"Dwie elektrownie już mamy i sądzę, że powinniśmy mieć jeszcze dwie: zlokalizowane w północnych Czechach i na północnych Morawach" - stwierdził w czwartek na łamach prestiżowego dziennika "Lidove noviny" dyrektor Instytutu Badań Jądrowych w Rzeżu pod Pragą Frantiszek Pazdera. Istniejące siłownie atomowe to Dukovany i Temelin przy granicy z Austrią.
O poprzedzonych badaniami geologicznymi i hydrogeologicznymi planach budowy elektrowni jądrowej na północnych Morawach, w sąsiedztwie granicy z Polską, mówił już przed kilku laty (właśnie z tego powodu nazywany "atomowym dziadkiem") minister przemysłu i handlu w rządzie Milosza Zemana Miroslav Gregr. W koncepcji rozwoju sytuacji energetycznej kraju przygotowanej przez ten resort, budowy takiej elektrowni nie wykluczono.
Zdaniem Frantiszka Pazdery, produkcja energii elektrycznej w nowej siłowni jądrowej miałaby zrekompensować spadek produkcji w północnoczeskich elektrowniach na węgiel brunatny, którym kończą się już zapasy surowca. Zwiększone zdolności produkcyjne miałyby przy tym zaspokoić zwiększone zapotrzebowanie na energię. Jak się szacuje, w ciągu najbliższych piętnastu lat wzrośnie o jedną trzecią.
Ivo Vasza, dyrektor wydziału bezpieczeństwa i energetyki jądrowej w instytucie Pazdery stwierdził, że decyzję w sprawie ewentualnej budowy elektrowni jądrowej trzeba - z uwagi na 10-12-letni cykl realizacji - podjąć w ciągu najbliższych dwóch lat, bowiem już w końcu przyszłej dekady w Czechach zacznie brakować energii elektrycznej.
Jego słowa potwierdza ogromne zainteresowanie aukcją, w czasie której firma CzEZ (Czeskie Zakłady Energetyczne) zaoferowała dostawy 400 megawatów. Zapotrzebowanie było pięciokrotnie wyższe.