Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Dzik: Kościół nie mówi, że może zaakceptować in vitro

0
Podziel się:

W batalii nad prawną regulacją kwestii zapłodnienia pozaustrojowego wytaczane są coraz cięższe działa. Biskupi z ambon grożą ekskomuniką, rzecznik rządu obiecuje ciętą ripostę, lewica wywleka trupy z szafy i kontratakuje propozycją darmowej aborcji na życzenie.

Dzik: Kościół nie mówi, że może zaakceptować in vitro

*W batalii nad prawną regulacją kwestii zapłodnienia pozaustrojowego wytaczane są coraz cięższe działa. Biskupi z ambon grożą ekskomuniką, rzecznik rządu obiecuje ciętą ripostę, lewica wywleka trupy z szafy i kontratakuje propozycją darmowej aborcji na życzenie. *

Cała sprawa, jakby nie patrzeć, dotyczy marginalnej części społeczeństwa i gospodarki – kilku tysięcy par rocznie i kilkudziesięciu milionów złotych ewentualnego dofinansowania. Dziwi zatem przypisywana jej waga, ale cóż, taki urok medialnej demokracji. Kolejnym problemem jest to, że debata o zapłodnieniu pozaustrojowym jest równie gorąca, co niemerytoryczna.

Wypominanie biskupom, że surowo upominają wiernych, jest bezsensowne - taka jest w końcu rola pasterzy Kościoła. Upomnienia te mają zresztą znaczenia tylko dla praktykujących katolików, ateistyczny poseł lewicy nie musi się nimi w najmniejszym stopniu przejmować, bo przecież nie może zostać wykluczony ze wspólnoty, do której nie należał.

Co ciekawe, druga strona również podchodzi do tematu bardzo powierzchownie. Wbrew przekazom medialnym i potocznym wyobrażeniom, jednoznaczne potępienie in vitro wcale nie jest jedynym możliwym stanowiskiem katolickiej bioetyki.

Miałem w ręku podręcznik wybitnego etyka, jezuity, prof. Tadeusza Ślipki, w którym tzw. homogeniczne (w obrębie małżeństwa) zapłodnienie pozaustrojowe było rozważane jako możliwe do dopuszczenia. Rzecz rozbija się o kwestię animacji (momentu, kiedy zarodek otrzymuje duszę) i jej dwóch konkurencyjnych koncepcji w katolickiej bioetyce. Wiem o tym ja - teologiczny prostaczek, a katoliccy publicyści już jakoś nie i sugerują, że sprawy są proste jak budowa cepa. A nie są.

Niezależnie od merytoryki,presja na rozwiązanie kwestii in vitro jest olbrzymia. Na razie pewne jest jedno - obecny system, w którym zabieg jest nieregulowany prawnie i nie podlega refundacji, nie satysfakcjonuje żadnej ze stron. Sytuacja, gdy jedni uważają obowiązujące regulacje za zbyt restrykcyjne, a drudzy za zbyt liberalne, wydaje się legislacyjnym węzłem gordyjskim.

Nie z takimi problemami sobie jednak w Polsce radzono. Jak to bywa w sporach światopoglądowych, jeśli już koniecznie trzeba coś zmienić, proponuję ideę zgniłego kompromisu. Czy można jednak wypośrodkować jakoś postulaty biskupów i Joanny Senyszyn? Otóż można!

Zmieniając regulacje na takie, w których in vitro będzie w stu procentach refundowane przez Państwo i jednocześnie zabronione (zauważmy też intrygujący aspekt budżetowy takiego systemu). Byłoby to rozwiązanie niewątpliwie ekstrawaganckie, ale czy nie dobrze wpisujące się w meandry prawnej rzeczywistości naszego jakże dziwnego kraju.

Autor felietonu jest ekonomistą specjalizującym się w zagadnieniach racjonalności, ekonomii behawioralnej i psychologii hazardu

Czytaj w Money.pl

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)