Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Arkadiusz Droździel
|

Gomułka: Nie powiem Tuskowi, gdzie szukać oszczędności

0
Podziel się:
Gomułka: Nie powiem Tuskowi, gdzie szukać oszczędności

Money.pl: Znamy już wstępne założenia budżetu na przyszły rok. Dziś zajmie się nimi rząd. Minister finansów przewiduje, że gospodarka będzie się rozwijać w tempie 3,5 procent. Czy to nie jest przypadkiem zbyt ostrożne założenie? Przecież już w tym roku PKB ma urosnąć o 3 proc.?

Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów w rządzie Donalda Tuska: To nie jest zbyt ostrożne założenie. Podobnie uważa wielu ekonomistów oraz Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Rok temu mówiłem, że wzrost PKB w 2011 roku może wynieść nawet 4 procent, ale cięcia wydatków w wielu krajach europejskich spowodują, że gospodarka europejska dłużej będzie wychodzić z recesji.

Do tego nadal bardzo zachowawczo zachowują się gospodarstwa domowe. Konsumpcja rośnie, ale tempo wzrostu nie jest zbyt wysokie ze względu na niski realny wzrost płac oraz ciągle trudną sytuację na rynku pracy.

A może Jacek Rostowski ostrożnie planuje wzrost PKB, bo boi się niespodziewanych zawirowań w gospodarce światowej. A to mogłoby przysporzyć kłopotów i nam tak, jak to miało miejsce w ubiegłym roku?

Nie sądzę. O ile założenia do budżetu na ten rok były mocno konserwatywne, o tyle przyszłoroczne trudno za takie uznać. Zbyt optymistyczne są jednak założenia dotyczące wzrostu zatrudnienia i silnego spadku stopy bezrobocia z 11,6 procent w czerwcu tego roku do 9,9 procent na koniec przyszłego roku.

Nie wiem skąd to się bierze. Jeżeli tempo wzrostu PKB ma wynieść 3,5 procent, a tempo wzrostu wydajności pracy dla całej gospodarki w okolicach 4 procent, więc oczekiwałbym utrzymania się zatrudnienia na tym samym poziomie co obecnie.

Deficyt budżetowy ma wynieść w 2011 około 40 mld zł. To mniej niż rekordowe w tym roku 52 mld zł, ale i tak dalej jest to ogromna kwota. Nie ma szans na to, by bardziej go zmniejszyć?

Deficyt budżetu nie ma większego znaczenia. Dla inwestorów, Komisji Europejskiej i ekonomistów najważniejszy jest deficyt sektora finansów publicznych, który ma w 2011 roku wynieść 88 mld złotych. To sporo mniej niż w tym roku, gdy ma on osiągnąć poziom 97 mld złotych. Nadal jest to jednak ogromna kwota.

Co więcej w przyszłym roku będziemy musieli najprawdopodobniej więcej pożyczyć niż w tym. W tegorocznym budżecie na bardzo wysokim poziomie – 25 mld zł - zostały ustalone dochody z prywatyzacji. W przyszłym będą one jednak dużo niższe.

Rząd ma w ogóle szanse na szybkie i znaczne ograniczenie wysokości obu deficytów?

Premier Tusk i wicepremier Pawlak muszą się zastanowić, czy taki poziom deficytów jest do zaakceptowania. Należy pamiętać, że będzie to trzeci kolejny rok tak wysokiego deficytu. 88 mld złotych jest to bowiem kwota, która nie uwzględnia jakichkolwiek zmian ustawowych związanych z ograniczeniem wydatków. Zawiera jednak oszczędności wynikające z reguły wydatkowej (wydatki elastyczne budżetu nie mogą rosnąć o więcej niż 1 proc. ponad inflację - dop. red), a także zamrożenie płac w sferze budżetowej.

