Prezes PiS odebrał to jako potwarz i - chcąc nie chcąc - musiał podjąć wyzwanie. Wtedy jednak to Tusk kazał Kaczyńskiemu ustawić się w kolejce za Kwaśniewskim. Premier ostrzegł więc, że w tej sytuacji spotka się tylko ze zwycięzcą tego pojedynku. Równocześnie sugerując, że zapewne będzie nim były prezydent. **
Nieoczekiwana zamiana debat
Kolejność znienacka uległa jednak zmianie. We wtorek okazało się, że to debata szefów PiS i PO będzie pierwszą, a były prezydent ma być niejako deserem. Z tym, że jedynie dla Tuska, bo Kwaśniewski nie przewiduje możliwości dania rewanżu Kaczyńskiemu.
Jednak po kilku godzinach były prezydent zaczął się zachowywać niczym zła baletnica, której przeszkadza nawet rąbek u spódnicy. A to termin niedogodny, a to forma nieodpowiednia.
ZOBACZ TAKŻE:
Olejniczak: Będzie debata Kwaśniewski - Tusk Jak widać polscy politycy odkryli nowe pole, na którym można prowadzić polityczne rozgrywki. Jak małe dzieci w piaskownicy jednych zapraszają do zabawy, innym zaś każą zabierać zabawki i iść bawić się na inne podwórko.
Niestety całkowicie na drugi plan zeszła istota tego typu pojedynków – przekonanie widzów i słuchaczy do swojej koncepcji prowadzenia polityki, oraz wizji przyszłości kraju. Do przedstawienia i wytłumaczenia swojego programu. W końcu do pokazania swojej merytorycznej wyższości nad adwersarzem.
Trzej najważniejsi w Polsce politycy inaczej jednak pojmują istotę tego typu pojedynków. Im debata jest bowiem potrzebna w pierwszym rzędzie do czynienia uszczypliwości i złośliwości pod adresem przeciwników. Ponadto, jak pokazała pierwsza tercja – potyczka Kaczyński - Kwaśniewski, trudno raczej czegokolwiek od nich więcej oczekiwać.
Ten kto liczył (liczy), że dowie się jaka czeka go przyszłość pod rządami jednego, drugiego lub trzeciego lidera musiał (musi) się srogo rozczarować zamieszaniem wokół debat. href="http://www.money.pl/archiwum/felieton/artykul/drozdziel;politycy;nie;potrafia;nawet;zbajerowac;wyborcow,13,0,268045.html">
Podobnie jak kampania wyborcza, która w praktyce skupia się wyłącznie na ocenie i wytykaniu błędów przeciwnika, tak i debaty mają w pierwszym rzędzie służyć do jego zdeprecjonowania, a nie pokazania własnej nad nim wyższości.
Autor jest dziennikarzem Money.pl