Money.pl: Gdyby miał się Pan podjąć restrukturyzacji Poczty Polskiej, to co zrobiłby Pan w pierwszej kolejności?
Jacek Brzoska, prezes zarządu InPost, *firmy specjalizującej się doręczaniu listów*: **To bardzo trudne pytanie, na które ciężko jest odpowiedzieć jednoznacznie. Na pewno każda firma, która doręcza korespondencje, w tym Poczta Polska, powinna robić to co umie najlepiej czyli właśnie sprawiać, aby przesyłki szybko trafiały do odbiorców. Natomiast taka instytucja absolutnie nie powinna zajmować się sprzedawaniem dziesiątek różnych usług w swoich placówkach, bo w takiej sytuacji zapomina się od podstawowym źródle zarobków czyli właśnie doręczaniu korespondencji.
Money.pl: Chce Pan powiedzieć, że Poczta Polska zapomniała o swoim głównym zadaniu?
J.B.: Odwiedzając placówki tej firmy i widząc co mogę kupić w urzędzie pocztowym, mam czasem takie wrażenie.
Money.pl: Listonosze skarżą się, że mało zarabiają, władze Poczty Polskiej twierdzą, że nie mogą płacić więcej bo firma nie ma pieniędzy. Czy rzeczywiście przesyłki to jest trudny i nieopłacalny rynek?
J.B.: Rynek jest niewątpliwie trudny i każdy kto myśli, że w tej branży można natychmiast zarobić i do tego zarobić dużo, powinien szybko zweryfikować swoje plany.
ZOBACZ TAKŻE:
Natomiast nie zawsze jest tak, że żądania płacowe pracowników, którzy nota bene rzeczywiście zarabiają mało, muszą przekładać się na wzrost cen usług! Ukryte koszty są w każde firmie, w tym także w Poczcie Polskiej, gdyby nie one to ceny mogłyby być niższe i to nie kosztem płac pracowników.
Money.pl: Te ukryte koszty w Poczcie Polskiej to rozrost administracji w ciągu ostatnich lat?
J.B.: Między innymi tak! Proszę spojrzeć jaka jest relacja liczby listonoszy do liczby całego zatrudnionego w tej firmie personelu. Ta w sumie niewielka liczebnie grupa pracowników typowo operacyjnych, którzy zajmują się doręczaniem przesyłek, musi zarobić na całą ogromną strukturę.
Money.pl: Wobec tego jaka powinna być prawidłowa struktura zatrudnienia w procentach?
J.B.: Trudno jest operować procentami. Wydajność pracowników zależy od różnych czynników – od tego w jakim terenie pracują, jaka jest gęstość zabudowy, ile dostarczają korespondencji.
Nie wyobrażam sobie, aby nasi ludzie, którzy roznoszą korespondencję byli obciążani dodatkowo dziesiątkami kilogramów tzw. druków bezadresowych czyli ulotek i katalogów. I to jest jeden z głównych postulatów, który podnoszą protestujący listonosze. Ktoś kto ma doręczać korespondencje nigdy nie będzie dobrze robił jednoczesnego doręczania listów i druków bezadresowych! Te obowiązki powinny być rozdzielone i jeden z nich powinien zostać zdjęty z listonoszy.
Money.pl: To znaczy, że Poczta Polska usiłuje walczyć z konkurencją i utrzymać przerośniętą administrację „przykręcając śrubę” własnym pracownikom poprze narzucanie im kolejnych obowiązków?
J.B.: Dokładnie tak. W ciągu ostatniego roku pracownicy Poczty Polskiej wielokrotnie podnosili sprawę druków bezadresowych, za roznoszenie których listonosze w niektórych urzędach nie otrzymują dodatkowego wynagrodzenia. Jednocześnie ciągle jest skracany normatywny czas na doręczenie korespondencji. Nie można dobrze, tanio i przede wszystkim szybko doręczać korespondencji jeśli jednocześnie trzeba robić mnóstwo innych czynności.
Money.pl: A firma pocztowa może się utrzymać wyłącznie z samego doręczania korespondencji?
J.B.: Gdyby tak nie było oczywiście nie wchodzilibyśmy w ten biznes. Oczywiście w pierwszym okresie ciężko będzie o zyski, ale szacujemy, że po trzech czterech latach zaczniemy zarabiać.
Money.pl: Pana firma chce zdobyć w trzy lata 10 proc. rynku przesyłek, czy to zadanie byłoby trudniejsze gdyby Poczta Polska była instytucją prywatną, nie państwową firmą?
J.B.: Niewątpliwie prywatyzacja każdego podmiotu gospodarczego powoduje zwiększeni jego efektywności. A firma efektywna jest znacznie trudniejszym konkurentem.
Money.pl: Czyli tak naprawdę szansą Poczty Polskiej jest prywatyzacja. Tyle, że zapewne nigdy do tego nie dojdzie.
J.B. Sam pan sobie odpowiedział na to pytanie.