Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Łukasz Pałka
|

Boniecki: Dialog religii jest trudny, ale konieczny

1
Podziel się:
Boniecki: Dialog religii jest trudny, ale konieczny

Money.pl: Jaka pierwsza myśl przychodzi Księdzu do głowy, kiedy słyszy o budowie nowego meczetu w Warszawie:

*Ksiądz Adam Boniecki, redaktor naczelny _ Tygodnika Powszechnego _: *Że to będzie bardzo trudne dla Polaków, którzy mają w sobie niechęć do _ Innych _. To będzie dla wszystkich test i lekcja. I nie chodzi tu wcale o to, że to jest meczet, ale o to, że mamy do czynienia z ostentacyjnym pojawieniem się czegoś nam obcego.

Sprzeciw wobec meczetu wynika Księdza zdaniem z braku tolerancji czy bardziej z lęku?

Sądzę, że nie należy tych spraw sobie przeciwstawiać. Protesty i wszelkie argumenty pokazujące islam jako religię nienawiści, czy braku wolności pozwalają ten strach racjonalizować. Tymczasem meczet nie musi przecież być jakąś tajną machinacją z Bliskiego Wschodu, wylęgarnią fundamentalistów. Jest przecież nurt islamu otwarty, zdolny do dialogu, współegzystujący z chrześcijaństwem.

Z drugiej jednak strony trzeba się też bać naiwności. Faktem jest, że meczety są przez niektóre grupy traktowane jako punkty oparcia dla ekspansji i fundamentalizmu. Pamiętam historię z Włoch, gdy ksiądz przed kościołem spotkał dwóch imigrantów, którzy bardzo śmiecili. Poprosił ich by tego nie robili, bo on to musi sprzątać. Odpowiedzieli, że co za różnica, skoro za jakiś czas nie będzie tam już kościoła lecz kolejny meczet.

Nie można jednak odpowiadać wrogością wobec islamu. Chrześcijaństwo to otwarcie się na innych, zasypywanie przepaści. Trzeba budować jedność, mimo ryzyka, jakie mogą nieść ze sobą fundamentaliści, którzy są przecież obecni nie tylko w islamie, ale także w chrześcijaństwie i innych religiach.

A być może ten strach przed meczetem to wynik niepewności i słabości naszej wiary? Bo kiedy muzułmanie są gotowi walczyć o kolejne meczety, to u nas dyskutuje się, czy nie wycofać krzyży ze szkół.

W sprawie krzyży przerabiamy właśnie szybką lekcję, którą Zachód miał bardziej rozłożoną w czasie. Przez lata w Polsce religia była zepchnięta, szykanowana, izolowana. Panował podział na _ nas _ i _ onych _. Zrodziło to wielką potrzebę gromadzenia się w kościołach i eksponowania religijności nawet wśród niewierzących. Ta nienormalna sytuacja się skończyła i zaczynają pojawiać się inne głosy. Moim zdaniem te protesty przeciw krzyżom to zjawisko marginalne. Bo przecież nawet większości niewierzących albo niepraktykujących widok kościoła czy krzyża nie przeszkadza.

Pójdźmy dalej. Muzułmanie potrafią tysiącami zjednoczyć się w protestach przeciw karykaturom Mahometa, a u nas nie było słychać głosu sprzeciwu, gdy znana artystka zaprezentowała genitalia na krzyżu.

No dobrze. Ale czy te protesty są w chrześcijańskiej mentalności czymś właściwym? To kwestia kultury. Jeżeli jakiś artysta _ nie chwyta _, że to co robi, może być niewłaściwe i kogoś obrazić, to sądowym wyrokiem czy protestami się tego nie zmieni. Chrześcijaństwo od samego początku istnienia prowokowało różne reakcje i komentarze. Wykpiwanie się pojawiało. Już pierwsze wieki chrześcijaństwa przyniosły opowieści o Matce Boskiej, która poczęła Jezusa z jakimś tam marynarzem. Chrześcijaństwo ma jednak zmieniać świat siłą słowa, a nie protestami, świętą wojną.

Choć taki etap, ta religia również ma za sobą.

