Bardzo zabawna jest akcja pod tytułem "Zabierz babci dowód". Pozbawienie babci możliwości głosowania ma uratować kraj.
Akcja zrobiła taką furorę, że nawet dowiedziała się o niej Państwowa Komisja Wyborcza. Przypomina, że nie wolno nikogo takimi wybiegami pozbawić prawa wyborczego. Grozi za to do 5 lat więzienia! Skoro PKW potraktowała akcję poważnie, to ja też spróbuję - choć to ryzykowne.
Jeśli bowiem popatrzymy serio, to akcja oznacza, że młodym ludziom (bo raczej starsi nie rozsyłają takich e-maili i SMS-ów) wydaje się, że na wynik wyborów można wpłynąć eliminując moherowy elektorat. Drodzy żartownisie od babcinego dowodu - na wynik wyborów można wpłynąć wrzucają głos do urny. Odkrywcze, prawda?
_ Nie wierzę, że niska frekwencja jest objawem zniesmaczenia obywateli klasą polityczną. Badania we Włoszech wykazały, że około dwie trzecie społeczeństwa źle ocenia polityków i jakość życia politycznego. Jednocześnie frekwencja w wyborach rzadko spada tam poniżej 70 procent. _
Dla 60 procent społeczeństwa ogarniętego abnegacją i tumiwisizmem, to pewnie recepta zbyt szalona.
Najgorsze jednak jest to, że w Polsce równie mało ludzi zainteresowanych tym, co dzieje się na ich podwórku, czyli nie biorą udziału w wyborach samorządowych.
Skąd ten tumiwisizm? Z braku prawdziwej samorządności i społeczeństwa obywatelskiego. Dopóki ludzie nie będą mieli poczucia, że mogą coś zrobić na swoim podwórku, nie będą czuli, że mają wpływ na jakieś wielkie rozgrywki w odległej Warszawie.
Dlaczego nie ma samorządności? Bo nie chcą jej politycy. Z wielkiej reformy administracyjnej rządu Jerzego Buzka zostały strzępy.
Konsekwencją nowego podziału administracyjnego kraju miało być usamodzielnianie się samorządów. Zamiast w stolicy, pieniądze miały być dzielone i wydawane w gminach, powiatach i województwach.
ZOBACZ NA BBLOG.PL:
> Nowa akcja - pobazgraj swoją kartę do głosowania
Ale decentralizacja oznacza mniej władzy dla polityków w centrali. Dlatego wciąż żyjemy w kraju nie zreformowanym w tej sferze od czasów Bieruta?
Do wzięcia udziału w wyborach może zniechęcać mentalność naszych polityków, którzy boją się, co to będzie się działo, gdy ich opiekuńcza ręka nie będzie już sięgała na podwórko każdego obywatela.
Zamiast jednak zabierać babci dowód, zagłosuj na tego, który będzie walczył z centralizmem. Który to polityk? Nie wiem. Poznaj kandydatów. Demokracja wymaga odrobiny wysiłku. Trochę większego, niż chowanie dowodu.
Jeśli nie ma w Polsce takich polityków, przepraszam za ten felieton.
| Kanapa w pokoju wygodniejsza od lokalu wyborczego |
| --- |
| Jeśli uznamy, że minimum przyzwoitości dla społeczeństwa zainteresowanego losem swojego kraju, to frekwencja powyżej 60 procent, Polacy interesują się swoim krajem w 27 procentach - tylko w czterech wyborach na 15 w domach zostało mniej niż 40 procent Polaków. * > 1989 rok, wybory do Sejmu kontraktowego - 62,70 proc. (25,31 proc. w II turze) * > 1990 rok, wybory prezydenckie - 60,63 proc. (53,40 proc. w II turze) * > 1991 rok, wybory parlamentarne - 43,20 proc. * > 1993 rok, wybory parlamentarne - 52,13 proc. * > 1995 rok, wybory prezydenckie 1995 - 64,70 proc. (68,23 proc. w II turze) * > 1996 rok, referendum "uwłaszczeniowe" - 32,40 proc. * > 1996 rok, referendum "prywatyzacyjne" - 32,44 proc. * > 1997 rok, referendum konstytucyjne - 42,86 proc. * > 1997 rok, wybory parlamentarne - 47,93 proc. * > 2000 rok, wybory prezydenckie - 61,12 proc. * > 2001 rok, wybory parlamentarne - 46,29 proc. * > 2003 rok, referendum akcesyjne - 58,85 proc. * > 2004 rok, wybory do Parlamentu Europejskiego -
20,90 proc. * > 2005 rok, wybory parlamentarne - 40,57 proc. * > 2005 rok, wybory prezydenckie - 49.74 proc. (50.99 proc. w drugiej turze) |
Autor jest dziennikarzem portalu Money.pl