Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Rafał Wójcikowski
|

Deflacja – zagrożenie czy lekarstwo?

0
Podziel się:

Wielcy ekonomiści, i ci amerykańscy, i ci europejscy - że o naszym rodzimym produkcie nie wspomnę - wszyscy jak jeden mąż głoszą nadchodzące nowe zagrożenie. Ma ono mieć katastrofalne skutki dla biednych szarych obywateli – tzn. chyba mówią o nas. Nad światem krąży widmo deflacji.

Ponieważ Lubicie Państwo prowokacje, nie ukrywam, że z każdym nowym tygodniem wzbiera we mnie chęć na coraz śmielsze eksperymenty myślowe. Mam przy tym nadzieję, że większość z moich artykułów zmusza Państwa do refleksji ekonomicznych, i że krytyka moich słów poprzedzona bywa procesem starannego myślenia.

Ale do rzeczy. Wielcy ekonomiści, i ci amerykańscy, i ci europejscy - że o naszym rodzimym produkcie nie wspomnę - wszyscy jak jeden mąż głoszą nadchodzące nowe zagrożenie. Ma ono mieć katastrofalne skutki dla biednych szarych obywateli – tzn. chyba mówią o nas. W świetle tego zagrożenia dotychczasowa recesja w Europie, wojna w Iraku, bezrobocie w Polsce, czy też SARS w Chinach mają być jedynie miłym wspomnieniem dawnej rzeczywistości.

Nad światem krąży widmo deflacji. Jak donoszą analitycy potwór ten ma więcej głów od hydry, jedynym sposobem na walkę z nim jest ... obniżanie stóp procentowych i konsumpcja nad wyrost. Ale nawet te medykamenty okazują się w wielu przypadkach nieskuteczne. Nikt jednak nie analizuje szerzej przyczyn, dlaczego deflacja jest uznawana za zło najgorsze.

Moim zdaniem nie ma nic złego w deflacji, ba istnieje uzasadnione przypuszczenie, że jest ona dobra, przede wszystkim dla szarego człowieka, konsumenta. Bo co to jest ta deflacja? To zjawisko odwrotne do inflacji, czyli następuje stały niesezonowy spadek cen dóbr i usług. Deflacja kojarzona jest z recesją, spadkiem popytu, bezrobociem, krachem, jednak całkiem niesłusznie. Obecnie większość rozwiniętych krajów, a nawet Polska, stoi na skraju deflacji. Mówi się nawet że obecne osłabienie USD względem EUR jest pewną formą obrony USA przed deflacją.

Jak wygląda deflacja z punktu widzenia szarego obywatela - konsumenta? Otóż deflacja oznacza, że jutro mogę kupić za te same pieniądze więcej niż dzisiaj. Intuicyjnie każdy z nas powinien odbierać taką informację za dobrą, a nie za złą, tak jak za dobrą monetę bierzemy obniżkę cen w sklepie, nie zaś podwyżkę.

W czasach komunizmu, Pamiętacie Państwo?, uciekaliśmy przed szalejącą inflacją. Pieniądz stale tracił na wartości, kupowaliśmy co tylko popadnie, tylko po to, aby pozbyć się trefnego pieniądza. W rezultacie stawaliśmy się posiadaczami zbędnych czajników, zlewozmywaków, magazynowaliśmy cukier, mąkę, części samochodowe itp. – wszystko dla zachowania wartości. Nasze decyzje konsumpcyjne były, delikatnie mówiąc, nieprzemyślane.

Przy deflacji jest odwrotnie, każdą złotówkę, dolara, czy euro oglądamy trzy razy, zanim zdecydujemy się na co go wydać. Jutro bowiem będzie można za niego kupić więcej. Nie musimy się spieszyć z podejmowaniem decyzji konsumpcyjnych, nasze wybory są bardziej efektywne, trafniejsze, szanujemy nasze pieniądze, efektywniej alokujemy kapitał.

Nieco trudniej mają sprzedawcy. Muszą się bardziej zastanawiać nad tym, co my chcemy właściwie kupić. Jeśli nie odgadną naszych gustów, to mogą zostać narażeni na straty, bowiem ceny spadają. Także producenci nie mogą produkować na zapas, bowiem trzymanie gotówki opłaca się znacznie bardziej niż niepotrzebna produkcja czy też niepotrzebne inwestycje.

Jakość towarów i usług zaczyna odgrywać pierwsze skrzypce. Tylko bowiem takie dobra mają szansę na zbyt. W świecie inflacji sprzedają się towary krótkotrwałego użytku, które wymienia się często na „nowsze modele”. Nie zastanawialiście się Państwo nad tym, dlaczego dziś niczego nie opłaca się naprawiać? To nie tylko kwestia rozwoju technologii, to także kwestia świata inflacji. W świecie deflacji królują dobra trwałe i naprawialne.

Jest prawdą, że w XX stuleciu deflacji towarzyszyły z reguły recesja, bezrobocie i bankructwa. Nie można jednak mylić skutku z przyczyną. Deflacja nie jest przyczyną kryzysów, jest skutkiem recesji i najlepszym lekiem na wyjście z niej. Owszem, jest to lek dosyć radykalny, ale nie ma lepszego sposobu na szybki powrót do równowagi pomiędzy nadmierną podażą a ograniczonym popytem. Z reguły winę za tą nierównowagę ponosi wcześniejszy styl życia – nadmierna konsumpcja finansowana kredytem i nadmierne inwestycje w zwiększanie potencjalnej podaży mylnie zakładające dalszy wzrost boomu popytowego.

Deflacja jest klęską dla banków centralnych i finansów publicznych – i to najprawdopodobniej jest najpoważniejsza przyczyna walki z nią przez elity finansowe. Deflacja powoduje znaczący wzrost realnego oprocentowania długu publicznego, nie można lekką ręką wydawać pożyczanych pieniędzy, nie można w prosty sposób pobudzać gospodarki od strony popytowej – czyli to co pewne tygrysy lubią najbardziej.

Deflacja to jakby oddawanie pieniędzy przez obywateli z powrotem do emitenta. Przy inflacji banki centralne osiągają zyski z emisji pieniądza, przy deflacji ilość potrzebnego pieniądza zmniejsza się. Nie można więc go drukować bez odpowiedniego pokrycia. Z dnia na dzień papierki zwane banknotami zyskują na wartości, a odpowiedzialność za realizację ponosi bank centralny. Ponosi więc on straty przy deflacji – a to dlatego, że wcześniej tak naprawdę emitował pieniądz papierowy bez 100% zabezpieczenia aktywami. Jeśli bank centralny miałby pełne pokrycie emisji w złocie czy aktywach, nie byłoby problemu – ale tak nie jest.

To jednak są problemy banku centralnego i fiskusa. My konsumenci, pracownicy, inwestorzy tylko zyskujemy. Co z tego, że nominalna wartość sprzedaży stoi w miejscu lub nawet spada, skoro realnie rośnie? Japonia, która ostatnio przeżywa deflację, ma dodatni realny wzrost gospodarczy pomimo nominalnego jego spadku.

Tak więc nie bójmy się deflacji, bójmy się przyczyn jej występowania. Deflacja jest naturalnym lekarstwem dla chorych gospodarek i jeśli nadchodzi jej czas, to znaczy że system sam potrzebuje się uleczyć.

wiadomości
felieton
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)