Chochołowski: PJN nie chwyci, bo politycy są jak ogórki

Płody polskich rolników kiedyś wyróżniały się na tle produkcji z krajów o _ wysokiej kulturze rolnej _. W _ wysokiej kulturze _ wcale nie chodzi o to, że warzywa z Zachodu słuchają Mozarta a nasze disco-polo, tylko, że tam z hektara średniej klasy ziemi wyciskało się kilka ton płodów więcej.

[

]( # )Poncyljusz: Uciekają ci, którym zabrakło odwagi.

Pewien obcokrajowiec w latach 90. opowiadał na łamach polskiej prasy, co powinniśmy chronić. Ujął to tak: jadąc do Polski przejechałem samochodem pół Europy i dopiero, gdy wjechałem do waszego kraju, musiałem na stacji myć szybę i reflektory, bo były oblepione muchami. Dbajcie o to, aby te muchy u was były, bo to znaczy, że wasi rolnicy nie nadużywają środków chemicznych.

Kiedyś rolnicy rzeczywiście z umiarem używali chemii, ale nie dlatego, że chcieli produkować ekologicznie, tylko nie było ich na nią stać. Teraz już nie jesteśmy chwaleni za muchy (zresztą kto by się przejmował ich losem), tylko martwimy się, że radykalnie ubywa pszczół, które zapylają rośliny. Pszczoły giną, bo trują się tym, czym są spryskiwane uprawy.

Dlatego dziś określenie _ polskie warzywa _ - domyślnie lepsze od zagranicznych - nic nie znaczy. Niewiele się różnią.

To wszystko jednak nie oznacza, że nie należy wykorzystać koniunktury i nie lansować polskich produktów rolnych, jako lepszych. Można na tym sporo zarobić, jak zarabiają dziś bary sałatkowe. To jest właśnie majstersztyk marketingu: sprzedawać po 20 złotych parę listków sałaty z paroma plasterkami innych warzyw (koszt składników to zapewne od 50 groszy do złotówki). Wystarczy tylko wmówić konsumentom, że zdrowe odżywianie warte jest tej ceny.

Dlatego minister Sawicki nie powinien promować polskich warzyw w Polsce, gdzie jeszcze pamięta się ich prawdziwych smak, tylko zagranicą. Poza tym my będąc tu widzimy więcej niż zobaczy zagraniczny konsument. A co widzimy? To, że wielu rolników uprawia w ogródku marchewkę, sałatę i ogórki dla siebie, a na polu rosną te na sprzedaż dla mieszczuchów. Byłbym skłonny płacić więcej za polskie produkty, gdyby polscy rolnicy na obiad jedli to samo, co ja.

Z polskimi warzywami jest jak z politykami z PJN. Kto i dlaczego miałby ich kupić, skoro niczym się nie wyróżniają na szarym tle? Tak jak ministrowi Sawickiemu nie uda się wylansować przeciętnych polskich warzyw w Europie, tak przeciętnym politykom nie udało się wylansować PJN-u. Pytanie, czy bardziej należy żałować uciekinierów z PiS-u, czy polskich ogórków?