Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Czujko: Zamiast kampanii mamy walkę Gołoty

0
Podziel się:

Dwóch najważniejszych kandydatów na opuszczony urząd żałoba sprowokowało do złożenia ślubów milczenia. W debacie publicznej pojawiła się więc dziura, którą próbują zagospodarować pretendenci bez szans na powodzenie. No próbują, ale niewydarzenie.

Czujko: Zamiast kampanii mamy walkę Gołoty

Dwóch najważniejszych kandydatów na opuszczony urząd żałoba sprowokowała do złożenia ślubów milczenia. W debacie publicznej pojawiła się więc dziura, którą próbują zagospodarować pretendenci bez szans na powodzenie.

Weźmy na przykład wicepremiera Waldemara Pawlaka. Popracował on przez lata nad spojrzeniem i nie strzela już oczami dookoła, jak szpieg w otoczeniu. Nie po to jednak, by zostać prezydentem, a po to, by umocnić pozycję lidera jedynej partii, przed którą chłopi nie wieją do lasu.

Pawlakowi urząd prezydenta nie jest niepotrzebny. Jemu - podobnie jak i PSL - wystarcza pozycja wiecznego koalicjanta z niewielkim, ale stałym poparciem.W internecie Pawlak szaleje więc pewnie bardziej z chłopięcego pociągu do technologii, a nie z politycznego zaangażowania.

Spójrzmy na Andrzeja Olechowskiego. Choć deklaruje, że skacze mu ciśnienie na widok swojego trudno dostrzegalnego poparcia, to twarz ma kamienną. I wydaje się, że nie jest to kwestia elegancji, a raczej życiowego zmęczenia. Senior kampanii - bo na takiego Olechowski wygląda - pewnie żałuje, że przystał na prośbę Pawła Piskorskiego, który szukał twarzy do zbudowania poparcia dla siebie.

No i znalazł. Okazuje się jednak, że zbyt anonimową i zbyt zmęczoną, by wystarczyło sprzedać kilka kamienic, które starzy działacze Stronnictwa Demokratycznego rychtowali dla swoich wnuków. Nieprawdą jest też to, że Olechowski zbadał się ostatnio, by uspokoić wyborców. Ma ich tyle, że raczej zrobił dla siebie.

No i weźmy na koniec postać tragiczną tych wyborów - Grzegorza Napieralskiego. On jako najważniejszych z nieważnych kandydatów naprawdę się stara. Chyba nie zdaje sobie sprawy, że jego losy rzeczywiście mają dużo wspólnego z tragedią i to grecką. Bo nad szefem SLD wisi fatum - przegrana oznacza dla niego utratę przewodnictwa w partii i poważne załamanie kariery.

Miał więc przed sobą Napieralski wybór tragiczny, jak Antygona. Albo skonać w SLD-owskich lochach politycznego niebytu już od razu - bez wdzięczenia do wyborców ale z honorem. Albo sprzeniewierzyć się swojej aparycji i starać z niej wycisnąć magnetyzm i charyzmę. Wybrał to drugie i kombinuje. Chodzi pod fabryki, gdzie go ignorują, wymyśla hipotetyczny skład kancelarii, no i uśmiecha się aż boli.

Impas mógłby przełamać Włodzimierz Cimoszewicz, ale on się szybko obraża. Kampania wymownego milczenia mogłaby go nie urazić, ale wiadomo, że ktoś się zawsze wyrwie. Na przykład Andrzej Lepper, bo nie dość, że go nie zamknęli, to jeszcze pozwolili kandydować, jakby w sądach wszystkie kwity na niego wypłowiały.

Nie ma więc wyjścia. Pierwsza tura jest jak pierwsza runda Gołoty - wszystkim brak serca do prawdziwej walki. W drugiej będzie inaczej, ale też jak u pana Andrzeja - zacznie się równie groteskowe walenie poniżej pasa.

ZOBACZ TAKŻE:

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)