Jeździliśmy na wyprawy krzyżowe. O tym się często zapomina, że mordowaliśmy ludzi z okrzykiem _ Bóg tak chce _. Za to papież Jan Paweł II przeprosił. Rozmawiamy w rocznicę jego śmierci. Siłą tego Starca, który zmienił świat, było właśnie słowo. Jeździł na krańce świata, by mówić o miłości, pokoju i przebaczeniu. To jest chrześcijaństwo.

Co nam po tych pięciu latach pozostało ze zjednoczenia, które zapanowało po śmierci Jana Pawła II?

Pięć lat temu wszyscy byliśmy zaskoczeni tą jednością. Nie wiedzieliśmy, że coś takiego w nas jest. Tamta sytuacja spowodowała, że podziały wyparowały i staliśmy ramię w ramię. Gdybyśmy byli _ do dna _ podzieleni, to takie zjednoczenie by nie nastąpiło. Potem, jak to w życiu, wróciliśmy do sporów, ludzkich interesów, ambicji, namiętności. I tak będzie do końca świata. Ale ważne jest pytanie, czy w sytuacji krańcowej potrafimy się spotkać. Ja wierzę, że potrafimy. Pokazaliśmy to i to jest najważniejsze.

A nie jest dla księdza paradoksem, że z jednej strony bardzo lubimy podkreślać laickość Europy, ale gdy przychodzi do dyskusji o muzułmanach, od razu jako argument przeciw nim wyciągamy chrześcijańskie korzenie Europy?

To rzeczywiście jest dziwne. Przez wiele lat Europa żyła w przekonaniu, że rozwój cywilizacji oznacza laicyzację i wyeliminowanie religii z życia ludzi. Teraz wiemy, że to nierealne. W człowieku jest potrzeba wiary, transcendencji, jakiejś religii. Pokazuje to doskonale pokolenie najmocniej dotknięte laicyzacją, młodzi ludzie, którzy spotykają się w Lednicy, czy w ramach wspólnoty Taize. Wśród nich hałas laicyzacji trafia na szklaną ścianę.

Z drugiej strony faktem jest laicyzacja życia publicznego. Kiedyś struktury państwa były religijne. Wierzono, że koronacja jest sakramentem, a król jest pośrednikiem Boga. To było bardzo świątobliwe, ale wewnątrz nie zawsze było czyste. Dziś chrześcijaństwo jest w świecie, gdzie struktury publiczne są kategorią ziemską. Ale wcale nie znaczy to, że człowiek jako jednostka nie ma potrzeby wiary.

Ta laicka Europa zakazuje jak w Belgii noszenia hidżabów. W Szwajcarii zakazuje budowania meczetów. A przecież islam to religia, która jak żadna inna jest powiązana z życiem publicznym, państwem. Jesteśmy zatem na prostej drodze do konfrontacji?

Jeżeli tak by się stało, to byłoby bardzo smutne. Rozumiem poczynania władz, które boją się ekspansjonistycznych intencji muzułmanów. Ale obawiam się, że te zakazy nic nie dadzą. W PRL-u zakaz manifestacji sprzyjał rozwojowi i pogłębieniu Kościoła. To samo działo się z Związku Radzieckim, gdzie z popiołów wyrosły przejawy religijności, która przetrwała.

Sugeruje Ksiądz, że zakazy paradoksalnie wzmocnią islam w Europie?

Na pewno wzmocnią napięcia. To prosty proces psychologiczny: zakazy wzmacniają fundamentalizm i niebezpieczeństwo. To dalekie od tego, co nazywamy dialogiem kultur.

To jak zatem ten dialog prowadzić?

Bardzo ostrożnie. Bo z jednej strony trzeba dbać o bezpieczeństwo społeczeństw i nie można dopuścić do tego, by meczety stały się centrami fundamentalizmu. Nie można być naiwnym i udawać, że tego problemu nie ma. Ale z drugiej strony nie można przecież prowadzić dialogu z pozycji totalnej podejrzliwości.

