Armia, która przejęła władzę w Tajlandii, konsoliduje tę władzę, starając się tłumić protesty i zapowiadając ożywienie gospodarki. Dziś junta ostrzegła, że ci, którzy nie zastosują się do jej poleceń, będą odpowiadać przed sądem wojskowym.
Równocześnie zapowiedziano, że prawie milion rolników, którym państwo winne jest pieniądze w związku z nieudanym programem subsydiowania ryżu, prowadzonym przez obalony rząd premier Yingluck Shinawatry, zostaną spłaceni w ciągu miesiąca.
Władzę w Tajlandii sprawuje obecnie dowódca armii generał Prayuth Chan-ocha i jego junta - Narodowa Rada Pokoju i Porządku.
Rzecznik armii Winthai Suvaree przestrzegł przed protestami przeciwko władzy wojskowych. Mimo to w Bangkoku coraz więcej ludzi protestuje przeciwko zamachowi stanu. Na razie nie dochodzi jednak do poważniejszych incydentów.
Zamieszki w Tajlandii. Wojsko rozpędziło protest
Wojskowi rozmawiali dziś z politykami, urzędnikami resortów handlu, finansów, energetyki i przedstawicielami kół biznesu, podkreślając potrzebę ożywienia gospodarczego.
Przedstawiciel armii powiedział szefom 18 gazet, że w poniedziałek król Bhumibol Adulyadej zatwierdzi generała Prayutha jako przywódcę rządzącej rady wojskowej. Reuters podkreśla, że będzie to _ znacząca formalność w kraju, w którym monarchia jest najważniejszą instytucją _.
Armia zdecydowała się na wprowadzenie stanu wojennego po wielu miesiącach antyrządowych protestów, głównie w Bangkoku, w których zginęło 28 osób, a setki zostały ranne. Przejmując władzę, wojsko zawiesiło konstytucję i rozwiązało obie izby parlamentu. Zatrzymano wielu polityków, w tym Yingluck Shinawatrę. Armia twierdzi, że chodzi o to, by osoby zaangażowane w konflikt polityczny w kraju _ uspokoiły się i miały czas na przemyślenie _.
Czytaj więcej w Money.pl
