Czy marszałek Schetyna pstryknął tylko Palikota?

Były poseł Platformy zachowuje się nadal jak człowiek mocno pstryknięty, mimo że upłynęło sporu czasu od kiedy przebywał ostatni raz w towarzystwie marszałka Schetyny. Kandydat do parlamentu z Ruchu własnego imienia zmienił np. zasadniczo swój polityczny rynsztunek. Zamiast świńskiego ryja i wibratora trzyma oburącz w najnowszej reklamówce monstrualny bukiet. Niczym kwiaciarka spod krakowskich sukiennic, której zwinęli warsztat pracy.

W poniedziałek Janusz Palikot zamierza rozpocząć blokadę kancelarii szefa rządu, żeby zmusić Donalda Tuska do debaty ze sobą. Będzie przez pięć dni i nocy mieszkał na trotuarze, ponieważ nie został zaproszony przez TVN do panelu z udziałem PO, SLD, PSL i PJN. Stacja ponad wszelką wątpliwość nie jest własnością premiera ani nie dzierżawi lokalu w Alejach Ujazdowskich, więc tym razem wszystko się panu Januszowi popstrykało.

Trudno ustalić, czy posłanka Beata Kempa przebywała kiedykolwiek w zasięgu palców Grzegorza Schetyny, ale coś może być na rzeczy. Skoro była wiceminister sprawiedliwości i czołowa postać partii mającej w szyldzie atrybuty Temidy prowadzi kampanię na rzecz zwolnienia z aresztu czołowego bandziora wśród warszawskich kiboli, to jakby uszu nie przytykać, odgłos pstrykania unosi się nad jej głową.

Z samym prezesem sprawa też niewyraźna. Na Forum Ekonomicznym w Krynicy Jarosław Kaczyński nie omieszkał stwierdzić, że obecny system zamyka niekiedy niewinnych ludzi w więzieniach, co w ustach szefa PiS nie zabrzmiało szczególnie odkrywczo, gdyż, jak powszechnie wiadomo, jedynym winnym wszystkiego jest Donald Tusk. W kontekście poczynań posłanki Kampy tak uogólniona opinia może jednak wskazywać na wcześniejszą ingerencję marszałka Schetyny.

Zwłaszcza, że postępowanie prezesa układa się niezmiennie w pewien logiczny ciąg. Jeśli szef Prawa i Sprawiedliwości kombinuje do utraty tchu, jak obejść prawo, żeby prof. Zyta Gilowska mogła się zmierzyć w debacie z ministrem finansów, to albo zapomniał co firmuje, albo powinien się trzymać od Schetyny przynajmniej na wyciągnięcie ręki.

Gdyby odruchy marszałka Sejmu przeniknęły do elektoratu, może on zacząć masowo sięgać do narodowej skarbnicy metod wychowawczych, w której tarmoszenie za uszy zajmowało niepoślednie miejsce, zanim wprowadzono bezstresowe szkoły. Tym bardziej, że społeczeństwa nic nie chroni przed stresem, który z coraz większym natężeniem fundują mu tzw. elity polityczne.