Zgadzam się z prezesem NBP Markiem Belką, który apeluje do rządu, by ten przyjrzał się bliżej możliwościom silniejszego zmniejszenia deficytu. Jeżeli tego nie zrobimy, rynki mogą zażądać wyższych odsetek od pożyczanych kapitałów, a tym samym wzrosną koszty obsługi długu publicznego

W takim razie w jakich obszarach rząd powinien szukać oszczędności?

Nie będę podpowiadał rządowi, szczególnie publicznie. Przedstawiciele rządu pytali mnie o opinię i ja takową przedstawiłem. Decyzja w tym zakresie należy do szefów koalicji. Obawiam się jednak, że w ciągu najbliższych kilkunastu miesięcy trudno będzie wprowadzić gruntowne zmiany ze względu na jesienne wybory samorządowe i przyszłoroczne parlamentarne.

Powinniśmy jednak brać przykład z innych państw europejskich, które decydują na redukcję deficytów często mimo skomplikowanej sytuacji politycznej. Przykładowo Łotwa przyjęła program ograniczenia deficytu o 10 proc. PKB. Jak jest się dostatecznie zdeterminowanym lub przypartym do muru to można znaleźć wiele możliwości redukcji zadłużenia obniżanie wydatków lub podwyższanie podatków.

A bez gruntownej reformy finansów publicznych, na którą się raczej nie zapowiadaprzynajmniej do wyborów parlamentarnych w 2011 roku, uda nam się uniknąć przełamania progów ostrożnościowych, a to by oznaczało konieczność radykalnego cięcia wydatków?

Z progami ostrożnościowymi jest pewien problem, wynikający z ich definicji. Oprócz tego mocno zależą od poziomu kursu walutowego. Dużą część naszego długu publicznego stanowi bowiem zadłużenie zagraniczne w walutach obcych. Jeżeli więc złoty w przyszłym roku znacznie się umocnił, to ryzyko przekroczenia progu 55 proc. by zmalało. Na razie jednak zmierzamy do przebicia tego poziomu.

Czy może to nastąpić już w przyszłym roku?

Zakładam, że tak. Jeżeli jednak rząd zaproponuje deficyt niższy niż te 88 mld zł o co ogłosił minister finansów, a dodatkowo złoty się umocni, to jest szansa, że uda się tego uniknąć.

A inwestycje będą w stanie pociągnąć gospodarkę, skoro resort finansów, że pozostaną one na tegorocznym poziomie?

Poziom inwestycji nadal jest stosunkowo wysoki, bo wynosi około 20 procent PKB. Tak więc ich wzrost rok do roku nie ma aż tak dużego znaczenia. Co więcej ich znaczny wzrost nie byłby uzasadniony, ponieważ mamy spory wzrost mocy produkcyjnych. Przyrost inwestycji w tempie 10-20 proc. w skali roku będzie natomiast potrzebny w latach 2012-2014. Wtedy oczekuję, że to będą lata boomu gospodarczego w naszym kraju i w Europie.

Jak to się przełoży na tempo wzrostu gospodarczego w Polsce?

Moim zdaniem w latach 2012-2014 nasza gospodarka będzie się rozwijać w tempie 5-6,5 procent.

Czy zagrożeniem dla realizacji tego scenariusza nie są obawy o stan gospodarki światowej? Wielu ekonomistów uważa, że wyjście z recesji będzie trwało dłużej niż się wcześniej spodziewano?

To raczej nie ma większego dla nas znaczenia, bo nasza gospodarka dogania te największe. Ponadto nie jesteśmy aż tak uzależnieni od eksportu. Praktycznie jest on zerowy do USA, a udział w rynku europejskim jest bardzo niewielki. PKB Starego Kontynentu wynosi około 10 bln euro, a polski eksport to 100 mld euro, czyli około 1 procent.

Dlatego jeżeli tylko nie będzie recesji w gospodarkach rozwiniętych i będą się one rozwijać w tempie 1 procenta, to wystarczy, by tempo wzrostu gospodarczego w Polsce wyniosło w latach 2012-2014 nawet 6,5 procent.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)