Dwornik: Resort zdrowia chce szkolić armię konowałów

W starym dowcipie dwóch kolegów kwituje swoje niewysokie kompetencje pointą _ jak pomyślę jacy są z nas inżynierowie to aż się boję iść do lekarza _. Ale przestaje się robić śmiesznie, kiedy stary dowcip zamienia brodę na całkiem nową i bynajmniej nie abstrakcyjną twarz. Bo pomysł Ministerstwa Zdrowia, aby skrócić edukację lekarzy i specjalizacje oraz zlikwidować staże i egzaminy lekarskie to nie czarny humor. To fakt.

Karkołomne plany, którym sprzeciwiają się nie tylko lekarze, ale nawet - jeśli wierzyć medialnym obrazkom z uczelni medycznych - sami studenci medycyny i ich wykładowcy, pojawiają się w głowie Ewy Kopacz co najmniej od dwóch lat.

Teraz nabrały jednak na tyle realnych kształtów, że zostały zapisane w postaci projektu nowelizacji ustawy. Ustawy która u laika wywoływać może przerażenie, podgrzewane jeszcze przez środowiska medyczne - leczyć nas będą niedouczeni, niedokwalifikowani i niekompetentni lekarze!

[ ( http://static1.money.pl/i/h/161/t110497.jpg ) ] (http://news.money.pl/artykul/kopacz;obiecuje;pakiet;zdrowotny;jeszcze;jesienia,180,0,673716.html) Kopacz obiecuje pakiet zdrowotny jeszcze jesienią
Z tezą pomysłodawców, że dzięki radykalnemu skróceniu drogi do zawodu lekarza szybko przybędzie brakujących na rynku specjalistów można się oczywiście zgodzić. Tak samo jak z kontrargumentem: kto w życiu jeszcze nie trafił na lekarza, który bardziej zaszkodził niż pomógł, teraz będzie miał znacznie łatwiej.

Można oczywiście próbować dyskutować czy lepiej mieć mniej dobrych specjalistów, czy armię dobrze wyglądających w statystykach konowałów. Byle nie z którymś z rzeszy 20-30 tysięcy Polaków, którzy już teraz - jak szacuje Adam Sandauer ze stowarzyszenia Primum Non Nocere - każdego roku padają ofiarą medycznych błędów.

Obawiam się, że ani do nich, ani do ich rodzin nie trafi nawet argument, że od niedawna mogą przecież liczyć na wyższe odszkodowania, a może nawet nie będą musieli na nie czekać latami, o ile zrezygnują z walki w sądzie.

Z drugiej strony, skoro już nawet instytucja, która z definicji powinna dbać o nasze zdrowie uważa, że lepiej pójść na ilość, niż dbać o jakość, dlaczego nie posunąć się o krok dalej? Podobno każdy Polak zna się przecież na polityce, piłce nożnej i medycynie.

Dlaczego więc nie sankcjonować tej oczywistej wiedzy jeszcze prościej? Można przecież organizować kursy korespondencyjne i wydać poradniki _ Endokrynologia w weekend _. Błyskawiczny wzrost liczby specjalistów gwarantowany. Pomysł być może absurdalny, ale u psychiatry wyedukowanego w nowym systemie powinien przejść.

Autor jest dziennikarzem Money.pl