Dialog wymaga wyjścia ze swojej pozycji i usłyszenia tego, co mówi druga strona. To przecież problem nie tylko w kontaktach między religiami, ale w dialogu w samym Kościele. Ciągle przesuwamy się w stronę opluwania, niezrozumienia, niechęci. Rozładowywanie tych napięć jest niezwykle trudne, bo niezwykle wielka jest ludzka wrażliwość w sprawach religijnych. Bardzo łatwo kogoś dotknąć nie mając nawet takiego zamiaru. Tymczasem Bóg jest jeden dla wszystkich ludzi. Na Sądzie Ostatecznym nie będzie egzaminował nas z chodzenia do kościoła. Tylko powie, że był głodny i zapyta, czy mu wtedy pomogliśmy.

A jak muzułmanin powie wtedy: _ Pierwszy raz cię widzę _

To nic nie szkodzi. Bo _ cokolwiek zrobiłeś, to mnie zrobiłeś _. Liczy się to, czy byłeś dobrym człowiekiem. Dlatego w tym dialogu religii trzeba szukać tego, co nas wszystkich łączy.

Obie religie współistnieją nie tylko w Europie. W Marsylii powstaje właśnie meczet, który będzie miał ponad trzy tysiące metrów kwadratowych i pomieści siedem tysięcy ludzi. Wyobraża sobie Ksiądz budowę takiego kościoła w Arabii Saudyjskiej?

Żartuje Pan. Tam idzie się do więzienia za odprawienie mszy we własnym domu.

Właśnie o to mi chodzi. Po co w ogóle mowa o dialogu w Europie, skoro nie ma go na Bliskim Wschodzie?

Ale Kościół nie działa jak dyplomacja. Nie ma _ oko za oko _, jednego wydalonego dyplomaty za wydalonego dyplomatę. Wrócę do myśli z początku naszej rozmowy. Kościół mówi: zło dobrem zwyciężaj. Nadstaw drugi policzek, szukaj w człowieku tego, co dobre. To jest właśnie to wariactwo miłości, które głosi Ewangelia.

Ale nie zmienia to faktu, że chrześcijanie na Bliskim Wschodzie, może poza Libanem, są w odwrocie. Czy władze kościelne robią coś, by im pomóc?

Oczywiście. Upominają się, stolica apostolska robi co może, ale bez awantur. Kilka lat temu rozmawiałem w Rzymie z muzułmaninem, który przyjął chrześcijaństwo, został ochrzczony przez Benedykta XVI. Świetnie zna islam, Koran. Przeszedł głębokie przemiany. Teraz ma na sobie dwa wyroki śmierci i ostrzega przed okrucieństwem islamu i jego determinacją wobec chrześcijaństwa. Takiego głosu też trzeba słuchać. Nie można ukrywać, że problemu nie ma. Ale to nie zwalnia nas z dialogu, którego powodzenie w dużej mierze jest uzależnione od każdego z nas.

Na koniec, czego by Ksiądz życzył czytelnikom Money.pl na święta?

Nie chciałbym zabrzmieć zbyt moralizatorsko. Ale życzyłbym, byśmy nie zatracili zdolności dostrzegania dobra. Nie dali się zasugerować ekspansji tego, co jest złe, brutalne i prowadzi do pesymizmu oraz wniosku, że zło jest wszechmocne. To jest właśnie istota świąt Zmartwychwstania. Że nawet śmierć nie jest ostateczna w naszym istnieniu. Że chrześcijaństwo przegrane jednak zmartwychwstało i przetrwało ponad dwa tysiące lat. Że siła dobra jest wielka i nie należy się bać na nie stawiać.

wiadomości
wywiad
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(1)
Małgorzata.
3 lata temu
religie dały swoim wiernym to co miały w ofercie najlepszego, czyli nadzieję na lepsze życie po śmierci. A w tworzeniu kulturalnych i zdecydowanych państw z sensownymi zasadami jakoś nie potrafiły sobie poradzić. Religie nie stworzyły policji, sądów czy cywilnych praw. Z tym poradzili sobie myślący ludzie. W religii morderca czy gwałciciel to też stworzenie boże i najlepiej mu wybaczyć czyn. Religie stoją na przegranej pozycji i to wszystkie.