjny wobec innych europejskich i światowych?

M.B.: Jesteśmy konkurencyjni płacowo i cenowo. Rośnie też wydajność, aczkolwiek pojawiają się w ostatnim czasie niebezpieczne zjawiska – tempo wzrostu realnych wynagrodzeń wyprzedza tempo wzrostu wydajności, co jest niebezpieczne. Wydaje mi się, że jest taki moment, kiedy trzeba się zastanowić jak to, co jest dobre na rynku pracy i w gospodarce przetwarzać na coś, co będzie dobre za kilka lat. Polska wymaga dyskusji na temat charakteru przewag konkurencyjnych polskiej gospodarki, polskich firm.

Musimy wnosić do rozwiązań gospodarczych więcej innowacyjności, bardziej wykorzystywać wiedzę ludzką i umiejętności. Przewagi cenowe związane z tym, że mamy tanią siłę roboczą są krótkotrwałe. Zresztą w tej dziedzinie nigdy nie przebijemy Chińczyków, Brazylijczyków czy Indii. Możemy i musimy przebijać czymś innych, tylko to wymaga kompleksowego spojrzenia na rynek pracy, postawienie strategicznych celów, zmian w edukacji etc.

Boni: Przegrywamy chociażby ilością informatyków

Money.pl: Co sądzi Pan o otwarciu polskiego rynku pracy na wschód?

M.B.: Rynki pracy na świecie są mobilne, dynamiczne. Od iluś już lat zarówno w rolnictwie, jak i budownictwie Białorusini, czy Ukraińcy tutaj pracują. Chodzi o to, żeby robili to legalnie. Jeżeli chodzi o otwarcie na dalsze regiony świata, to moim zdaniem wymaga to dyskusji. Jak przyjeżdża ktoś z Ukrainy, czy Białorusi, to przyjeżdża i wraca do siebie.

Jeśli chcemy kogoś ściągać z dalszych krajów, to najczęściej jest to taki rodzaj emigracji, który po jakimś czasie zamienia się w emigrację osiedleńczą. Niesie to różne problemy także o charakterze kulturowym. My zresztą – jako kraj – sami nie możemy podejmować decyzji o pełnej otwartości na zasoby zewnętrzne, bo oznacza to przyjazd osób do kraju, który jest krajem Unijnym.

Money.pl: Może to stworzyć jakieś zagrożenie dla polskiego rynku pracy? Wiele krajów obawiając się napływu taniej siły roboczej stosowało na przykład wobec nowych członków Unii okresy przejściowe, a w niektórych – jak na przykład w Austrii – taki okres będzie obowiązywał jeszcze przez dwa lata.

M.B.: Z jednej strony się boją, a z drugiej w różnych sektorach uzupełniających, w Wiedniu pracują polskie gospodynie domowe, a w niemieckim rolnictwie mnóstwo Polaków. Mówią, że nie można się otwierać, a i tak się otwierają. Moim zdaniem wewnątrz Unii takie bariery powinny być zniesione jak najszybciej. Natomiast jak myślimy o otwarciu się na inne strony świata, to trzeba to poddać dokładnej analizie.

Money.pl: A czy deklaracja obniżenia klina podatkowego o 7 proc., do 2008 r. nie została podjęta za późno?

M.B.: Gdyby takie decyzje zostały podjęte pod koniec 2005 r. miałyby bardzo dobry wpływa na gospodarkę. Dzisiaj nie jestem tego pewien. Jeżeli chcemy generalnie zmniejszać dla wszystkich pozapłacowe koszty pracy to tak, ale w większej skali i z równoczesnym porządkowaniem systemu wydatków socjalnych, czego Pani minister Zyta Gilowska nie chce robić.

wiadomości
wywiad
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)