*Ukraińscy politycy są zgodni. Groźba redukcji dostaw gazu to odpowiedź na zwycięstwo "pomarańczowych" w wyborach parlamentarnych. *
Takie są nieoficjalne reakcje w Kijowie na wtorkowe oświadczenie rosyjskiego koncernu, który zagroził, że jeśli Ukraina nie spłaci w październiku długu przekraczającego 1,3 mld dolarów, dostawy gazu zostaną ograniczone.
"Groźby te są co najmniej dziwne. Przecież to nie państwo ukraińskie, lecz firma RosUkrEnergo kupuje rosyjski gaz dla Ukrainy" - usłyszała PAP ze źródła w kancelarii prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki.
ZOBACZ TAKŻE:
Blok Tymoszenko wygrywa wybory
Rzecznik ukraińskiego resortu paliw i energetyki Kostiantyn Borodin wyraził podobną opinię. "Ukraina nie kupuje gazu od Gazpromu i w związku z tym nie ma wobec tego koncernu żadnych długów. Jest to spór między podmiotami gospodarczymi" - powiedział.
Politolog, szef kijowskiego Instytutu Strategii Globalnych Wadym Karasiow mówi wprost, że oświadczenie Gazpromu to nacisk polityczny, związany z formowaniem pomarańczowej koalicji po niedzielnych wyborach parlamentarnych na Ukrainie.
| Ukraina płaci obecnie za 1000 metrów sześciennych gazu 130 dolarów, ale cena ta zostanie na pewno znacznie podwyższona w przyszłym roku, jeśli do władzy dojdą na Ukrainie partie wywodzące się z pomarańczowej rewolucji 2004 roku. |
| --- |
Groźba Gazpromu wywołuje widmo wznowienia sporu między Rosją a Ukrainą, który może odbić się także na dostawach do państw Unii Europejskiej.
W komunikacie Gazprom napisał, że o problemach z dostawami gazu na Ukrainę powiadomił swoich europejskich partnerów. "Gazprom niejednokrotnie wysuwał wobec ukraińskich partnerów kwestię jak najszybszego spłacenia długu za gaz. Lecz nie ma żadnych realnych działań" - napisano w komunikacie prasowym.